Książka ta została wydana przez Wydawnictwo E-bookowo.
Niezwykłe
przygody przedszkolaków —
to
zbiór krótkich opowiadań dla dzieci
i rodziców, składający się z trzech odrębnych historii dzieci z
różnych przedszkoli. Historii z życia, chwilami wesołych,
chwilami smutnych. Wszystkie na szczęście kończą się radośnie.
Uczą dzieci przyjaźni, miłości do zwierząt, cierpliwości w
dążeniu, i wiary w spełnianie marzeń.
Przyjaciółki to my
— Popatrz,
popatrz mamusiu, karetka pogotowia wjeżdża na naszą ulicę! —
głośno zawołała przejęta i nieco przerażona mała Fela, łapiąc
swą mamę za rękę i kurczowo się jej trzymając.
— Widzę,
Felusiu. Ktoś ma dzisiaj smutny dzień, pewnie się rozchorował—
powiedziała mama Feli.
Fela
wybrała się z mamą odwiedzić swoją koleżankę Patrycję, która
mieszkała dwie ulice dalej. Taki miały zwyczaj, że w każdą
sobotę, albo Fela odwiedzała Patrycję, albo Patrycja Felę. I
chociaż przez cały tydzień były razem w przedszkolu i nieraz
nawet po przedszkolu, to nigdy nie miały siebie dosyć. Obydwie
bardzo lubiły soboty, bo mogły się dłużej razem pobawić. A
nieraz zdarzało się nawet tak, że w sobotę razem z rodzicami
wyjeżdżały gdzieś za miasto. Ich mamy też lubiły soboty, i w
tych dniach, też bardzo chętnie się spotykały, bo one również
były przyjaciółkami od przedszkola. I zawsze też razem się
trzymały — przez wszystkie lata. Razem chodziły do szkoły.
Razem studiowały. I razem też pracowały jako nauczycielki w tej
samej szkole.
Fela
dochodziła z mamą do domu Patrycji. I nagle obie naraz z trwogą
stwierdziły, że karetka pogotowia stoi właśnie pod Patrycji
domem. Zaczęły biec. I kiedy dobiegały już do furtki przy
ogrodzeniu, zauważyły, że dwaj sanitariusze wynoszą kogoś z
domu. Obydwie wystraszyły się okropnie i wbiegły momentalnie przez
furtkę do ogrodu. I wtedy zobaczyły, że na noszach leży Patrycja
i płacze. Fela puściła mamy rękę i szybko doskoczyła do
przyjaciółki.
— Pati
kochana, co ci się stało? — spytała się wystraszona i również
się rozpłakała.
— Upadłam
ze schodów w piwnicy i chyba się połamałam — odpowiedziała
Patrycja, łkając aż z płaczu.
— Cichutko
kochana, zaraz przestanie ciebie boleć — uspakajającym tonem
powiedziała Patrycji mama, która nagle razem z mężem wybiegła
zza drzwi wyjściowych domu. — Widzicie, co się stało? Biedna
Pati. Wracajcie do domu, bo my jedziemy razem z Pati do szpitala.
Jak tylko coś będziemy wiedzieli, to zaraz zadzwonimy i damy wam
znać.
— Nie
płacz Pati! Zaraz pan doktor ci pomoże i będziesz zdrowa. I jak
wrócisz ze szpitala, to ja zaraz do ciebie przyjdę i… będziemy
się bawić — płaczliwym głosem wołała Fela za oddalającą
się na noszach Pati.
Kiedy
Fela z mamą wróciła już do domu, to cały czas siedziała przy
oknie i wyglądała na ulicę, albo odwracała główkę i wpatrywała
się w aparat telefoniczny. Była bardzo smutna, bo żal jej było
Pati. Mama próbowała Felę pocieszyć i mówiła jej, że wszystko
z Pati będzie dobrze, że tylko pan doktor zbada ją w szpitalu i na
pewno pozwoli jej wrócić do domu. Obiecała jej nawet, że zaraz
jak tylko Pati wróci, to pójdą do niej, i to bez względu na porę.
