Książka ta została wydana przez Wydawnictwo E-bookowo.
Oferta Wydawnictwa:
https://www.e-bookowo.pl/self-publishing/milosc-przyszla-niespodzianie.html
https://www.e-bookowo.pl/self-publishing/milosc-przyszla-niespodzianie.html
Miłość przyszła niespodzianie — zbiór krótkich opowiadań erotycznych składający się z pięciu odrębnych historii pięciu kobiet w różnym wieku. Każda z tych historii niesie ze sobą jednak podobne przesłanie: „Oczekuj miłości a przyjdzie”.
Zamienię
cię
(fragment opowiadania)
Majka
siedziała pochylona przy biurku i zawzięcie biegała palcami po
klawiaturze, co rusz wierzchem dłoni ocierając cieknące po
policzku łzy. Pisała list pożegnalny do swojego chłopaka Roberta.
W tle, z głośnika wieży stero, sączyła się melancholijna
muzyka, przy której się poznali i zbliżyli do siebie. To właśnie
przy tej piosence pocałowali się po raz pierwszy, tańcząc mocno
wtuleni w siebie na imprezie urodzinowej jej koleżanki. Specjalnie
ją nastawiła, aby móc się wypłakać. Pragnęła by łzy zmyły
ciężar, jaki od wczorajszego wieczoru w sercu nosiła. Pisała i
płakała. Wiedziała, że to już koniec. Po półtora roku bycia
razem. Że wybaczyć nie będzie w stanie. Nie, czegoś takiego, na
pewno nie. Kończąc pisać, zastanawiała się jaką by tu piosenkę
na pożegnanie zadedykować swojemu byłemu już chłopakowi.
— A
tak… już wiem — powiedziała głośno sama do siebie. —
Wymienię
cię na lepszy model…Ty… ty… zdrajco jeden! — Po czym
pośpiesznie zalinkowała piosenkę do treści listu i kliknęła na:
„wyślij”.
Wpatrując
się w ikonkę: „wiadomość została wysłana”, rozpłakała się
na dobre. Schowała twarz w dłoniach. I kiedy tak zanosiła się aż
od płaczu, nagle uszu jej dobiegł dźwięk komórki. Odsłoniła
twarz i zaczęła się za nią rozglądać. Gdzieś ją wczoraj z
nerwów kopnęła, gdyż bez przerwy dzwonił Robert. Nie odbierała,
ale kiedy odczytała jego SMS-a o treści: „I don't want to talk
about it… Ale kocham tylko ciebie”, nie wytrzymała i
potraktowała ją tak, jakby to był Robert. Rzuciła się na podłogę
i na czworaka szła za dźwiękiem. Znalazła. W łazience za muszlą.
— Halo,
wspólniku! — usłyszała głos Karola, swojego współpracownika.
— A co to się z tobą dzieje, że w pracy się nie meldujesz?
— A
nic, nic! Zaraz będę — odpowiedziała pośpiesznie, chcąc
zakończyć rozmowę.
— Ejże,
Majka, ty płaczesz? — spytał Karol wystraszonym głosem.
— Nie,
nie, chyba mam katar — skłamała Majka. — Ale zaraz wychodzę.
— Dobra,
przychodź, to pogadamy — skończył rozmowę Karol.
Majka
odłożyła komórkę i zabrała się za poranną toaletę. Szybko
się umyła, ubrała, rzuciła na siebie byle jaki makijaż i nim
minęło pół godziny była gotowa do wyjścia. Zamykała już
drzwi, kiedy nagle przypomniała sobie, że nie wyłączyła
komputera. Pobiegła z powrotem. Wyłączając komputer, zrobiła
taką minę, jakby co najmniej zadawała ostateczny cios swemu
najgorszemu wrogowi.
— No,
jesteś wreszcie! — przywitał ją Karol, kiedy stanęła w
drzwiach ich wspólnej pracowni fotograficznej. — Pokaż no się.
Chcę zobaczyć twój zakatarzony nos… A nie, moja droga duszko, to
nie katar. Z twojej twarzy czytam jak z otwartej księgi… Ty
płakałaś. Już mi tu gadaj, kto cię skrzywdził? Słyszysz?!
Majka
znów się rozpłakała i rzuciła się Karolowi w ramiona. Łkając
opowiedziała mu jak to wczoraj wieczorem pojechała do Roberta, aby
dogadać z nim szczegóły urlopu na Majorce,
na który mieli polecieć za 3 dni, i kiedy zajechała pod jego dom,
nagle zauważyła jego samochód i jego w nim z jakąś dziewczyną,
z którą całował się w czułych objęciach.
