wtorek, 14 sierpnia 2018

Raptus i Pimpuś


Cześć, dzieciaki! Mam na imię Raptus. Jestem miłym i spokojnym kotem. Mimo mojego imienia. Spokojne też wiodłem zawsze życie. Aż do wczoraj. Niestety! Otóż wczoraj, gdy po pysznym śniadanku wylegiwałem się swoim zwyczajem na kuchennym oknie, zobaczyłem, że na podwórko wszedł gospodarz i trzymał coś za pazuchą. Nie wiem czemu, ale od razu poczułem, że coś niedobrego się święci. I nie myliłem się. Gospodarz wszedł do kuchni i podszedł do mojego legowiska na oknie. No i wiecie co się okazało? Wyciągnął zza pazuchy malutkiego kotka. Postawił mi go przed nosem i powiedział, że to jest kotek Pimpuś, i że ja mam się nim opiekować i…spokojnie sobie odszedł. No wiecie! Zrobił ze mnie niańkę! Zdenerwowałem się nie na żarty. Ale nie dane mi było długo trwać w takim stanie. Wręcz przeciwnie musiałem szybko zapomnieć o tym, że w ogóle byłem zdenerwowany. Bo mój „podopieczny” Pimpuś od razu zeskoczył z parapetu okna i powiedział, że idzie na spacer wyprostować swoje łapki, gdyż u gospodarza za pazuchą zupełnie mu ścierpły. No, to akurat mogłem zrozumieć, bo to było logiczne. Zeskoczyłem więc też ze swojego okna i jak niepyszny, poczłapałem za nim.
Ledwie znaleźliśmy się na podwórku, a Pimpuś jak szalony wskoczył pomiędzy malutkie pisklęta, wywołując tym zachowaniem wielki popłoch wśród maleństw. No i mnie się za to oberwało. Kura Kokoszka i Kogut Kokotek momentalnie do mnie doskoczyli, a Kokotek trzepiąc mi skrzydłem przed nosem, krzyczał:
Mój drogi Raptusie, dlaczego nie pilnujesz swojego syna?! Nie widzisz, jak przestraszył nasze dzieci? Akurat uczyliśmy je dziobać ziarenka pszenicy i… co teraz? Cała lekcja na darmo, bo są tak przerażone. Wstydź się Raptus!
To nie jest mój syn…! — miauknąłem zły i zaskoczony. Ale mnie nie chcieli słuchać. Odeszli obrażeni.
Muszę przyznać, że poczułem się trochę nieswojo. Ale postanowiłem Pimpusia nie spuszczać z oczu. Tak postanowiłem, ale zanim zdołałem moje postanowienie wprowadzić w czyn, Pimpuś biegał już między kaczkami i gęśmi, i co rusz, próbował kaczora Kwakwaka ząbkami chwycić za jego zadarty ogonek. A gdy mu się to nie udawało, robił nagły zwrot, i gnał za gąską Gęgunią. Kiedy zobaczyłem minę gąsiora Gęgalskiego, jak zdenerwowany nastroszył piórka i z wystawionym dziobem do ataku kierował się w stronę niesfornego Pimpusia, wystraszyłem się. Nie było wyjścia. Skoczyłem jednym susem pomiędzy rozwrzeszczane kaczki i gęsi i… wyniosłem Pimpusia w zębach. Nakrzyczałem potem na niego i nakazałem mu więcej tak nie robić. Ale jestem pewien, że niewiele z tego zrozumiał. Tym bardziej musiałem na niego uważać. Po tym wydarzeniu Pimpuś był tak jakby spokojniejszy. Już nawet miałem nadzieję, że przynajmniej ze zmęczenia nie będzie tak rozrabiał. No i szliśmy dalej przez podwórko. Mijaliśmy akurat małżeństwo indyków Gulgotów, kiedy Pimpuś stanął, i zdziwiony zapytał:
Ty, Raptus, a gdzie oni mają dzieci? Zostały za karę w domu, bo były niegrzeczne?
No coś ty, Pimpuś! — zawołałem i wytłumaczyłem małemu, że indyczka Gulgota właśnie wysiaduje jaja, i za niedługo wylęgną się z nich małe indyczki. A że teraz spaceruje z mężem, to dlatego, że chyba też chce wyprostować nóżki, bo jej ścierpły od tego wysiadywania.