Było
już pod wieczór, kiedy mama Pati zadzwoniła i powiedziała, że
niestety Pati musi zostać przez cały weekend w szpitalu na
obserwacji. Chociaż pan doktor na szczęście stwierdził tylko
złamanie nogi, ale że Pati uderzyła się również w główkę,
dlatego obserwacja jest niezbędna. Ale jak się okaże, że wszystko
jest w porządku, to Pati z nogą w gipsie wróci do domu w
poniedziałek.
— Mamusiu,
idziemy! — zawołała Fela, gdy tylko jej mama odłożyła
słuchawkę telefonu.
— Ależ
Felusiu, Pati musiała zostać w szpitalu. I już jest bardzo późno
— powiedziała mama.
— Mamusiu,
to nic, że późno. Obiecałaś! Ja muszę do Pati. Ona na pewno tam
płacze. Ja muszę do Pati… — wołała Fela, coraz bardziej
zalewając się łzami.
Co
było robić? Mama Feli w końcu się zgodziła. Ale zaznaczyła, że
tylko na chwilkę. Zadzwoniła do mamy Pati i przedstawiła jej jak
sprawa wygląda. Wyszło więc na to, że wszyscy razem pojechali do
szpitala. Bo rodzice Pati i tak tam się wybierali, musieli tylko
spakować jeszcze parę rzeczy dla Pati.
Po
godzinie wszyscy razem wysiadali już z samochodu pod szpitalem. Fela
bardzo bała się szpitala. Dlatego mocno złapała mamę za rękę,
a potem drugą rączką jeszcze i mamę Pati chwyciła za rękę. I
tak udały się na oddział Ortopedii Dziecięcej, gdzie w jednej z
sal leżała Patrycja.
Fela
była coraz bardziej zdenerwowana. I kiedy stanęli już wszyscy
razem pod drzwiami sali 106, Fela poczuła, że nawet kolanka jej
drżą. Obydwie mamy jednocześnie mocno ścisnęły ją za rączki i
kazały jej się nie bać. Tato Pati otworzył drzwi do sali. No i
weszli.
— Jak
się cieszę, że jesteście! Że wszyscy jesteście! — zawołała
uśmiechnięta Pati na widok wchodzących.
— A
co, ciebie już nie boli? — spytała od razu Fela, widząc
uśmiechniętą koleżankę leżącą na wysokim łóżku szpitalnym.
— Tylko
troszeczkę boli. Ale na wasz widok przestało boleć —
odpowiedziała Pati, wyciągając rączki, by wszystkich przywitać.
— Dzielna
jesteś córeczko — stwierdził tato Patrycji.
— Widzisz
Felciu, jaki ładny mam bucik? Dotknij, jaki twardy — zawołała
uradowana Pati. — A kolor sama sobie taki wybrałam. Pan doktor
założył mi biały gips i potem się mnie spytał jaki kolor
bandażu mi się bardziej podoba, bo wiesz, on miał dwa kolory do
wyboru: różowy i niebieski. Więc ja wybrałam różowy. No i pani
pielęgniarka założyła mi taki właśnie… Co, podoba ci się?
— Fajny!
— stwierdziła Fela i delikatnie popukała paluszkiem po Pati
gipsowym buciku. — A nie boli już? No powiedz mi, moja kochana
Patusiu.
