Książka ta została wydana przez Wydawnictwo E-bookowo.
Miłość
przyszła niespodzianie
Spis tytułów:
1. Poniedziałkowe
randez-vous
2. Dolce amore in Roma
3. Zamienię cię
4. Urlopowa miłość
5. Oczekuj miłości a
przyjdzie
Dolce Amore in Roma
(fragment opowiadania)
(fragment opowiadania)
Ewa
zerwała się z łóżka rześka i radosna. Jest przecież w Rzymie.
Po raz pierwszy w życiu. Spała tylko pięć godzin, ale nie chciała
tracić czasu na spanie. Po co spać dłużej niż to konieczne?
Szkoda jej było każdej chwili spędzonej w pokoju hotelowym.
Pragnęła każdą możliwą chwilę wykorzystać na zwiedzanie
miasta. Nawet bez przewodnika i całej tej grupy wycieczkowej,
składającej się z obcych jej ludzi z Biura Podróży
„Obieżyświat”. Zamierzała na własną rękę pochodzić po
pobliskich ulicach zanim wszyscy po śniadaniu zbiorą się przed
autokarem. Miała więc dla siebie calusieńkie trzy godziny. Nie w
głowie jej było śniadanie. — „Rany, być w Rzymie i myśleć o
jedzeniu? Toż to grzech” — powiedziała głośno sama do siebie
i pośpiesznie poszła do łazienki. — Postanowiła jak najwięcej
wrażeń przywieźć z Rzymu, aby potem mieć co koleżankom
opowiadać, i co wspominać. Pragnęła też przestać wreszcie
myśleć o swoim byłym narzeczonym, z którym przed dwoma miesiącami
zerwała. Specjalnie przecież wykupiła tę wycieczkę, aby swoje
myśli zająć czymś innym. Czymś dla niej miłym i przyjemnym.
Dość już miała przepłakanych nocy i dni.
Dochodziła
godzina szósta, kiedy Ewa zbiegała po schodach i kierowała się w
stronę recepcji, aby oddać klucz z pokoju. Będąc już przy
kontuarze, przyszło jej na myśl, by zagadnąć recepcjonistkę o
ważne do zwiedzania miejsca znajdujące się w okolicy hotelu. Nie
umiała dobrze po włosku mówić, ale znała najważniejsze słowa,
aby się jakoś dogadać. Już w liceum trochę się uczyła tego
języka, bo bardzo jej się zawsze podobał. Całą też drogę w
autokarze wkuwała najważniejsze zwroty.
Przy
recepcji stały dwie osoby. Jakiś starszy jegomość z laseczką i
dama w słomkowym kapeluszu. Zapewne włosi, gdyż płynnie
rozmawiali po włosku. Kiedy recepcjonistka zwróciła się do niej,
pochyliła się nad kontuarem. Nie chciała by ci państwo słyszeli
jej łamanej włoszczyzny. Wstydziła się. Recepcjonistka na
szczęście w mig pojęła o co jej chodzi. Dała jej nawet plan
miasta i zakreśliła na nim miejsca wokół hotelu godne zobaczenia.
Ewa podziękowała, i uszczęśliwiona, skierowała się do wyjścia
z hotelu. Już miała wejść w drzwi obrotowe, kiedy nagle usłyszała
za plecami:
— Dzień
dobry! Słyszałem, że chce pani pozwiedzać okoliczne zabytki. Z
przyjemnością pójdę z panią. Znam je tu wszystkie bardzo dobrze…
O przepraszam! Zapomniałem się przedstawić. Nazywam się Paweł.
— Dzień
dobry! Jestem Ewa… — odpowiedziała nieco zdziwiona propozycją
młodego mężczyzny. — A skąd pan wie, że jestem Polką?
— Słyszałam
jak pani pytała recepcjonistkę — uśmiechnął się Paweł. —
Stałem za panią.
— No
tak, mogłam się domyślić — zaśmiała się. — Moja łamana
włoszczyzna mnie zdradziła.
