Niby-bajkę tę napisałam po wizycie mojego 8-letniego Wnuczka. Był u mnie parę dni temu i oglądał zdjęcia, jakie zrobiłam na Menschenrechtspfad, czyli Ścieżce Praw Człowieka na szczycie naszej najwyższej góry Ochsenberg (link do tego wpisu i link do zdjęć). Zdjęcia bardzo go zaciekawiły. Ze smutkiem w oczach zadawał pytania dotyczące biednych ludzi, a zwłaszcza tych, którzy potopili się w czasie ucieczki do lepszego życia. Może dlatego, że pamiętał, co działo się na włoskiej Lampedusie i bardzo to przeżywał. Najbardziej smuciły go jednak zdjęcia tych instalacji, na których podane było, że z głodu i choroby dziennie umiera ok. 18.000 dzieci. Długo wpatrywał się w tę liczbę, wreszcie poprosił mnie, żebym poszła z nim na Ochsenberg. Chciał naocznie zobaczyć zobaczyć całą Ścieżkę Praw Człowieka. Oczywiście poszliśmy. Zaraz po obiedzie. Zabraliśmy ze sobą także naszego psa Aramisa.
***
— Babciu,
a dlaczego jedni ludzie zabijają drugich? — spytał Wnuczek, kiedy
stanęliśmy przy instalacji symbolizującej wojnę. — Przecież
każdy chce żyć… — dodał po chwili, jakoś tak ciszej.
— Bo na
świecie jest bardzo dużo złych ludzi, którzy nie potrafią żyć
w pokoju. Nie potrafią współżyć z innymi ludźmi, myślą tylko
o sobie, o swojej nienawiści, która zżera ich serce i duszę.
Wnuczek
słuchał mnie, wpatrując się w bomby i granaty porozwieszane na
drzewie. Po chwili schylił się do psa Aramisa i wyszeptał mu do
ucha:
— Choć,
Aramis, idziemy stąd, bo tu źli ludzie strzelają do innych ludzi.
Powędrowaliśmy
dalej. Zatrzymaliśmy się przy dwóch malowidłach symbolizujących
cierpienie Egipcjan. Wnuczek na głos przeczytał informację
zawieszoną na drzewie. Na niej także było podane, ile dzieci w
Egipcie umiera z głodu i chorób.
Po
przeczytaniu wszystkiego, co stało na tablicy, posmutniał i
zapytał:
— Babciu,
a dlaczego tyle biednych dzieci jest na świecie? Dlaczego bogaci
ludzie im nie pomagają?
— Na
świecie ludzi biednych jest więcej, aniżeli bogatych —
odpowiedziałam. — Niektórzy bogaci, i owszem, pomagają biednym,
ale niestety nie jest ich wielu. Bogaci, to w dużej mierze egoiści,
myślą tylko o sobie i o pomnażaniu swojego majątku. Wielu z nich,
to też bardzo źli ludzie, którzy dorobili się bogactwa kosztem
biednych. Smutne to bardzo, ale już tak niesprawiedliwie nasz świat
jest skonstruowany. Ludzie dzielą się na dobrych i złych. Dobrzy
ludzie robią dobre uczynki, źli czynią zło. A tych dobrych
niestety jest zbyt mało na świecie i wszystkim biednym, uciśnionym,
głodującym, chorym nie zdołają pomóc…
— A
wiesz, babciu… — Wnuczek wszedł mi w słowo. — Kiedy z mamą i
tatą jesteśmy w sobotę na targu, to tam na ziemi siedzi czasem
jakiś biedny człowiek i żebrze. Jak go zobaczę, zawsze mu daję
trochę pieniążków. Mama albo tata mi dają. Niekiedy mam też
swoje, bo wcześniej ze skarbonki specjalnie wyjmuję.
— To
bardzo szlachetnie z twojej strony — powiedziałam i pogłaskałam
Wnuczka po jego złotowłosej główce. — Tak powinno być. Ja też
zawsze daję pieniądze. Albo coś do zjedzenia. Trzeba zawsze
wspomóc tego, kto wyciąga rękę po pomoc. Ale trzeba też mieć
oczy szeroko otwarte i umieć dostrzegać tych ludzi, którzy o pomoc
nie proszą. A nie proszą dlatego, bo są zbyt nieśmiali i kryją
się przed ludźmi. Cierpią w samotności, bo wstydzą się swojego
ubóstwa. Tym ludziom także trzeba pomagać. Delikatnie i na różne
sposoby.