— Już
nie, bo pan doktor zrobił mi dwa zastrzyki. A wiesz, jak pan doktor
mi robił te zastrzyki, to ja wcale nie płakałam, bo pan doktor
powiedział, że za małą chwileczkę zastrzyki zaczną działać i
nie będę już czuła bólu. To ja bardzo się ucieszyłam i
dzielnie czekałam, aż ból minie. Bo wiesz Felciu, ta nóżka
bardzo mnie bolała przedtem. Ale już nie boli. A pani pielęgniarka,
jak mnie tu do sali przywiozła, na takim fajnym wózeczku, to
powiedziała, że jak będę czegoś potrzebowała, albo gdy będzie
mnie coś bolało, to mam tutaj... o, widzisz, na ten guziczek
przycisnąć, to ona usłyszy taki sygnał i zaraz do mnie przyjdzie,
i zaraz mi pomoże. No to ja przestałam się już bać, bo przedtem,
to ja się bardzo bałam. A najbardziej tej maszyny, co to robiła
zdjęcie mojej nogi. Bo w tym pokoju, gdzie była ta maszyna, to było
całkiem ciemno i sama musiałam tam zostać. Bez mamusi i bez
tatusia. Bo pan doktor powiedział, że tak musi być, bo ta maszyna
wysyła takie promienie, które tak jakoś śmiesznie się nazywają…
— Rentgenowskie…
te promienie nazywają się promieniami rentgenowskimi. — Tato
Patrycji wszedł jej w słowo i zabrał się za tłumaczenie Feli
działania promieni. — Bo wiesz Felu, w tym pokoju był taki
specjalny aparat, który wytwarza właśnie te promienie
rentgenowskie, a one prześwietlają dokładnie ciało i pozwalają
zrobić zdjęcie złamanej kości. Gdyż lekarz musi dokładnie
wiedzieć, w którym miejscu ona jest złamana, żeby móc
odpowiednio założyć gips, aby złamana kość szybko się z
powrotem zrosła…
— No
właśnie…! Żebym znów mogła biegać i chodzić do przedszkola.
— Tym razem Patrycja przerwała tatusiowi i zaczęła dalej z
przejęciem opowiadać:— Bo pan doktor powiedział, że moja nóżka
musi być usztywniona gipsem, bo inaczej, to by się krzywo zrosła i
zawsze już bym krzywo biegała. A ja nie chcę krzywo biegać, więc
muszę tak długo nosić gips, dopóki pan doktor nie powie, że już
wystarczy. Ale to trochę potrwa…ale ja wytrzymam! Muszę! Prawda,
mamusiu, że wytrzymam?
— Ależ
oczywiście córeczko, że wytrzymasz — zapewniła mama Pati. —
Ty jesteś dzielną dziewczynką. Jestem dumna z ciebie.
— Ja
też cię podziwiam Pati — powiedziała mama Feli.
— Ojej,
Pati, jaka ty jesteś odważna! — zawołała Fela i zadumała się.
Po chwili odezwała się znów: — Ja to bym się chyba bała tej
maszyny, czy jakiegoś tam… tego, no, aparatu. Bo jak to tak? Być
z nim w ciemnym pokoju, i to jeszcze bez mamusi i tatusia? Dlaczego?
Ja chyba bym strasznie beczała.
— Pan
doktor mi mówił dlaczego — powiedziała Pati w zadumie. — I
potem pani pielęgniarka też mi mówiła, ale ja zapomniałam
dlaczego. Tatuś ty wiesz? Tak? To powiedz Feli.
— No
bo ten aparat rentgenowski jest bardzo czuły, a wytworzone przez
niego promienie nie mogą być rozproszone przez inne światło.
Promienie te muszą dokładnie dochodzić do chorego miejsca na ciele
pacjenta, które w specjalny sposób wcześniej zaznacza i
zabezpiecza pan doktor, albo pani pielęgniarka. Dlatego w tym
pomieszczeniu musi być ciemno. Od tego też zależy wynik
prześwietlenia i dokładność zrobionego przez aparat rentgenowski
zdjęcia chorego miejsca… No więc, kiedy pani pielęgniarka już
wszystko przygotowała, kazała się Pati położyć na takiej
specjalnej leżance, a nam kazała wyjść z tego pomieszczenia. Sama
też wyszła. Pati musiała zostać sama. Ale tak musiało być. A
wiecie dlaczego? Nie wiecie, bo i skąd macie wiedzieć. No bo te
promienie rentgenowskie, choć są niezbędne, by zrobić zdjęcie
chorego miejsca, to też są szkodliwe. Dlatego dla własnego
zdrowia, trzeba unikać zbędnego naświetlania się tymi
promieniami. Pamiętasz Pati? Pani pielęgniarka przykryła twój
brzuszek takim grubym… no, powiedzmy fartuchem, bo sam nie wiem jak
się fachowo nazywa taki ochraniacz przed promieniowaniem. A to
wszystko po to, by te promienie ci nie zaszkodziły, a tylko by
prześwietliły twoją nóżkę i utrwaliły na kliszy, w którym
miejscu jest ona złamana.