— Nie
łamana a akcentowana… Ale co tam zdolności językowe. Ważne, że
się jest odważnym… Wszak do odważnych świat należy. No to jak,
pozwoli pani sobie towarzyszyć?
Ewa
zgodziła się bez namysłu, gdyż Paweł wydał się jej być miłym
mężczyzną. Takim, co do którego, od razu można mieć zaufanie.
Wyszli
razem z hotelu i poszli wzdłuż alei prowadzącej do Wzgórza
Kapitolińskiego. Nie zaszli jednak daleko. Nie mieli zbyt wiele
czasu. Tak że oprócz zabytkowych kamieniczek na pobliskich
uliczkach, nic innego Ewa nie zobaczyła. Mimo to, nie żałowała,
bo już sama rozmowa z Pawłem, dawała jej wiele przyjemności. W
końcu przesiedzieli dobrą godzinę przy kawie w malutkiej
kawiarence nieopodal hotelu. Z rozmowy Ewa dowiedziała się, że
Paweł od pięciu lat prowadzi we Włoszech interesy. Stąd też
bardzo dobrze zna język włoski. Że wczoraj przyleciał samolotem z
Krakowa, i że w Rzymie spędzi kilka dni. Ma do załatwienia parę
spraw handlowych. Potem zaś leci do Palermo do swojej narzeczonej, z
którą wkrótce ma się ożenić i przejąć kilka winnic jej ojca.
Była
punkt dziewiąta, kiedy Ewa stanęła przy pustym jeszcze autokarze
na parkingu hotelowym. Z Pawłem pożegnała się przy wejściu do
hotelu. Umówili się na wieczór na wspólną kolację. Ewie bardzo
się Paweł spodobał. Był nie tylko inteligentnym mężczyzną, był
też bardzo przystojny. To nic, że był zajęty i wkrótce miał się
żenić. Ewie zależało jedynie by miło spędzić czas. Tym
bardziej, że Paweł znał bardzo dobrze miasto i sam zaproponował
jej pokazanie najciekawszych miejsc. Nie będzie więc musiała z
całą grupą obcych jej ludzi łazić po mieście.
Z
zaplanowanej w pierwszym dniu wycieczki po Watykanie, wycieczkowicze
wrócili do hotelu na kolację. Ewa jednak nie poszła ze wszystkimi
do restauracji, tylko od razu pobiegła do swojego pokoju, aby wziąć
prysznic i przebrać się na umówioną kolację z Pawłem. Była
bardzo podniecona tym ich wspólnym wyjściem. Nawet zwiedzając
Watykan, łapała się na tym, że zamiast skupić się nad
świętością zwiedzanego miejsca, ciągle myśli o Pawle. Momentami
aż była zła na siebie. Jednak teraz, kiedy stała przed lustrem
odświeżona i ubrana w śliczną czerwoną sukieneczkę na
ramiączkach, zapinając na szyi sznur różnokolorowych korali,
spokojnie mogła myśleć już tylko o Pawle… I też myślała.
Cieszyła się bardzo, że w tak miłym towarzystwie przez kilka dni
będzie mogła zwiedzać Rzym. Już nawet zgłosiła przewodnikowi
wycieczki, że od jutra sama będzie organizować sobie zwiedzanie
Wiecznego Miasta.
Kolacja
była wspaniała. Ewa coraz bardziej była zachwycona Pawłem. Wiele
opowiadał jej o sobie, o swojej rodzinie. O ukochanej młodszej
siostrzyczce chorej na autyzm. Wreszcie o urokach Włoch, które
zdążył już poznać wzdłuż i w szerz. Ona mu również
opowiadała o sobie. Zwierzyła mu się nawet ze swojej nieudanej
miłości i rozpaczy, jaką przeżywała po zerwaniu ze swoim
chłopakiem.
Przez
kolejne cztery dni, Paweł każdego ranka czekał na Ewę w holu
recepcji i potem całymi dniami zwiedzali Rzym. Poruszali się po
mieście wynajętym przez Pawła skuterem. Dzięki temu Ewa
zobaczyła wszystkie te miejsca, które objęte były programem jej
wycieczki z biura turystycznego. Razem podziwiali też Panteon, Villę
Borghese, przez kilka godzin spacerowali po Ogrodach Borghese.
