Fragment bajki:
W
lesie robiło się coraz ciemniej, a mały miś
Bary ciągle siedział na skraju lasu i nie wiedział co ma ze sobą
począć. Siedział już tak dobrą chwilę, zrezygnowany i coraz
bardziej zły na siebie, że się zagapił i nie zauważył, w którą
stronę poszła jego mama i jego dwóch starszych braci.
— No
masz, zagapiłem się jak ta ostatnia gapa i teraz mam za swoje —
mówił sam do siebie i rozglądał się wylękniony dookoła.
Mama
często nazywała go gapą. Bary jednak uważał, że to nieprawda,
do tej pory przynajmniej. — „Jestem tylko świata ciekawy” —
mawiał do mamy. Ale teraz? Teraz sam już nie był pewien, czy
przypadkiem mama nie ma racji. Bo przecież ponaglała go i jego
braci Memka i Artka, aby przyśpieszyli kroku. Przestrzegała, że
ciemna nocka tuż, tuż, a do domu jeszcze kawał drogi. Ale jemu
zachciało się akurat obserwować pracujące mrówki na olbrzymim
kopcu. Kiedy go mama jeszcze raz ponagliła, oderwał się już nawet
od kopca i pomaszerował za nią i braćmi, co z tego, jak po
kilkunastu krokach coś go podkusiło i poczłapał z powrotem, aby
choć malutką jeszcze chwilkę popatrzeć na mrówki-pracusie. Zaraz
chciał ich dogonić. Nie spostrzegł się jednak, że ta „chwilka”
zrobiła się taka długa, bo jak chciał już dołączyć do mamy,
to nigdzie jej nie było, braci też.
— No
i nie gapa ze mnie?! I co ja teraz zrobię?! — pytał sam siebie,
przestraszony już nie na żarty. I nagle, aż podskoczył z
przerażenia, bo za swoimi plecami usłyszał trzask łamanych
gałęzi. Odwrócił się momentalnie i skulił w sobie. Oczami
wyobraźni widział już srogiego wilka wyłaniającego się z
krzaków. Bał się popatrzeć w tamto miejsce.
— Czy
to ty, misiu Baryłko? Co ty tu robisz sam, i to o tej porze? —
spytała Sarenka, która nadeszła akurat od strony gęstych krzewów.
— Tak,
to ja, miś Bary! — szybko odpowiedział misiu, uspokojony widokiem
Sarenki. Puścił nawet mimo uszu tego „Baryłkę”, chociaż nie
bardzo lubił być tak nazywanym (wiedział, że to przez jego dość
pokaźny brzuszek, tak go niektórzy zwą). Poczuł nagle wielką
potrzebę wyżalenia się przed kimś, dlatego zaraz dodał: — Oj,
Sarenko, nawet nie pytaj, po prostu się zgubiłem i nie wiem jak
znaleźć mamę. Wracałem z nią, z Memkiem i Artkiem od naszych
zaprzyjaźnionych Pszczółek z kubełkami miodu i… straciłem ich
z oczu.
— Nie
bój się! Chodź za mną. Razem nam się uda znaleźć twoją mamę
— Sarenka uspokoiła misia, przejęta jego losem.
Długo
tak wędrowali w ciemnościach po lesie i jakoś nie umieli znaleźć
właściwej drogi do domu misia Bary. Odczuwali już coraz większe
zmęczenie. Przysiedli więc pod drzewem, aby choć trochę odpocząć.
— Rrrety!
A to co za numerrr!!! — zaskrzeczał ktoś wysoko na drzewie. —
Chcę spać, a wy mi przeszkadzacie.
— A,
to ty Sroko! — zawołała uspokojona Sarenka, tuląc do siebie
wystraszonego Bary. — Nie bądź na nas zła, tylko nam pomóż.
Miś Baryłka się zgubił i trzeba go zaprowadzić do domu.
— A
to ci numerrr!!! — zaskrzeczała znów Sroka, pożądliwie łypiąc
czarnym okiem na srebrną obrożę, jaką miś miał na szyi. —
Pomogę, ale on musi mi za to dać to błyszczące cacko, co ma na
sobie.
— Jak
ci nie wstyd Sroko?! — pisnęła rozgniewana Sarenka. — Czy
zawsze musisz być taka łakoma na wszystko co się świeci? Nawet
teraz, gdy ktoś inny cierpi? Wstyd mi za ciebie!
