— Dlatego…
i jeszcze dlatego, że miałam piękny sen — odpowiedziała Tulcia.
— Aaaa…!
To melduj zaraz… jaki sen? — zainteresował się Tulcio.
— Poczekaj
no! Muszę sama najpierw pozbierać myśli i dokładnie sobie
przypomnieć — odpowiedziała Tulcia i błędnym wzrokiem
popatrzyła na brata, ale ciągle się uśmiechając. — Opowiem ci
po śniadaniu.
Kiedy już
po śniadaniu siedzieli na ławeczce przed domem, Tulcia zaczęła
opowiadać:
— Śniła
mi się piękna zabawa…
— No,
domyślam się… Skoro sen był piękny, to i zabawa musi być
piękna… Ale jak piękna? Z wyglądu? Czy może… ze smaku? —
przerwał jej zniecierpliwiony Tulcio.
— Piękna…
w ogóle… i koniec! A ty mi nie przerywaj, bo nigdy ci nie opowiem!
— Tulcia naskoczyła na brata, ale widząc jego proszące
spojrzenie postanowiła kontynuować opowiadanie snu. — Do zabawy
potrzeba dużo tupliczków. Wszystkie ustawiają się w kole z
wyciągniętą do tyłu lewą ręką. Ja podchodzę do każdego i
wkładam mu do ręki jeden guziczek. Nikt nie może podglądać
jakiego koloru jest ten guzik. A będą one różnego koloru. Tylko
jeden będzie czerwony, który wygrywa, i czarny, który przegrywa.
Potem tupliczki głośno wypowiadają formułkę gry i guziczki krążą
w obrębie koła, ale tylko po jego zewnętrznej stronie, tzn., że
tupliczki podają je sobie za plecami. Każdy tupliczek otrzymany
wcześniej ode mnie guzik podaje tupliczkowi stojącemu po jego lewej
stronie. Natomiast do prawej ręki dostaje guzik od innego tupliczka
stojącego po jego prawej stronie. Przekłada go (za plecami
oczywiście) do lewej ręki i znów podaje… itd. Przy czym,
tupliczki ciągle recytują wyuczoną formułkę i jednocześnie
przytupują nogami w miejscu, albo przestępują z nogi na nogę w
kierunku ruchu wskazówek zegara, lub na odwrót. Mogą też
wykonywać dowolne ruchy. Ważne, by przy tej zabawie trochę się
pogimnastykować. Następnie, kiedy tupliczki zgodnie z treścią
formułki krzykną: stop, wszystkie się zatrzymują i wyciągają
prawą rękę przed siebie i pokazują w jakim kolorze mają
guziczek. Ten, kto ma czerwony, wygrywa, i ma prawo wypowiedzieć
jedno życzenie. Ten, kto ma czarny, przegrywa, i musi to życzenie
spełnić. A potem spisuje się na kartce papieru imię tego co
wygrał i treść jego życzenia oraz imię tego co przegrał i
życzenie to musi spełnić. Tupliczek, który wygrał, rozpoczyna
kolejną zabawę. Zbiera od wszystkich tupliczków guziczki, wrzuca
do kubeczka i dokładnie je miesza. Potem rozdaje je tupliczkom
ustawionym znów ładnie w kole, wkładając każdemu po jednym, tak
samo jak ja, do lewej ręki. Samo wtedy nie bierze udziału w grze.
Pilnuje tylko, aby gra przebiegała prawidłowo. I na koniec gry
dopisuje do kartki, tak samo, imię wygrywającego, jego życzenie
oraz imię przegrywającego. A potem włącza się już do następnego
obiegu guziczków, czyli do następnej gry… No i co, fajna zabawa,
Tulcio? — Tulcia zakończyła pytaniem swoje opowiadanie.
— Hmm…!
Czy ja wiem…? A jakie życzenia tupliczki mogą wypowiadać? —
pytaniem na pytanie odpowiedział Tulcio.
— No,
realne… do spełnienia. A nie jakieś tam… wydumane —
odpowiedziała Tulcia po chwili namysłu.
— No
dobra! Niech będzie. Bawimy się. Zwołujemy tupliczki… Ty, zaraz…
A guziczki skąd? — zastanowił się nagle Tulcio, hamując
przypływ entuzjazmu.
— Spokojna
twoja głowa! Już przed śniadaniem poprosiłam o nie mamusię i ona
dała mi pełny kubeczek różnokolorowych guziczków.
— Halo,
halooo…! Tu-pli-czki…! Chodźcie tu do nas! Mamy dobry pomysł —
Tulcio wydzierał się na całe gardło. — Halo! Zbiórka
tupliczków!