Trzymając się za ręce, biegali po Schodach Hiszpańskich.
Dwukrotnie. W dół i w górę. Potem u podnóża schodów, spoceni i
zziajani, ze śmiechem chlapali się wodą z fontanny Barcaccia. Ewa
miała ze sobą kamerę i wszystkie zwiedzane miejsca utrwalała na
pamiątkę. Paweł zaś robił jej masę zdjęć swoim aparatem
fotograficznym, zapewniając ją, że je wszystkie prześle na jej
adres w Polsce.
Pod
Coloseum Ewa ubawiła się zachowaniem starożytnych legionistów.
Kiedy chciała nakręcić ich kamerą, jeden z nich podszedł do niej
i powiedział, że zademonstrują się jej w pełnej okazałości,
lecz najpierw niech ich poczęstuje papierosem. Jak Paweł jej to
przetłumaczył, Ewa pękała ze śmiechu, widząc oczami wyobraźni
starożytnych legionistów z papierosami w ustach. Jednak natychmiast
pobiegła do pobliskiego kiosku i kupiła paczkę papierosów.
Legioniści byli zachwyceni. Cichaczem wypalili po jednym za jedną z
arkad, i po chwili, maszerowali już dostojnym krokiem wzdłuż
głównego wejścia do Coloseum, pozwalając się jej uwiecznić
kamerą wideo, i co rusz puszczając do
niej oczko.
W
ostatni ich wspólny wieczór, po zwiedzaniu Wzgórza
Kapitolińskiego, Paweł zaprosił Ewę na słynne włoskie gelato
affogato (lody oblane kawą) do jednej z malutkich knajpek na Campo
di Fiore. W knajpce, przy lodach, już nie bardzo się im rozmowa
kleiła. Oboje zdawali sobie sprawę, że są to ich ostatnie już
wspólne chwile. Jakiś niewypowiedziany smutek ich ogarniał… choć
każde z nich nadrabiało miną. Żadne nie chciało dać po sobie
pokazać, że te kilka dni razem, mocno zamieszało w ich sercach, i
że ciężko będzie im się rozstać. Długo w knajpce nie
posiedzieli. Do hotelu wrócili w milczeniu.
Paweł
odprowadził Ewę pod drzwi jej pokoju, i kiedy Ewa już je
otwierała, złapał ją nagle za rękę, i powiedział:
— Nie
kończmy jeszcze naszego wieczoru, proszę — i spojrzał jej
głęboko w oczy.
— Czy
nie będzie tak lepiej? — spytała Ewa ze smutną miną.
— Nie,
nie będzie… Proszę, daj się jeszcze porwać na wspólny spacer
po nocnych uliczkach Rzymu. Jutro wyjeżdżacie dopiero po południu,
zdążysz się wyspać.
— Nie
o spanie mi chodzi… — zająknęła się Ewa i aż spąsowiała.
Po krótkiej chwili dodała: — Nieważne… No dobrze, idźmy na
spacer. Daj mi tylko chwilkę. Zaraz będę gotowa.
— Kwadrans
wystarczy? — spytał Paweł ze szczęśliwą miną.
— Z
pewnością.
— Oki,
przyjdę po ciebie.
Ledwie
Ewa zdążyła się trochę przemyć i przebrać, usłyszała ciche
pukanie do drzwi. Jak uskrzydlona pobiegła otworzyć.
— Salute,
bella ragazza! — rozległo się w drzwiach zza ogromnego bukietu
czerwonych róż.
— O
mamma mia, Paweł, to ty? — krzyknęła i podskoczyła do góry by
sprawdzić.
— A
spodziewałaś się jeszcze kogoś?
— Tylko
ciebie… Ale te róże…
— Te
róże, to w podziękowaniu za piękny czas z tobą.