— No,
już dobrrra! — zaskrzeczała Sroka troszeczkę tylko zawstydzona.
— Innym razem poproszę misia Baryłkę o te śliczności
błyszczące. A pomóc wam nie mogę, bo sama nie wiem jak.
— Huhuu!
Huhuu! Huhuuuuu!!! — rozległo się przerażająco głośno, gdzieś
wysoko ponad drzewami. Głośno, coraz głośniej, aż obudziło
uśpione nocą Echo. A Echo? Jak to Echo, choć nieco zaspane, z
wielką przyjemnością odpowiedziało jeszcze głośniej, jeszcze
bardziej przerażająco.
Tego
wszystkiego było już za wiele dla misia Bary. Był tak wystraszony,
że w mgnieniu oka wdrapał się na drzewo, i dygocząc na całym
ciele, rozpłaszczył się na grubej gałęzi, tuż obok Sroki.
— A
to ci numerrr! Ale się spietrał! Taki gruby, a tak szybko wdrapał
się na drzewo — skrzeczała Sroka, trzęsąc się na całym ciele
podobnie jak miś Bary, tyle że ze śmiechu.
— Cicho
bądź! Ty niedobra Sroko! Miś Baryłka jest jeszcze malutki, i w
nocy, o tej porze, zawsze śpi. Nie może więc znać nocnych
odgłosów lasu — wykrzyczała zdenerwowana Sarenka, i zwracając
się już do misia, powiedziała uspokajająco: — Nie lękaj się.
To Sowa nadlatuje, a ona jest bardzo mądra i dobra, no i w
ciemnościach widzi najlepiej z nas wszystkich. Na pewno nam pomoże.
— Huhuuu!
Huhuuu! — rozległo się raz jeszcze, ale jakoś już ciszej i
mniej przeraźliwie… i wielka Sowa wylądowała obok Sarenki. —
Widzę już widzę, że coś nie tak, że coś się dzieje. Nikt z
was nie śpi, tylko wszyscy biegają po lesie. Co się stało? —
spytała z troską w oczach.
— Och,
droga Sowo, miś Baryłka zgubił się i nie możemy znaleźć drogi
do jego domu — odpowiedziała natychmiast Sarenka.
— Zaraz,
zaraz… jak powiedziałaś? Baryłka? — spytała mądra Sowa z
wyrazem zastanowienia w swoich wielkich oczach. — Właśnie przed
chwilą widziałam, jak dwa małe misie ze swoją mamą Misiową,
biegały z latarkami po lesie i głośno śpiewały coś w rodzaju:
„Bary-Baryła-Baryłka, Bary-Baryła-Baryłka…”
— Ojej,
oni nie śpiewali, oni mnie wołali! To na pewno był Memek, Artek i
moja kochana mama — prawie krzycząc z radości, miś Bary szybko
zsunął się z drzewa, stanął przed Sową i ośmielony już,
dodał: — Bo ja nazywam się Bary… no, czasami Baryła, albo
Baryłka.
Miś
sam nie mógł w to uwierzyć, że przeszło mu przez gardło to, co
przed chwilą powiedział Sowie. — „To chyba ze zmęczenia” —
pomyślał. Ale zaraz przyszła mu do głowy druga myśl: — „To
nie jest ważne. Ja chcę do mamy! I to jest najważniejsze”.
— Za
mną!!! - huknęła głośno Sowa. — Będę nisko frunęła,
abyście mnie dobrze widzieli. Zaraz ciebie misiu Baryłeczko
doprowadzę do twojej mamy — dodała jeszcze i ze współczuciem
popatrzyła na misia.
Ruszyli
więc wszyscy za Sową. Miś Bary biegł pierwszy. Pod wpływem
emocji, jakie nim zawładnęły, czuł że nowe siły w niego
wstąpiły. Wkrótce zobaczy przecież mamę. Za nim biegła Sarenka,
niosąc na grzbiecie Srokę, która była zbyt zmęczona, aby latać
po nocy, ale też zbyt ciekawa, aby nie widzieć dalszego ciągu
poszukiwań.
Po
półgodzinnym prawie biegu, oczom wszystkich ukazały się tańczące
w ciemnościach światełka latarek. Miś Bary zaczął biec jeszcze
szybciej...