Zewsząd
zaczęły nadciągać tupliczki. Ustawiały się naprzeciw rodzeństwa
Tulbunków i z bardzo zaciekawionymi minami spoglądały na nich.
— No,
gadajcie, coście wymyślili, bo nudzimy się jak stare mopsy —
zagaił najstarszy z tupliczków.
— Poczekajcie…
poczekajcie! Tylko was zliczę — zawołała Tulcia i zaczęła
szybko liczyć przybyłe dzieci. — No, wspaniale! Czternaścioro
dzieci. Z nami szesnaścioro… Guziczków powinno wystarczyć.
Tulcia
jeszcze raz zerknęła do maminego guziczkowego kubeczka. A kiedy
jego zawartość uspokoiła ją, zaczęła opowiadać tupliczkom o
nowej zabawie i jej regułach. Nie przyznała się tylko, że ta
zabawa jej się przyśniła. Tego dzieci nie musiały od razu
wiedzieć. Gdy skończyła opowiadać, popatrzyła z ciekawością na
ich miny. A miny tupliczków były różne. Jedne wyrażały
zadowolenie z nowej zabawy, inne tylko zaciekawione, a jeszcze inne,
a tych było najwięcej, niewielkie tylko zainteresowanie.
— Na
tulpika! Nie róbcie takich min! — zawołał ten sam najstarszy
tupliczek. — A co nam szkodzi spróbować? Może akurat będzie
tulpikowo?!
— Właśnie!
— podchwyciła Tulcia i zaczęła pośpiesznie ustawiać tupliczki
w kole i jednocześnie uczyć je słów zabawy.
W końcu
wszystko było już przygotowane do zabawy. Tulcia rozdała wszystkim
tupliczkom guziczki (oczywiście od tyłu) i zabawa miała już
ruszyć, gdy nagle Tulcio opuścił koło i doskoczył do siostry.
— A ty
co? Wymyśliła… i nie gra? Nie wywęszyłaś tu dla siebie
jakiegoś interesu? — zapytał niepewnym głosem i popatrzył na
Tulcię spod oka.
— Gra,
gra! Tylko zanim zabawa nabierze rozmachu i tupliczki pokapują o co
chodzi, muszę dopilnować jej przebiegu. Nie? — Tulcia skwitowała
z lekka nastroszona. — Kto zna najlepiej zasady gry jak nie ja?
— Aaa…
a to niezaprzeczalne, że ty. Masz rację — odrzekł Tulcio ze
skwaszoną miną i poczłapał do koła.
— Słuchajcie
tupliczki ! W tej grze ja nie biorę udziału. Będę czuwać nad jej
przebiegiem — głośno zakomunikowała Tulcia. — I jeszcze jedno!
W tej grze czerwony guziczek nie będzie krążył, gdyż ja go mam.
Myślę, że się ze mną zgodzicie, że ja, jako pierwsza, powinnam
go mieć. Nie wywęszyłam tu dla siebie żadnego interesu (tu:
wymownie popatrzyła na brata), tylko uważam, że powinnam do końca
pokazać wam zasady tej gry, w kwestii wypowiadania życzeń również.
No co, zgadzacie się?
— Eee
tam…! A niech ci Tulcia będzie! — wrzasnęły tupliczki prawie
jednocześnie. — Grajmy już! Grajmy!
Jesteśmy tupliczki
I gramy w guziczki.
Guziczków mamy wiele,
Więc grajmy przyjaciele!
W lewej ręce guzik masz,
Do prawej ręki mi dasz.
Z prawej do lewej przekładamy
I następnemu tupliczkowi damy.
Gra szesnaścioro tupliczków,
Więc tyle guziczków
Krąży z nami w koło,
A my liczymy wesoło:
Jeden, dwa, trzy, cztery… itd.
(w zależności od ilości dzieci można liczyć od
1— … — dowolną
ilość razy).
Guziczki różne podajemy,
W jakim kolorze — nie
wiemy.
Lecz teraz wołamy: STOP!
(obieg guziczków zatrzymuje się).
Prawa ręka — przed
siebie — HOP! (dzieci
wyciągają prawe rączki do przodu, nie pokazując jednak jeszcze swoich guziczków).
Czerwony wygrywa,
Czarny przegrywa.
Czerwony — ma życzenie,
Czarny — jego
spełnienie.
Prawe dłonie otwieramy…
Jakiego koloru guziczki
mamy? (dzieci
pokazują w jakim kolorze mają guziczki).