Ewę
wzruszył widok tak ogromnego, pięknego bukietu czerwonych róż. A
właściwie to widok Pawła z tym bukietem. Przyjęła go bez słów
i poszła włożyć do wazonu, pozostawiając Pawła przy drzwiach.
Po
chwili wychodzili już z hotelu. Paweł chwycił Ewę za rękę i
przyciągnął bliżej siebie. Szli nadal w milczeniu.
Włóczyli
się po wąskich, gwarnych uliczkach, cudownie oświetlonych, i
przyglądali się rozbawionym ludziom. Czasami zamienili ze sobą
parę słów by skomentować to czy tamto, ale na tym koniec.
Wewnętrzny smutek ściskał im gardła. Nie potrafili rozmawiać.
Wreszcie znaleźli się tuz przy fontannie Di Trevi, w miejscu, gdzie
spotykają się zakochani.
— Jak
wrzucisz do niej monetę, to z pewnością tu wrócisz — odezwał
się nagle Paweł, podając Ewie dwa euro.
— W
twoim towarzystwie? - zapytała Ewa i od razu się zawstydziła.
— A
chciałabyś? — wyszeptał Paweł.
Ewa
bez słowa wzięła monetę i wrzuciła do fontanny. Przeszył ją
wtedy dziwny dreszcz. Popatrzyła na Pawła. Zauważyła, że on
również wygląda na bardzo podnieconego.
— Wracajmy,
już późno — powiedziała nagle, czując, że powoli zaczynają
przekraczać jakąś niewidzialna barierę.
Kiedy
znaleźli się już pod drzwiami pokoju Ewy, Paweł na pożegnanie
mocno ścisnął jej rękę. Po chwili z impetem przyciągnął ją
do siebie, wpijając się w jej usta. Całowali się tak namiętnie,
i tak szaleńczo, jak niespełnieni kochankowie. Wreszcie Ewa nie
wytrzymała i odepchnęła Pawła od siebie.
— To
nie ma sensu — wyszeptała i drżącą rękę sięgnęła kluczem
do zamka.
Na
dworze już świtało, a Ewa ciągle leżała bez ruchu na łóżku i
płakała, rozmyślając o wszystkich tych cudownych chwilach z
Pawłem. Nagle usłyszała cichutkie pukanie do drzwi. Serce jej
zamarło. Zerwała się z łóżka i pobiegła do drzwi. W drzwiach
stał Paweł.
Nagle
zniknęły gdzieś wszystkie hamulce i tych dwoje rzuciło się na
siebie w wielkim uniesieniu i pożądaniu. Ich usta połączyły się
w pocałunku. Gorącym, namiętnym. Ewa stała oparta plecami o
drzwi. Paweł drżącymi rękami uniósł jej sukienkę. Nie
protestowała. Nie mogła się nasycić jego bliskością. Po chwili
ich ubrania leżały na podłodze, a oni nadzy, pochłonięci sobą,
idealnie zestrojeni w ruchach, zatracili się w rozkoszy. Kiedy Ewa
poczuła w sobie jego gorącą, twardą męskość, świat zawirował
jej w oczach. Wbiła palce głęboko w jego plecy, nieprzytomna z
uniesienia. Przez mgłę rozkoszy popatrzyła na Pawła. Jego twarz
wyrażała największe skupienie. Ruchy jego stały się powolne,
poczuła, że wnika w nią coraz głębiej. Wreszcie odchylił głowę
do tyłu. Wyglądał w jej oczach jak anioł… i nagle, usłyszała
jego jęk, gardłowy, jedyny w swoim rodzaju. Stali się jednością,
zatopieni w gorących falach rozkoszy.
I tak
już było każdej nocy, każdego dnia… Obydwoje przedłużyli
pobyt w Rzymie o tydzień. Po tym tygodniu, pełnym rozkoszy i
uniesień, wrócili do swoich domów… Ale po to tylko, aby Paweł
mógł zerwać zaręczyny, i za następne dwa tygodnie znów spotkać
się w Krakowie. Paweł zamierzał przedstawić Ewę swoim rodzicom i
ogłosić ich zaręczyny...