piątek, 10 sierpnia 2018

Wizyta pana burmistrza

Fragment bajki:

W krainie krasnoludków od kilku dni wielkie poruszenie. Pan burmistrz Krasnalski zaprosił z wizytą swojego starego przyjaciela, który pełnił również funkcję burmistrza, ale w odległym Krasnoburgu.
Wszystkie krasnoludki zajęły się wielkimi porządkami. Krasnoland lśnił czystością. Burmistrz Krasnalski był zadowolony. Z dumą mógł oprowadzić przyjaciela po swojej krainie. A i w domu burmistrza - jak na wzór krasnoludkowy przystało: czyściutko, pachnąco, kolorowo. Bo co tu dużo ukrywać, burmistrz chciał się również pochwalić przed przyjacielem swoją ukochaną i wspaniałą rodzinką.
Pani burmistrzowa Krasnalska była bardzo dobrą gospodynią. Nagotowała wiele przysmaków i napiekła mnóstwo przeróżnych ciast.
Ale zapragnęła jeszcze upiec torcik poziomkowy. Do przybycia gościa zostało jeszcze cztery godziny. Była pewna, że zdąży w porę upiec - „palce lizać”- torcik. Wysłała więc swoje dzieci do lasu po poziomki.
Dzieci z ochotą przyjęły to zadanie do wykonania, bo poziomki kojarzyły im się z oznaką nadchodzących wakacji. Zabrały więc z domu dwa koszyczki i radosne pomaszerowały w kierunku pobliskiego lasku, szukać nagrzanych gorącym słoneczkiem skarp albo wzniesień, gdzie ich zdaniem musiałoby być aż czerwono od dorodnych poziomeczek…, bo wakacje - to piękna rzecz!
- Krasuniu, ty patrz w lewo, a ja w prawo - zakomenderował Krasko, gdy znaleźli się już w głębi lasu.
- No dobra… Niech ci będzie - zakomunikowała Krasunia i zaraz dodała: - Ale jak ja pierwsza znajdę czerwone miejsce, to będę miała prawo zjeść dwie garście poziomek, a ty mi potem pomożesz nazbierać pełny koszyczek. Tak?
- Na krasnala! Że ty też wszędzie wywęszysz dla siebie jakiś interes! - ze zniesmaczoną miną odparł Krasko. - Ale niech tam… dam ci te fory, bo jesteś babą… to znaczy dziewczyną. A teraz już zamknij buzię i skup się, to jest, zaglądaj jak „sroka w kość” za każdą, nawet najmniejszą poziomeczką.
Kraskowi chciało się śmiać z siostry. Był pewien, że to jemu pierwszemu uda się zauważyć soczystą czerwień poziomek. Już otwierał buzię do gromkiego śmiechu, gdy nagle śmiech zastygł mu na ustach. Usłyszał gdzieś w oddali żałosny skowyt jakiegoś zwierzęcia. Złapał siostrę za rękę i szybko pobiegli w tamtym kierunku.
Ich oczom ukazał się straszliwy widok. W sidłach kłusowniczych leżała zakrwawiona i spłakana mała sarenka. Krasunia i Krasko natychmiast rzucili się z pomocą i ratunkiem. Zaczęli mocno szarpać zębatymi sidłami, przypominającymi olbrzymią paszczę rekina.
- Na krasnala powonienie!!! Krasuniu, ty szarp na dół, a ja do góry - wrzeszczał przejęty Krasko. - Na trzy! Jeszcze raz!
Tak długo walczyli z paszczą rekina, że zupełnie stracili rachubę czasu. I kiedy w końcu udało im się wyzwolić obolałą sarenkę i opatrzyć jej rany liśćmi babki lancetowatej, dopiero wtedy poczuli ogromne zmęczenie. Padli więc we trójkę na miękki mech i zapadli w głęboki i długi sen...