Tupliczki
były bardzo rozbawione, ale posłusznie otworzyły swoje dłonie i
zaczęły ciekawie spoglądać po sobie. Kto też ma czarny guziczek?
Kto będzie musiał spełnić Tulci życzenie?
Kiedy ten
pierwszy obieg guziczków się zakończył, Tulcia stwierdziła, że
zabawa przebiegała prawidłowo. Nie kryła zadowolenia.
— I
jak, tupliczki, było wspaniale, prawda? — spytała, a widząc same
radosne miny, zaraz dodała drugie pytanie. — Proszę teraz
powiedzieć, kto z was ma czarny guziczek?
— No
kto…? Ja… Przegrany-Tulcio-Pechowiec! — z niezbyt zadowoloną
miną zakomunikował Tulcio. — Nic tu Tulciu nie pokombinowałaś?
— No
wiesz! Jak możesz?! — Tulcia się oburzyła. Przecież to
niemożliwe. To czysty przypadek.
— Już
dobra! Wypowiadaj to swoje życzenie — odparł Tulcio już
udobruchany.
— Moim
życzeniem jest... abyś dzisiaj przez godzinę robił to samo co ja
— jednym tchem wypowiedziała Tulcia swoje życzenie i popatrzyła
niepewnie na brata.
— Ale
wymyśliła... Ale co mam robić?! — Tulcio zapytał z lekka
zaniepokojony.
— Och,
Tulcio! Po prostu… to samo co ja. Nic więcej — Tulcia odparowała
bratu.
— W
porządku już. Godzinę wytrzymam — zgodził się w końcu Tulcio
i dodał: — Zapisuj już na tej kartce co trzeba.
Po chwili
wszystko już było zapisane i tupliczki znów ustawiły się w kole
do następnego obiegu guziczków. Tym razem już Tulcia puściła w
obieg czerwony guziczek, na co tupliczki zareagowały bardzo radośnie
i z jeszcze większą ochotą przystąpiły do dalszej zabawy. Po
każdym zakończonym obiegu guziczków tupliczki z czerwonymi
guziczkami w rękach wypowiadały swoje życzenia. A życzenia były
przeróżne. Jedne życzyły sobie dostać jakieś łakocie, inne,
żeby nazbierać mu koszyczek poziomek, jeszcze inne, żeby ich
ponosić na baranach, albo żeby w ich imieniu pokazać język
zarozumiałemu koledze, albo zagrać mu na nosie… itp. życzenia.
Tupliczkom
tak bardzo przypadła do gustu ta nowa zabawa, a zwłaszcza
wypowiadanie życzeń, że nie chciały zabawy przerywać. Ale kiedy
guziczki już w szesnastej grze obiegły koło, Tulcia zdecydowała
zakończyć zabawę w tym dniu.
— Słuchajcie!
Na dzisiaj wystarczy, bo widzę, że kartka życzeń jest już cała
zapisana — ogłosiła i dodała: — A i wy jesteście już mocno
zasapani tą gimnastyką. Przechodzimy teraz do realizacji życzeń.
— Huraaa! Zaczynamy!
— wrzasnęły uradowane tupliczki.
— Tak,
zaczynamy spełnianie życzeń. Ale po kolei… ma się rozumieć —
szybko dodała Tulcia. — Zaczynamy od pierwszego życzenia
spisanego na kartce, a potem następne… i następne… itd. I
wszystkie tupliczki będą uczestniczyć w spełnianiu każdego
życzenia.
Tupliczki
przystąpiły więc do spełniania pierwszego życzenia, a że było
to życzenie Tulci, to Tulcia zażyczyła sobie, aby jej brat poszedł
za nią tam, gdzie ona idzie. Wszystkie tupliczki miały im
oczywiście towarzyszyć. Zaszli całą gromadą pod las, gdzie stała
mała chatynka starej babki Tuplimczychy. Babka mieszkała w niej
sama. Od zawsze. Wśród wielu tupliczków budziła lęk, bo
niektórzy mówili, że ona zajmuje się czarami. Kiedy więc Tulcia
powiedziała, że to tu jej brat będzie spełniał jej życzenie,
wystraszyły się nie na żarty.
Tulcia
też na moment ogarnął wielki niepokój, ale nie chciał się
skompromitować przed siostrą, a tym bardziej przed tupliczkami.
Pomaszerował więc posłusznie za Tulcią do wnętrza chatynki.
Wszystkie
tupliczki zatrzymały się zaś na podwórku. Były bardzo
wylęknione, ale też zaciekawione — co będzie dalej.
