Jestem teściową i czasem mnie trafia,
Że w wicach wyglądamy gorzej niż mafia.
Bo ta choć groźna, ma poważanie.
A kim my jesteśmy, miłe panie?
Zewsząd słychać, nawet w eterze:
Teściowo, ty stary rowerze!
Tak nam dziękują za naszą krwawicę
I wciąż wymyślają idiotyczne wice.
Ja na ten przykład, miłe panie,
Z wielką pasją spełniam swe zadanie.
Mój zięć szanowny mi nie podskoczy,
Gdyż go kontroluję i w dzień i w nocy.
Czy dba o czystość, czy drżą mu ręce;
Czy nie ma ciągot do zezwierzęceń;
Czy się przypadkiem czymś nie zaraził;
Co mu przy ludziach z butów wyłazi;
Czy córce pomaga, czy zmywa talerze.
Jakoś blado wygląda, może coś bierze?
Jak z wiarą u niego, może niewierzący?
Czeka go wtedy schab z kwasem żrącym.
Podglądnę czasem przez dziurkę od klucza,
Czy w łóżku jest okay, czy robi za buca.
Jaka jest jego gestów wymowa...
Czy czegoś nie tuszuje albo nie chowa.
Czy darzy córkę miłością bez granic,
Czy może biedulkę od dawna ma za nic.
Co on bełkocze, o czym jest mowa,
Wszystko rozszyfruję, bom jego teściowa!