wtorek, 24 lipca 2018

Malkontent

Że pogoda pod zdechłym Azorem,
Okazuje to wszystkim swoim humorem.
Że codziennie do pracy musi chodzić,
Wścieka się już gdy z łóżka wychodzi.

Szef się nie poznaje na jego zdolnościach,
Ciągle więc przeklina tego jegomościa.
Gdy wraca do domu po pracy trudach,
Psioczy, że w domu panuje nuda…

Gdy żona obiadek pod nos mu podtyka,
Burczy, że fuj, że go byle czym zatyka.
Kiedy zasiądzie przed telewizorem,
Nawet i wtedy nie grzeszy humorem.

Wszystko co wokół i na świecie się dzieje,
Jest złe, niedobre, paranoją mu wieje.
Żadna go nawet komedia nie rozśmieszy,
Bo śmiać się nie potrafi, bo śmiech go peszy.

A kiedy do łóżka zwali już swe ciało,
Skarży się na życie, że mu nic nie dało.
Rano po przebudzeniu narzeka od nowa,
Bo nie wiedzieć czemu, znów go boli głowa.

Taki to już gatunek — te narzekadła...
(Czy to jakaś kara na ludzkość spadła?)
Zawsze i wszędzie, nic, tylko narzekają.
Pewnie to narzekanie już we krwi mają.

Ci wkurzający, paskudni malkontenci,
Wszyscy spod prawa powinni być wyjęci…
Bo też tak strasznie nam życie zatruwają,
Że niektórzy z nas... narzekać zaczynają.