Stały
już tak dobrą chwilę i pomału zaczynały się niecierpliwić,
kiedy uszu ich dobiegł głośny śmiech rodzeństwa Tulbunków.
Wtedy ciekawość wzięła górę nad strachem. Podeszły bliżej
okna chatynki i… oniemiały z wrażenia. Zobaczyły jak Tulcio z
dużą miotłą zamiata podłogę, a Tulcia ją myje. Natomiast babka
Tuplimczycha siedzi w fotelu i coś im opowiada, a rodzeństwo co
rusz bucha gromkim śmiechem. Albo woła: „Ach!”, to znów:
„Och!”. "Ojejej!" też się im parę razy wykrzyczeć
zdarzyło. Co to ma znaczyć? Pod oknem rozległ się cichy szmer
zdumienia.
Wreszcie tupliczki, coraz
bardziej zaciekawione, zaczęły się przepychać jeden
przez drugiego, aby jak najwięcej zobaczyć, co też tam w środku
się dzieje. Po jakiejś chwili zobaczyły jak Tulcia i Tulcio siedzą
przy dużym stole w kuchni, a do ich wrażliwych nozdrzy doleciał
bajeczny zapach smażonych racuszków. Tego było już za wiele!
Wszystkie, jak jeden tupliczek, wparowały do środka i stanęły jak
wryte, przestraszone swoją odwagą. Gdy zobaczyły jednak
uśmiechniętą twarz babki, strach ich opuścił. Z zaciekawieniem
zaczęły się rozglądać po wnętrzu schludnej chatynki.
Babka
Tuplimczycha zaprosiła wszystkie dzieci do stołu i z uśmiechem
poprosiła, aby częstowały się racuszkami. A tego tylko tupliczkom
było trzeba. Uszczęśliwione zasiadły natychmiast do okrągłego
kuchennego stołu i zabrały się ochoczo za pałaszowanie pyszności.
Babka w
międzyczasie opowiadała im przepiękne stare baśnie i bajki.
Opowiedziała im nawet parę śmiesznych dowcipów.
Tupliczki
były przeszczęśliwe, że ktoś znalazł dla nich czas i im tak
pięknie opowiadał. Na koniec, trzymając się za obolałe brzuchy,
zastanawiały się głośno, czy brzuchy bolą ich z powodu
łapczywego jedzenia, czy może ze śmiechu. A przy tym głośnym
zastanawianiu, śmiały się jeszcze głośniej.
Kiedy po
wspaniałej uczcie tupliczki opuściły już chatynkę i maszerowały
raźnie wraz z rodzeństwem Tulbunków w stronę Tupliczkowa, jedno
przez drugie głośno wyrażały swój zachwyt nad tym wszystkim, co
w chatynce babki Tuplimczychy się wydarzyło, co zobaczyły, co
usłyszały, co jadły.
— Widzicie,
toż to wspaniała starowinka! — przekrzykiwał wszystkich
najstarszy z tupliczków. — Co też za brednie ludzie o niej
opowiadają? Na jej cześć rezygnuję ze swojego życzenia. Tulcia,
skreślaj mnie z kartki!
— Mnie też! Mnie
też! — głośno domagały się pozostałe tupliczki.
— Nasze
życzenia są niewiele warte — oznajmił jeszcze najstarszy z
tupliczków i dodał: — Teraz naszym życzeniem będzie pomagać
starszym i potrzebującym. Przynajmniej raz w tygodniu będziemy
chodzić do babki Tuplimczychy, aby jej pomagać. A w naszą nową
zabawę dalej będziemy się bawić, tyle, że będziemy wypowiadać
mądrzejsze życzenia.
— Brawo!
Brawooo! Mądrze gada! — krzyczały rozentuzjazmowane tupliczki.
Tulcia,
która wraz z Tulciem trzymała się do tej pory trochę na uboczu
całej grupy i przysłuchiwała się tupliczkom, z szerokim uśmiechem
puściła oczko do brata. Tulcio odpowiedział jej tym samym. Pokazał
jej jeszcze podniesiony do góry kciuk na znak dobrej roboty i
zaraz dołączył do uradowanych dzieci.
Tulcia
była zdumiona, ale przede wszystkim bardzo szczęśliwa, że jej sen
się spełnił, i to aż tak. — „Co za sen? Co za piękny sen? A
jawa? Jawa jeszcze piękniejsza” — pomyślała i pomaszerowała
za całą grupą radosnych tupliczków, drąc po drodze na
drobniutkie kawałeczki kartkę z życzeniami.