czwartek, 12 lipca 2018

Czarodziejski sen

Czarodziejski sen
(niby-bajka nie tylko dla dzieci)


Niedawno miałam dziwny sen. Śniło mi się, że odwiedziła mnie moja babcia. Niby to nic dziwnego, wszak w snach nasi bliscy zmarli często do nas wracają. Dziwne było to, że moja babcia przybyła do mnie na… miotle, z czarnym kotem na pokładzie. Jak prawdziwa czarodziejka. I jak na czarodziejkę przystało, była pięknie odziana: w czarną długą suknię, czarny szpiczasty kapelusz oraz czerwoną peleryną.
Co jeszcze było dziwne, babcia nie nazywała się Ania, jak za życia, a tak jak ja, Martyna. Tak się przedstawiła.
Kiedy wylądowała w moim ogrodzie, zwinnie zeskoczyła ze swojego środka lokomocji i z uśmiechem, zawołała:
Witam cię, moja kochana wnuczko Martynko! Myślę, że mnie poznajesz? To ja, twoja babcia Martyna!
Witam cię babciu, witam! — odpowiedziałam radośnie, szczęśliwa na jej widok. — Ależ oczywiście, że cię poznaję. Po twoim cudownym uśmiechu rozpoznam cię zawsze i wszędzie. Ogromnie się cieszę, że mnie odwiedziłaś, babciu A…
Nie Aa, a Ma, kochana wnuczko! — zachichotała pociesznie babcia.
Ależ oczywiście, babciu Martynko — spąsowiałam i powiedziałam speszonym głosem.
Rezon jednak w mig odzyskałam, bo przypomniałam sobie, że babcia zawsze była trochę ekscentryczna i ciągle się u niej coś zmieniało. Albo ona sama zmieniała. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Kiedy byłam małą dziewczynką, to nieraz myślałam, że babcia ma coś w sobie z czarodziejki. Ba, czasami nawet byłam wręcz przekonana, że czarodziejką jest.
Posłuchaj, moja kochana wnuczko Martynko. — Babcia po chwili chichotania znów się odezwała, przerywając moje rozmyślania. — Przybyłam do ciebie w konkretnym celu. Otóż potrzebny mi jest jakiś wierszyk dla moich drogich wychowanek, a wiem, że ty umiesz pisać… no, może nie aż tak dobrze, ale piszesz od serca, i to jest najważniejsze. Dlatego chcę, abyś to właśnie ty napisała ten wierszyk.
Dziękuję ci babciu Aa… Ma… Martynko… za serdeczne słowa — zająknęłam się znów nieco speszona i zaskoczona jednocześnie. — Napiszę. Z pewnością na… na… napiszę… — Wreszcie zabrakło mi tchu z wrażenia, ale po kilku głębszych oddechach, zdołałam wydukać jeszcze i pytanie: — Ale o czym ma być ten wierszyk?
O tobie! O tobie, moja kochana.
Że co...? Że o mnie?! — zdziwiłam się tak bardzo, że żadnego słowa więcej nie mogłam z siebie wydusić. Wpatrywałam się tylko w babcię szeroko otwartymi oczami, oniemiała całkowicie.
Tak, moja ty czarodziejko! — znów pociesznie zachichotała babcia. — Dzisiaj jest pełnia księżyca. Podczas następnej pełni przybędę wierszyk odebrać. Masz zatem 27 dni czasu.
Babcia Ania vel Martyna wypowiedziała te słowa, i z tym swoim pociesznym chichotem, chybcikiem wskoczyła na miotłę. I tyle ją widziałam. Rozpłynęła się w powietrzu. Tylko jej chichot było słychać. O różnej tonacji i coraz ciszej.
Długo jeszcze stałam z rozdziawiona buzią i wpatrywałam się w to miejsce na niebie, gdzie babcia zniknęła. Stałam i zastanawiałam się nad jej słowami. Czyżbym rzeczywiście miała w sobie coś z czarodziejki? Ojej, może mam a nie wiem? Przecież jestem do babci Ani, to znaczy, Martyny, bardzo podobna. Wiele nas łączy… No tak, ale wiele też dzieli. Różnimy się przede wszystkim upodobaniem do środków lokomocji. Zwierząt również. Mój ulubiony środek lokomocji to motocykl. Zaś jeśli chodzi o zwierzaczki, nad koty przedkładam psy.
Kiedy się obudziłam z tego cudownego snu, byłam tak zdumiona, a i ucieszona zarazem, że jeszcze długo leżałam w łóżku i przypominałam sobie każdy szczegół babcinej wizyty. Starałam się utrwalić sobie w pamięci wszystko dokładnie. I to na już. Bo wiadomo, że jak się już z łóżka wyjdzie, cały sen pryska jak bańka mydlana. Zapomina się wszystko.
Jak już utrwaliłam sobie cały sen, wyskoczyłam z łóżka, usiadłam przy biurku… i bez odrywania ręki zaczęłam pisać:

Gdybym była czarodziejką,
gdybym czarodziejką była,
to bym wszystkim dzieciom
bajkowy świat stworzyła.

Dorosłym zaś na twarzach
bym uśmiech przykleiła,
aby żadna ich sroga mina
dzieci nie smuciła.


Od czasu tego czarodziejskiego snu, każdej dnia dopisuję dla babci jedną zwrotkę wierszyka. A w nocy zaglądam w niebo. Nie mogę się doczekać pełni księżyca. Ale jak na razie, księżyc przybrał wygląd literki „C” i ciągle go ubywa. Każdej nocy. No tak, przecież to ostatnia jego kwadra. O rany, to co ja będę robić w czasie nowiu, kiedy w ogóle go nie będzie widać? Wszak podczas nowiu księżyc zwrócony jest ku Ziemi nieoświetloną półkulą. Trudna rada, koniecznie muszę się uzbroić w cierpliwość… i czekać.
Na szczęście moje czekanie umilają mi cudowne wizje na jawie. Kiedy tylko zamknę oczy, widzę bajeczną pełnię księżyca, a na tle jego ogromnej złocistej tarczy moją ukochaną babcię. Babcia pędzi radośnie na swojej miotle z czarnym kocurem na pokładzie i uśmiecha się do mnie.




Czasami słyszę nawet jej radosny chichot. Jestem pewna, że babcia znów do mnie przybędzie. Czuję to!... Chyba jednak mam coś z czarodziejki. Och, jakżebym chciała! Bo:

Gdybym była czarodziejką,
gdybym czarodziejką była,
to bym zło całego świata
na dobro zamieniła.

Nie byłoby w nim chorób
ani żadnych katastrof.
Dobrobytem by opływała
każda wieś i miasto.