środa, 8 sierpnia 2018

Niecnota z cnotą

Pewna dzieweczka imieniem Eleonora,
Poszła po poradę do wiejskiego znachora.
Chora nie była, lecz chorą być chciała…
Ważny interes w chorobie miała.

O chorobie na niby, rzecz jasna marzyła,
Bo masochistką wcale nie była.
Na ślubnym kobiercu wnet stanąć miała,
A nocy poślubnej okropnie się bała.

Boleści więc jakieś chciała poudawać,
By swojej cnoty nie musieć oddawać.
Dumna z niej była przez całe lata,
Tylko ją we wianie miała. Nie była cycata.

Ze swoją cnotą czuła się bogata,
A noc poślubna — to pewna jej utrata…
Jakże więc oddać co takie drogie?
Nie chciała by jej życie stało się ubogie.

Sędziwy znachor ze wsi Pudliszki,
Za sowitą opłatą zalecił atak ślepej kiszki.
Eleonora do domu szczęśliwa wróciła
I się do wesela ochoczo przysposobiła.

Potem po weselu, już w noc poślubną,
Do ślubnego się przytuliła, bo była ciepłolubną.
A kiedy ślubny zabrał się do roboty,
To ta niecnota zaczęła bronić swojej cnoty.

Poślubna noc stała się dla Eleonory zgubną,
Bo kiedy swoją grę zaczęła niechlubną,
Ślubny nie uwierzył w jej atak ślepej kiszki
I odesłał do zakonu — grać rolę mniszki.