robiąc minę bardzo żałosną.
— Zagrać w piłkę chcę z kolegami! —
Krzyknął z nagła, wierzgając nogami.
— Dlaczego ze mną grać żaden nie chce?!
Poczekajcie!... Kiedyś ja nie zechcę!
O co im chodzi? Żem za gruby?
Że na meczu nie przyniosę chluby?
Ja… gruby?! Wcale że nie!
Jestem piłkarz — co się zwie!
Kopać piłkę, strzelać gole…
Właśnie to chcę… i to wolę!
A że lubię też i jeść,
Tego niejadki nie mogą znieść.
Jem, bo chcę być bardzo zdrowy
I na wszystko być gotowy.
Jem, bo rosnę — i jeść trzeba:
Dużo mięsa, dużo chleba...
Też nie gardzę słodyczami,
Kiedy mam je przed oczami.
Kto je dużo, szybko rośnie,
Tak na jawie, jak i we śnie,
Więc ja rosnę… oni nie.
Kto z nas lepszy? Ja, co nie?!
Gruby Maciek siedzi pod sosną
Z miną bardziej już radosną.
— Zaraz wstanę i im nagadam…
Tylko cukierki powyjadam...
Ojej! Co to? Ciężko wstać!...
Muszę jeszcze próbować.
Ufff, źle ze mną… Kto to wie:
Może jednak za dużo jem?
Może trzeba słodyczy mniej jadać?
Między posiłkami nie podjadać?
Przed TV z chipsów zrezygnować?
Czasem się gimnastykować?
Właśnie tak, tak zrobić muszę,
Bo biegając, aż się duszę.
Brak mi siły, brak mi tchu…
Super pomysł, więc... Juhuuuu!!!
No bo:
— „Jeśli nie chcesz swojej zguby,
mniej podjadać musisz luby”.
No i:
— „Je się po to, aby żyć,
a nie po to, żeby tyć”.
Mądre są te maksymy babcine...
Za mą tuszę sam ponoszę winę.
Schudnę!!!
I nikt już więcej nie nazwie mnie: „Maciora”,
Ani też: „Gruby Macio” nie zawoła.