— Właśnie,
właśnie… tak mi mówiła pani pielęgniarka — zawołała
uradowana Pati, że sobie przypomniała, ale zaraz jej mina nieco
zrzedła, bo w drzwiach stanęła pani pielęgniarka ze strzykawką i
igłą w ręce.
— Dobry
wieczór dziewczynki! Dobry wieczór państwu! — z uśmiechem
zawołała pani pielęgniarka i podeszła do łóżka Patrycji. —
No, moja dzielna pacjentko, czas na zastrzyk. Po nim nic cię nie
będzie bolało i będziesz spała całą nockę spokojnie. No co,
chyba się nie boisz?
— Nie,
nie… no, chyba troszeczkę — odpowiedziała lekko wystraszona
Pati. — Ale ja wytrzymam! Prawda, mamusiu?
— A
pewnie, że wytrzymasz. Jesteś przecież zuch-dziewczynka! —
zapewniła Pati mama. — Pokaż Feli jak to się robi.
— A
właśnie, pokaż twojej siostrzyczce jaka potrafisz być dzielna —
miłym głosem powiedziała pani pielęgniarka.
— To
nie jest moja siostrzyczka, to jest moja przyjaciółka. Najlepsza
przyjaciółka, proszę pani — wyjaśniła Pati drżącym głosem.
— Aha!
To niech więc twoja najlepsza przyjaciółka widzi, że ty, jej
najlepsza przyjaciółka, nic a nic się nie boisz jakiś tam
zastrzyków — powiedziała wesoło pani pielęgniarka. —
Malutkie „pik” i po wszystkim… No widzisz, i już jest po
wszystkim. Brawo Pati!
— Już?!
Ojej, jak to dobrze! — zawołała uradowana Pati, że ma już za
sobą to „pik”. — Nic nie bolało, tylko troszeczkę zapiekło.
Ale wytrzymałam dzielnie. Prawda, mamusiu?
— Prawda,
córeczko — przyznała mama Pati z szerokim uśmiechem i pocałowała
ją w policzek. — Widzisz Felu, jaką masz odważną przyjaciółkę?
— Patuńka,
ty to jesteś „superowa” przyjaciółka! — oznajmiła Fela i
wdrapała się na Pati łóżko, by ją też pocałować.
— Miłe
dziewczynki — stwierdziła pani pielęgniarka, głaszcząc obydwie
po główkach. Po czym zwróciła się do rodziców Pati. — A
państwa proszę ze mną. Pan Ordynator ma życzenie z państwem
porozmawiać.
Kiedy
rodzice Pati razem z pielęgniarką wyszli z sali, mama Feli
postanowiła na chwileczką dziewczynki zostawić same, aby sobie
porozmawiały po swojemu, i też wyszła.
Pati
i Fela zostały więc same. Fela jak wdrapała się na łóżko Pati,
tak tam została, więc teraz mogła zadać parę pytań koleżance
wprost do jej ucha, żeby
nikt więcej
nie słyszał.
— Patka,
te dziewczynki co tam leżą pod oknem, to one nie mają ani mamusi
ani tatusia, że tak same leżą i nikogo u nich nie ma?
— Mają,
Felciu — wyszeptała konspiracyjnie Pati. — Cały czas tu byli,
ale zanim wy żeście przyszli, to oni poszli już do domu, bo
powiedzieli dobranoc.