— Oj,
nie płacz, moja droga — uspokajał Karol, głaszcząc Majkę po
włosach. — Najwyraźniej to zwykły sukinsyn, skoro na coś
takiego go stać. Mieć tak wspaniałą dziewczynę jak ty i jeszcze
się miętolić z jakimiś innymi? Nazwałbym go dosadniej, ale
oszczędzę twoje uszy. Majka, mówię nie płacz, bo jak by na to
nie patrzeć, to lepiej, żeś się teraz o nim prawdy dowiedziała,
niż byś po ślubie miała się dowiedzieć… Co za sku…
— Ale
my mieliśmy lecieć na Majorkę i on miał zamiar mi się tam
oświadczyć! — Majka zawyła jeszcze bardziej rozpaczliwie. — I
co ja teraz z tymi biletami lotniczymi mam zrobić?
— Polecisz
sama… Aby od niego odpocząć… I zapomnieć! — wrzasnął
Karol. — No, skończ się już mazgaić. Ja ci pomogę przygotować
się do podróży. Deklaruję się nawet po sklepach z tobą połazić,
byś sobie jakieś fajne fatałaszki kupiła.
Majka
przestała płakać i z objęć Karola poczłapała do swojego
biurka. Usiadła i zamyśliła się. Myślała o Karolu. Była
wdzięczna losowi, że go ma za przyjaciela. Znali się już wiele
lat, a od 3 lat prowadzą wspólnie pracownię. Tysiące godzin
przesiedzieli razem w tym ciasnym pomieszczeniu. Wiedzieli o sobie
wszystko, bo też czas pracy umilali sobie zwierzeniami. Opowiadała
mu wszystkie historie ze swojego życia. I te dobre, i te złe.
Opowiadała mu również o swoich miłosnych porażkach z poprzednimi
chłopakami. A ostatnio, o problemach i wątpliwościach związanych
z Robertem, jak tylko się jakieś pojawiły. Mimo iż wierzyła w
miłość Roberta i sama go kochała. Karol zaś opowiadał jej o
swoich kłopotach małżeńskich. O alkoholowym problemie żony. A
kiedy się rozwodził, cały czas wspierała go i dodawała otuchy.
Na swój sposób byli przyjaciółmi. Dobrze im było ze sobą. Poza
pracą nigdy się jednak nie spotykali. To fakt. Jakoś tak wyszło.
Ale tyle wspólnie spędzonych godzin w pracy wystarczyło, aby się
zaprzyjaźnili i mieli do siebie całkowite zaufanie.
— No
jak, już lepiej? — Karol wyrwał ją z rozmyślań, stając nad
nią z filiżanką kawy. — Masz, napij się, kawa postawi cię na
nogi. Wyglądasz strasznie zmarnowana. Oczy czerwone, podkrążone,
blade lica… Och, Majka, głowa do góry! Nie ma tego złego, co by
na dobre nie wyszło. Zobaczysz.
— Może
i masz rację, Karolu, ale to boli… Bardzo boli.
— Czas,
czas moja droga zrobi swoje. Przestanie boleć. Zapomnisz…
Posłuchaj, teraz trochę popracujemy, a po pracy idziemy na zakupy.
Kupisz sobie śliczne ciuszki na Majorkę. Polecisz tam jak gwiazda
i…
— Coś
ty, rzeczywiście myślisz, że ja sama mam lecieć? — Majka weszła
Karolowi w słowo.
— Ależ
oczywiście. Urlop dobrze ci zrobi. Sama się przekonasz.
Po
pracy Karol powyłączał wszystko w pracowni i pozamykał, wziął
Majkę pod rękę i poprowadził do pobliskiego Domu Mody. Majka
nawet się nie wzbraniała. Chociaż w tym momencie akurat na
zakupach nie zależało jej w ogóle. Pragnęła jedynie by Karol z
nią był. Wszystko jedno gdzie… byleby był. Kiedy weszli do
środka, Karol zaprowadził ją do stoiska z letnimi sukienkami i
strojami kąpielowymi. Nie widząc w Majki oczach żadnego
zainteresowania, sam powybierał kilka sukienek i kilka strojów
bikini i pociągnął ją w stronę przymierzalni.
— Właź
i przymierzaj… No, ruszże się Majka! — huknął jej do ucha. —
Popatrz, jakie śliczniutkie fatałaszki. Zrobisz furorę na Majorce…
Mówię ci! No, właź, nie ociągaj się. Jak chcesz mogę ci
doradzić. Wkładaj je po kolei na siebie i urządzaj pokaz. Będę
tu czekał.