Nawet nie jestem pewien, czy Pimpuś słuchał mnie do końca, bo zanim skończyłem swoje wywody, on gnał już w stronę otwartych wrót obory. Popędziłem za nim co sił. I gdy go dopadłem, on wpatrywał się już w cielaczka Rożka ssącego dójki swojej mamy, krowy Krasuli. Już zamierzałem małemu wytłumaczyć, o co tu chodzi, ale widać, że w takich sprawach, to on był sam obeznamy. Gdyż zaczął podskakiwać, chcąc również dostać się do dójki i napić się mleczka. Ale niestety, jego próba się nie powiodła, bo dostał ogonem od Krasuli i wyszedł zawiedziony z obory. Potem jeszcze na chwilę wpadł do stajni. Ja oczywiście za nim. Nie zabawiliśmy tam długo, bo Pimpuś wyraźnie bał się ogromnej klaczy Kasztanki, która głośno zaczęła rżeć na nasz widok i swojego źrebaczka Pegazka łbem odpychać za siebie. Byłem nawet zadowolony, że mogliśmy tak szybko wyjść ze stajni. Czułem się już zmęczony i marzyło mi się moje legowisko. Ale niestety, to nie był jeszcze koniec naszej podwórkowej wycieczki. Gdy wyszliśmy ze stajni, spotkaliśmy moją znajomą myszkę Szarunię. Już chciałem ją pozdrowić, bo żyję z nią w dobrej komitywie, kiedy Pimpuś rzucił się na nią z pazurami. Biedna Szarunia uciekała jak szalona. Znów byłem zły na Pimpusia. Ale co było robić? W myślach tłumaczyłem sobie, że on jest przecież jeszcze malutki i musi się wiele nauczyć. I ja niestety, jego „niańka”, jestem za niego odpowiedzialny.
Gdy tak rozmyślałem, zbliżaliśmy się akurat do budy mojego kolegi psa Rufusa. Szanowałem go bardzo, ale wolałem go omijać szerokim łukiem. Tak na wszelki wypadek. A wiecie co zrobił Pimpuś? Wskoczył mu odważnie do budy! Spanikowałem. Myślałem, że już po Pimpusiu. Po chwili Rufus, warcząc, wyskoczył z budy, a za nim Pimpuś. A ja na jego widok pierwszy raz poczułem ulgę. Mało tego! Połaskotało mnie nawet uczucie dumy. Pimpuś jak wyskoczył z budy stał jakiś czas z naprężonym grzbietem i zjeżoną sierścią, a jego pazurki wyglądały niebezpiecznie. Widząc to Rufus, zaskomlał tylko i wycofał się z powrotem do budy. Popatrzcie, taki mały, a już potrafił w swojej obronie pokazać pazurki. Po tej akcji Pimpuś poczuł się trochę wyczerpany i głodny. Chciałem go już zaprowadzić do domu, ale on uparł się, że chce jeszcze tylko zobaczyć te brudne stworzenia za domem. Nie od razu zrozumiałem o kogo mu chodzi, ale jak zobaczyłem, że on kieruje się w stronę chlewiku, to pojąłem. No i… zgodziłem się. Koło chlewika w olbrzymim bajorze taplały się świnki. Były naprawdę okropnie brudne. No cóż, one uwielbiają taką błotną kąpiel. Myślałem, że ich widok odstraszy Pimpusia. Ale gdzie tam, ten rozrabiaka wskoczył pomiędzy świnki i też zaczął się taplać. Tym razem byłem zły na siebie. Że też mnie podkusiło zgodzić się tam pójść. Nie było rady, musiałem wyciągnąć go stamtąd, bo coraz bardziej czułem się za niego odpowiedzialny. Potem zrobiłem mu zimną kąpiel. Na szczęście w betonowym korytku pod studnią było na tyle wody, że mogłem z niego dokładnie zmyć błoto. Następnie starannie wylizałem jego sierść językiem. Pimpuś po kąpieli poczuł się bardzo zmęczony. No i mogłem go w końcu zaprowadzić do domu. Gospodarz nalał nam do miseczki pysznego mleczka, które razem wychłeptaliśmy w mig. A potem, wyłożyliśmy się na moim legowisku. Pimpuś usnął od razu, a ja jeszcze trochę rozmyślałem. A wiecie o czym rozmyślałem? Ano rozmyślałem o swoim spokojnym do tej pory życiu. A chcecie wiedzieć do jakiego wniosku doszedłem? Otóż doszedłem do takiego wniosku, że ono było tak spokojne, że… aż nudne.