W
sali Patrycji leżały jeszcze inne dwie dziewczynki. Leżały na
takich dziwnych łóżkach, które wyglądały na o wiele większe
niż łóżeczko Pati. Łóżka ich miały metalowe ramy, z których
zwisały na linach dwa dziwne uchwyty podobne do trapezów w cyrku. A
na jednym z nich, wisiały nóżki dziewczynek. Z tym, że jednej
dziewczynki była to nóżka prawa, a drugiej lewa. Obydwie
dziewczynki cały czas spoglądały z wielkim zainteresowaniem na
przybyłych gości i uśmiechały się nieśmiało. A teraz, kiedy
Patrycja i Fela zostały same, to nawet podniosły się na łóżkach,
trzymając się za te drugie trapeziki. Ale wcześniej nacisnęły
jakiś przycisk, każda przy swoim trapeziku, i ich zagłówki razem
z poduszkami podniosły się do góry. Dziewczynki z pozycji leżącej,
przeszły do pozycji siedzącej. I z takiej pozycji jeszcze bardziej
zaglądały na to co się dzieje na jedynym łóżku pod ścianą.
— Ja
się nazywam Romka, a ona Dzidka — odezwała się wreszcie
dziewczynka, której łóżko znajdowało się bliżej łóżka Pati.
— A jak wy się nazywacie?
— Ja
się nazywam Patrycja, a to moja najlepsza przyjaciółka Felicja —
odpowiedziała Pati i z zadowoleniem popatrzyła na obydwie
dziewczynki. — Powiedzcie dziewczynki, a dlaczego wasze złamane
nóżki wiszą? Mają zbyt ciężkie buciki z gipsu, czy was… ojej…
czy was tak specjalnie przywiązali, żebyście nie uciekły ze
szpitala?
— Nie,
my nie jesteśmy przywiązane — odpowiedziała Dzidka z szerokim
uśmiechem. — Nasze nogi nie są też złamane, ale muszą tak
wisieć na wyciągu, bo my miałyśmy operację bioder. Pan doktor
mówił, że tak szybciej nasze bioderka się ustawią w należytym
miejscu i się wyleczą.
— Ojojoj,
a to was nie boli tak wisieć cały czas za jedną nogę? —
spytała Fela, przejęta losem dziewczynek.
— Na
początku bardzo bolało — odpowiedziała tym razem Romka i
postukała rączką po twardej, wiszącej nodze. — Ale też
dostawałyśmy zastrzyki, jak Pati, to nas przestawało boleć. A my
jesteśmy już w szpitalu dużo dni. I w tym samym dniu miałyśmy
operacje, to od tej pory zdążyłyśmy się już przyzwyczaić.
Najgorzej jest w nocy, czasami budzimy się i wzywamy panią
pielęgniarkę, to ona wtedy przychodzi i nam pomaga chociaż
troszeczkę się obrócić i zostaje z nami aż uśniemy.
— A
długo musicie jeszcze być w szpitalu? — dopytywała się dalej
Fela.
— Ja
odpowiem Romciu, dobrze? — Dzidka uprzedziła swoją szpitalną
koleżankę i gdy ta skinęła głową na znak zgody, powiedziała: —
Pan doktor mówił, że na przyszły tydzień zrobi nam
prześwietlenie tym aparatem rent… oj, zapomniałam jak on się
nazywa… no tym, co ten pan… aha, twój tatuś Pati mówił. I jak
na zdjęciu wyjdzie, że nasze bioderka są już zdrowe, to będziemy
mogły wrócić do domu. A my bardzo chcemy już wracać do domku.
Prawda, Romciu? Dlatego nie marudzimy, że nas boli, tylko leżymy
cierpliwie, aby nasze kosteczki ułożyły się jak najszybciej na
odpowiednim miejscu. No a wtedy, pożegnamy się z panami doktorami i
z jedną panią doktor, no i też z wieloma paniami pielęgniarkami,
które nazywamy siostrami.
— Mamusiu,
tatusiu, ciociu, to jest Romka i Dzidka! — zawołała Pati na widok
wchodzących do sali rodziców i mamy Feli. — One miały operacje i
też są dzielne, i wcale nie płaczą.
— No
wiemy, wiemy — powiedziała mama Pati. — Rozmawialiśmy z ich
rodzicami zanim pojechaliśmy do domu po twoje rzeczy, córeczko.