Majka
chcąc nie chcąc, wzięła z rąk Karola wszystkie ciuchy i weszła
do kabiny. Nie bardzo jej się chciało czegokolwiek przymierzać,
ale nie chciała robić Karolowi przykrości. Zdjęła z siebie swoje
ubranie i wbiła się w pierwszą sukienkę. Nawet nie popatrzyła do
lustra jak w niej wygląda, od razu odsłoniła kotary przymierzalni
i pokazała się Karolowi. Karol był zachwycony. Zachwyt miał
wymalowany w oczach. Przymierzyła wszystkie sukienki i w każdej
pokazywała się Karolowi. Jedynie na jedną sukienkę Karol
przecząco pokręcił głową. Potem założyła pierwszy z brzegu
strój bikini. Nie bardzo wiedziała, czy w takim stroju też ma się
pokazać Karolowi, ale że zapięcie staniczka na karku się jej
zacięło, w końcu zmuszona była go o pomoc poprosić. Przez chwilę
sama mocowała się z nim zdenerwowana, wystraszyła się jednak, że
go uszkodzi, wtedy odsłoniła kotarę kabiny i poprosiła Karola by
wszedł do środka.
Karol
wszedł bez wahania. Kiedy zobaczył Majkę mocującą się z
zapięciem i zarumienioną ze złości, wydała mu się taka śliczna,
że zapragnął ją do siebie przytulić. Na samą myśl, gorąco mu
się zrobiło. Drżącymi palcami sięgnął do zamka staniczka.
Poczuł, że wzbiera w nim pożądanie.
Słodka
muzyka, jaka dobiegała z
głośnika nad kabiną, zniewalała go. Zapięcie nagle puściło i
elastyczna tkanina zsunęła się Majce z piersi, obnażając je
całe. Karol, widząc ich odbicie w lustrze, nie mógł się już
opanować. Odwrócił Majkę do siebie i przywarł ustami do jej ust.
— Karol,
no coś ty? Co ty robisz? —
spytała Majka
zupełnie zaskoczona, odsuwając Karola momentalnie od siebie.
— Nic,
nic, Majeczko… Jesteś taka piękna — westchnął Karol i mocno
przytulił ją do siebie, pieszcząc dłońmi jej nagie ramiona. —
Słyszysz tę muzykę? To tobie ją dedykują z okazji twojego
wkrótce rozkoszowania się słoneczną Majorką.
— Karol
przestań, ktoś tu może wejść — szepnęła, ale już się nie
broniła przed jego pocałunkami i coraz to śmielszymi pieszczotami.
Błogo czuła się w jego objęciach przy tej słodkiej muzyce.
Majka
nawet nie zauważyła, kiedy ich pocałunki przestały być subtelne
i czułe, a stały się namiętne. Czuła się tak cudownie, że
przestała się nawet zastanawiać nad tym, że ktoś ich może w
takim stanie nakryć. Jednak kiedy z głośnika sączyć się zaczęła
jeszcze bardziej tkliwa
muzyka, i kiedy ich
pieszczoty i pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne,
odsunęła od siebie Karola. Resztkami zdrowego rozsądku zdała
sobie sprawę, że jeśli teraz nie przestaną, za moment już nie
będą w stanie.
— I
co teraz będzie? Jak teraz będziemy razem pracować? — spytała,
kiedy już opuszczali Dom Mody.
— No
jak to? Jeszcze lepiej, moja kochana — odpowiedział Karol i objął
ją w pół.
— A
myślisz, że to jest możliwe, żebyśmy my… no wiesz, mogli być
razem? Przecież znamy się tyle lat i coś takiego między nami
dopiero teraz? Jak to możliwe?
— Widać
że możliwe… I chyba wiem, dlaczego… — Karol odpowiedział po
chwili zastanowienia. — Bo znamy się dobrze. Mam nawet takie
wrażenie, że kochaliśmy się już od dawna, tylko że nie mieliśmy
odwagi sobie tego uświadomić.
— I
co teraz będzie z nami? Jak to sobie wyobrażasz?
— Bardzo
prosto. Za trzy dni lecimy na nasz pierwszy wspólny urlop.
— Tak?
— ucieszyła się Majka. — To jutro idziemy tobie kupić ciuchy
na ten nasz wspólny wyjazd… Ale do innego sklepu!
Oboje
buchnęli śmiechem i wtuleni w siebie spacerowym krokiem ruszyli w
drogę powrotną...