Rozmawiając,
podeszliśmy do miejsca, gdzie była wyłożona księga gości, w
której każdy, kto wędruje Ścieżką Praw Człowieka, może wpisać
swoje myśli, wnioski, życzenia. Wnuczek bez słów podniósł
przeźroczyste wieko, otworzył księgę na pustej stronie, i
napisał: „Biedne dzieci potrzebują pomocy. Nasza cała Planeta
Ziemia potrzebuje pomocy. Pozaziemskie moce przybywajcie! Tylko w was
nasza nadzieja, skoro tyle zła jest na Ziemi i nikt z ludzi nie
potrafi je zwalczyć. To piszę ja, Mex, 8-letni chłopak z Niemiec i
Polski”.
Wnuczek
zamknął księgę i milczał przez jakiś czas. W końcu zawołał
podniecony, wskazując palcem pobliskie drzewo:
— Popatrz
babciu, tam! Widzisz? Tam za drzewem. Są, są, stoją i patrzą na
nas…
Mój
Wnuczek ma bardzo bujną wyobraźnię. Jego fantazjowanie udzieliło się i mi. Oczami wyobraźni zobaczyłam
to, co i on.
Czterech
Przybyszy z kosmosu patrzyło na nas i uśmiechało się tajemniczo.
Po chwili wszyscy naraz podnieśli obie ręce do góry i puścili do
nas oczko, jeden po drugim… Aż tu nagle, nieziemski błysk
oświetlił cały las, nas i ich. Wszystko dookoła stało się
złoto-niebieskie. Z każdą kolejną sekundą barwy te tężały,
stawały się coraz intensywniejsze.
Och, cóż
za radość przeszyła nasze serca. Przybysze z Kosmosu zaśmiali się
rubasznie, prawie tak samo jak zwykły człowiek, podeszli do swojej
rakiety i jak na zawołanie wskoczyli razem na małą platformę, na
coś w rodzaju balkonika. Jeden z nich nacisnął okrągły przycisk
i uruchomił ją. Platforma drgnęła i wnet z cichym szelestem
wszyscy razem unosili się powoli ku górze rakiety.
W tym
samym czasie, przy dźwiękach cichutkich dzwoneczków, zaczął się
otwierać okrągły właz. Platforma zatrzymała się równo z
otwartym włazem, i wtedy, Przybysze z Kosmosu zawołali
jednocześnie: — „Do zobaczenia, kochani Ziemianie!”, i
machając na pożegnanie obiema rękami, weszli po kolei do środka
rakiety. Właz, przy wzmagających się dźwiękach dzwoneczków,
powoli się za nimi zamykał. Rakieta swoim wyglądem nagle zaczęła
przypominać gigantycznego pająka. Dzwoneczki umilkły. Pająk
ciężko sapnął i po chwili rozległ się dźwięk silników
wchodzących na coraz to większe obroty. Pająk ociężale oderwał
się od ziemi, powędrował nieco do góry, jak gdyby po nici
pajęczej, i na moment zawisł w bezruchu. Nagle z jego długich łap
buchnęły kłęby jasnoniebieskiego dymu. Po krótkiej chwili dym
zmienił swoją barwę i kłębił się w intensywnych odcieniach
ultramaryny, indygo i żółci. Wtem rozległ się głośny dźwięk
podobny do dźwięku fanfar, setek fanfar, pająk-gigant zadrżał,
zawył, zasyczał, buchnął na powrót niebieskim dymem i... na małą
chwilkę ucichł całkowicie. Po czym poderwał się do góry na dość
dużą wysokość i jeszcze raz się zatrzymał. Trwał tak chwilę w
bezruchu… Aż tu nagle, jak nie ryknie! Jak nie buchnie ogromnym
ogniem! Niebieski pająk w momencie zamienił się w świetlistą
kulę. A kula ta, z niesamowitą szybkością, wzbiła się w niebo i
w ułamkach sekund zniknęła w przestworzach.
Staliśmy
z Wnuczkiem w złoto-niebieskiej poświacie i jeszcze długo z
zachwytem wpatrywaliśmy się w to miejsce na niebie, gdzie rakieta
zniknęła. Aramis też był przejęty. Z wrażenia aż lewitował,
unosząc się coraz wyżej w powietrzu.
Jak już
doszliśmy jako tako do siebie, Wnuczek podbiegł w miejsce startu
rakiety i z głową zadartą ku niebu, zawołał:
— Do
zobaczenia, przyjaciele! A nie zapominajcie o nas! Nie zapominajcie o
biednych dzieciach! One czekają na waszą pozaziemską pomoc! Nasza
cała Planeta czeka na pomoc. Pomóżcie nam w walce ze złem.
Pomóżcie, aby dobro wreszcie zwyciężyło i zapanowało na całym
świecie. Tylko w was nasza nadzieja!