piątek, 3 sierpnia 2018

Kazio łobuz

Mały Kazio był wielkim łobuzem,
I zawsze paradował choć z jednym guzem.
A nie myślcie, że on swych guzów nie lubił,
Wręcz przeciwnie, Kazio się nimi chlubił.
Nie było dla niego rzeczy — nie do zrobienia.
A każdy nowy guz — nie bez znaczenia:
Jeden: — bo zerwał ostatnie jabłko z drzewa.
Drugi: — bo spłoszył kota z dachu chlewa.
Trzeci: — bo skakał najwyżej z grabiami na sianie…
I każdy następny — bo wykonał każde zadanie.
Koledzy pukali się palcem w czoło,
A Kazio niezmiennie powtarzał w koło:
Dla mnie guz, to jak dla żołnierza belka.
A taka belka, to rzecz wielka! —
I dalej rozrabiał ile tylko wlezie.
Gdzie diabeł nie może, tam Kazio wlezie —
Mawiała zatroskana mama i tato…
A on tylko uśmieszkiem reagował na to.
Nic nie działały na niego prośby.
Nie pomagały też żadne groźby.
Przyjdzie kryska na Matyska! — babcia przestrzegała.
Lecz i ta przestroga nic nie dawała.
Łobuzowaniu końca nie było...
Jednak do czasu, aż się coś wydarzyło…

Była pora żniw. Wszyscy jechali na pole —
Zbierać snopki i układać w stodole.
Kazio pomagać ochoczo obiecał,
Słowo honoru dać nawet chciał,
Że z własnej i nieprzymuszonej woli,
Grzecznie pracować będzie na roli.
I już by prawie słowa dotrzymał,
Gdyby nie widły, które w ręku trzymał.
Wchodziły w snopki jak w miękkie masło…
Wymyślił: — „skok o tyczce” — i takie rzucił hasło.
I skakał najwyżej jak tylko mógł,
Lądując na pobliski siana stóg…
Kaziu, łobuzie! — mama zawołała,
I grożąc mu palcem widły zabrała.
Och, mamo, wszystko pod kontrolą! —
Odkrzyknął Kazio — przejęty nową rolą.
I jeszcze go raz coś podkusiło…
Odbił się od snopków z dużą siłą,
I skoczył wysoko, lecz ostatni raz,
Bo nie trafił w siano a w przydrożny głaz. 
  
Smętny Kazio siedzi w domu przy oknie, 
Zdziwiony, że świat nagle wygląda okropnie. 
Mama i babcia nieustannie go obserwowały, 
Żal im było biedulki, więc go rozbawiały: 
— „Żeby kózka nie skakała…” — mama zawoła. 
Wiem, wiem! — „Toby nóżki nie złamała… 
Ale gdyby nie skakała, 
Toby smutne życie miała…” — 
Dodał Kazio, siląc się na łobuzerskie miny, 
zerkając na nogę w gipsie — z poczuciem winy.

 
Rysunek mojej 6-letniej Wnuczki.