Cieszę się, że się już poznałyście. Razem będzie wam raźniej
i milej tutaj w szpitalu z dala od domu. No co, Romciu i Dzidziu,
cieszycie się, że macie nową koleżankę? Bo Pati cieszy się
bardzo. Widzę to po jej minie.
— Cieszymy
się! — równocześnie odpowiedziały Romka i Dzidka.
— Ale
wam zazdroszczę, że możecie być tutaj razem! — zawołała
Fela. — Ja też chciałabym z wami zostać.
— Felu,
kochanie, zazdrościć nie masz czego, bo chyba nie chciałabyś być
chora? — wtrąciła się mama Feli. — Lepiej być zdrowym i być
w domu. A jak się już tak przydarzy, że trzeba być w szpitalu,
podobnie jak to się dziewczynkom przydarzyło, to trzeba wszystko
robić co pan doktor każe i być dobrej myśli, że choroba szybko
minie, no i wracać do domu. Bo wszędzie dobrze, ale w domu
najlepiej.
— Masz
rację mamusiu — zgodziła się Fela. — Ale obiecaj mi, że
jutro znów tu przyjdziemy.
— Felciu,
musisz przyjść, bo bez ciebie będzie mi smutno — oznajmiła Pati
i pocałowała przyjaciółkę w policzek.
— Nie
martw się Patusiu, Fela przyjdzie na pewno — uspokoiła Pati mama
Feli.
— Ale
teraz, musimy niestety wracać do domu — łagodnym głosem
powiedział tato Pati. — Za niedługo będzie cisza nocna, więc
nie możemy nikomu przeszkadzać. No to teraz, dziewczynki, możecie
sobie jeszcze trochę porozmawiać, by bliżej się poznać, a potem
postarajcie się usnąć. Noc minie szybciutko i rano, my, wasi
rodzice, znów przyjdziemy.
— I
ja też przyjdę — dodała Fela i zaczęła coś wyciągać ze
swojego plecaka przedszkolnego, bez którego nigdzie się nie
ruszała. — Popatrz Patuśka, co dla ciebie przyniosłam. Mój
piękny kalejdoskop, który tak bardzo lubisz. Będziesz mogła sobie
pooglądać piękne i kolorowe mozaiki. Romka i Dzidka też. A jutro
przyniosę ci… przyniosę wam, moje najlepsze książeczki do
oglądania. Chcesz Pati? Chcecie dziewczynki?
— Tak,
Felu! — zawołały jednocześnie wszystkie trzy dziewczynki.
Po
kwadransie, po pożegnaniu się z Pati i
jej szpitalnymi koleżankami, rodzice Pati i Fela ze swoją mamą,
siedzieli już w samochodzie i jechali do domu. Po drodze ustalali
jak będzie wyglądał ich następny dzień, czyli niedziela.
Ustalili więc, że mama Feli zostanie w domu i będzie wraz z jej
tatą gotować dla wszystkich obiad, a Fela z rodzicami Pati pojedzie
już z samego rana do szpitala.
Kiedy
Fela leżała już w swoim łóżeczku, długo nie mogła usnąć.
Myślami cały czas była z Pati w szpitalu. Myślała też o Romce i
Dzidce. Wyobrażała sobie, że leży razem z Pati w jej szpitalnym
łóżku i wszystkie cztery rozmawiają sobie. Długo tak rozmawiały
i rozmawiały… aż w końcu Fela usnęła.
Następnego
dnia rano, Fela gdy tylko się przebudziła, od razu przypomniała
sobie, że w szpitalu czeka na nią Pati. Szybciutko wyskoczyła z
łóżka i pobiegła do łazienki. Nie minął kwadrans, a Fela nawet
już po śniadaniu, stała gotowa do drogi. Pobiegła tylko jeszcze
raz do swojego pokoju, wybrała najładniejsze książeczki i
zapakowała je do swojego plecaka.
Rodzice
Pati zjawili się punktualnie o godzinie dziewiątej. A za pół
godziny wszyscy byli już w szpitalu.
Kiedy
weszli do sali 106, akurat był tam pan doktor i dwie pielęgniarki.
Pan doktor na widok wchodzących, pochwalił swoją nową pacjentkę,
czyli Pati, i powiedział, że dzielna z niej dziewczynka. Podobnie
jak Romka i Dzidka. A kiedy wychodził wraz z pielęgniarkami z sali,
powiedział jeszcze, że w tak piękną pogodę można Pati wziąć
na wózku do przyszpitalnego ogrodu. Dziewczynki bardzo się
ucieszyły. Ale zaraz im się smutno zrobiło, że Romka i Dzidka nie
mogą, że muszą dalej zostać w łóżkach. To wtedy panie
pielęgniarki wróciły się i otworzyły okno na całą szerokość
i przysunęły łóżka dziewczynek jeszcze bliżej okna. A Fela dała
im swoje ulubione książeczki do oglądania.
Po
drodze do windy, Fela szła obok wózka, który popychali rodzice
Pati, a w którym Pati siedziała z podniesioną do góry „gipsową”
nogą i z wielkim zainteresowaniem słuchała o czym ona opowiada.
— Troszeczkę
tylko płakałam w nocy, bo mnie znów rozbolała nóżka i nie
umiałam się obrócić na drugi bok — mówiła Pati. — Ale
Romcia i Dzidzia też się obudziły, to zadzwoniły po siostrę, i
wiecie, siostra Beata zaraz przyszła i pomogła mi się obrócić, i
poprawiła mi też posłanie. No, to zaraz się lepiej poczułam. A
potem jeszcze trochę rozmawiałam z dziewczynkami i sama nie wiem
kiedy usnęłam. Ale z samego rana znów przyszła siostra, ale już
inna, siostra Kornelia, i dała nam termometry do mierzenia
temperatury. I kiedy przyszła je odebrać to nas wszystkie trzy
pochwaliła, że jesteśmy zdrowe jak te… no, te grzyby takie…
aha, masz rację mamusiu, jak rydze… bo żadna z nas nie miała
gorączki. A potem nas rozśmieszała i robiła takie śmieszne miny.
Śmiałyśmy się bardzo, aż pan doktor przyszedł zobaczyć co u
nas się dzieje.
W
windzie Pati sama nacisnęła guziczek z napisem „ogród” i po
chwili wszyscy znaleźli się w ogrodzie. A tam, Fela już popychała
wózek Pati i spacerowym krokiem przemierzała wraz z nią i
rodzicami Pati po zielonych i pięknie ukwieconych alejkach.
Spacerowali tak sobie i rozmawiali. Fela zapewniała przyjaciółkę,
że jak już będzie w domu, to też ją codziennie będzie
odwiedzać. A nawet przyprowadzi raz wszystkie dzieci z przedszkola,
bo one na pewno też się będą o nią martwiły, zwłaszcza ich
pani.
Był
piękny słoneczny dzień. Robiło się coraz goręcej na dworze.
Dlatego wszyscy usiedli na chwilkę na ławce w cieniu ogromnego
kasztana. I dalej rozmawiali. Po chwili przechodził tamtędy pan
doktor, a gdy zobaczył ich wszystkich siedzących na ławce,
poprosił rodziców Pati na krótką rozmowę. Dziewczynki zostały
więc same. Fela oparła się o wózek Pati, i na jej prośbę,
zaczęła jej śpiewać taką starą przedszkolną piosenkę, którą
Pati trochę już zapomniała, a koniecznie chciała sobie
przypomnieć, gdyż chciała jej nauczyć Romkę i Dzidkę. I gdy tak
siedziały, i już razem podśpiewywały sobie, na ogród wbiegła
siostra Kornelia, i kierując się w stronę rodziców Pati,
rozmawiających ciągle z panem doktorem, zawołała:
— Czas
na zastrzyk! No gdzie są te dwie przyjaciółki?!
— Ty,
Pati, słyszysz? Ona szuka jakiś dwóch przyjaciółek. Nie wiesz o
kogo jej może chodzić? — spytała Fela.
— No
jak to o kogo?...
* Fragment opowiadania.