Nie,
nie pomyliłam się, chodzi mi o dary w lesie, nie dary lasu. Bo
rzeczywiście niedawno na dary w lesie się natknęłam. Maszerowałam
sobie raźnym krokiem głównym duktem leśnym, kiedy nagle, na
poboczu, na stosie ściętych drzew zobaczyłam coś takiego:
Zdziwiona
bardzo przystanęłam i zaczęłam przyglądać się tym
porozwieszanym, zapisanym kartkom. Po chwili z zaciekawieniem
zaczęłam czytać co na nich stoi. No i doczytałam się, że są to
jakieś modlitwy ewangelickie. Zaglądnęłam
też do metalowego pudełeczka, gdyż zachęcająco było na nim
napisane: „Proszę wziąć po 1 egzemplarzu... na pamiątkę, na
zastanowienie, na zachętę”. W
środku były trzy rodzaje malutkich kolorowych karteluszek z
obrazkami i różnymi modlitwami, a także z cytatami jakiś
świętych. Trochę je poczytałam, ale nie wzięłam, ponieważ
pomyślałam, że są przeznaczone tylko dla ewangelików.
Tu
gdzie mieszkam, ewangelików jest bardzo dużo. I wszystko jest
ewangelickie: kościoły, szkoły, przedszkola. W kościele
ewangelickim na mszy byłam parę razy, ale tylko z okazji pogrzebów
moich sąsiadów. Aha, byłam też cztery razy z okazji rozpoczęcia
roku szkolnego przez pierwszoklasistów, kiedy to czwóreczka moich
wnucząt rozpoczynała naukę. Oczywiście w szkole ewangelickiej. W
naszym mieście tylko takie są. Co nie znaczy, że dzieci innych
religii, czy też bez religii, do szkół tych nie uczęszczają, bo
uczęszczają. Wszystkie razem. Kościoły katolickie też tu są.
Meczety również.
Kiedy
oderwałam się od tych cudeniek i ruszyłam w dalszą drogę,
zaczęłam rozmyślać nad różnicą między ewangelikami a
katolikami. W wielu przypadkach jest ona ogromna, ale nie będę
roztrząsać tutaj tej kwestii. Wspomnę tylko o kościołach, bo
między kościołem ewangelickim a kościołem katolickim różnica
jest tak wielka, iż sama się rzuca w oczy. Aż nadto! I muszę
przyznać, że kościoły ewangelickie bardziej mi się podobają, bo
są bardzo skromne. W odróżnieniu od kościołów katolickich.
Kościoły katolickie wręcz ociekają przepychem (zwłaszcza w
Polsce). Nikomu niepotrzebnym przepychem... No, może za wyjątkiem
księży. Dlatego zrozumieć i polubić księży nie zawsze jest
łatwo*.
Rozmyślając,
maszerowałam dalej. Nie uszłam daleko, kiedy przy bocznej ścieżynce
znów zobaczyłam jakieś dziwo. Jeszcze większe.
To
zaproszenie do poczęstunku. Bardzo osobliwe zaproszenie. Jakby nie
patrzeć. Na kocu rozłożone były: napoje (i to nie byle jakie, bo
bio), a także różne ciasteczka w pudełeczku plastikowym, znów
jakaś modlitwa i malutki drewniany krzyż, pod krzyżem inne
pudełeczko, a w nim buteleczka z olejkiem.
To
wszystko było dla mnie bardzo dziwne, ale nie powiem, też i miłe.
Lubię oglądać przejawy bezinteresownej dobroci, w każdej postaci.
Popatrzyłam
na te wszystkie dary miło zaskoczona i poszłam dalej. Kierowałam
się w głąb lasu, gdzie na małej polance stoi duża drewniana
chatka. Chciałam sprawdzić, czy są w niej ci leśni darczyńcy.
Wiem, że się tam czasami różne grupy ewangelików spotykają,
zwłaszcza w czasie weekendu. Nocują tam, modlą się, śpiewają
przy ognisku, grillują. Byli.
Później,
kiedy wędrowałam dalej, na leśnych dróżkach spotkałam dwie
grupy wędrowców z plecakami na plecach. Pierwsza grupa, to była
grupa młodzieży, roześmiana, radosna. Druga, to kilkanaście
starszych osób, ale równie radosnych. Wszyscy bardzo miło mi się
kłaniali ze słowami: — „Grüß Gott!” (Szczęść Boże!).
Wszystkim oczywiście odpowiadałam: — „Grüß Gott!”... A szło
mi to jak z karabinu maszynowego. Bo raz po raz odpowiadałam.
Niektórzy zagadnęli mnie o pogodę, inni o cel wędrówki, chwilkę
pogadaliśmy... i poszliśmy w swoją stronę.
W
kolejnym tygodniu, będąc zupełnie w innym miejscu na wycieczce
rowerowej, również spotkałam podobne przejawy wiary ewangelickiej.
Zaproszenie do rozmowy z Szefem: — „Hast du lust auf kleines
Gespräch mit dem Chef?” (Masz ochotę na małą rozmowę z
Szefem?”). Fajne, radosne zaproszenie.
Bardzo
lubię aktywnych, uśmiechniętych ludzi... bez względu na ich
wiarę czy jej brak. A owe: — „Grüß Gott!”, jest tutaj
najpopularniejszym powitaniem, i to też bez względu na wiarę czy
jej brak. Bo w końcu, co to za różnica, przecież każdy ma
jakiegoś tam swojego Boga. I chociaż niektórzy uważają, że ich
Bóg jest najważniejszy, bo jest jedyny (sic!), to i tak ważniejsze
jest to, aby ludzie byli dobrzy, tolerancyjni i uśmiechali się do
siebie... bez względu na wiarę czy jej brak.
* 1.
„Nie
tak łatwo kochać księży" (Felieton)
3.
"Pytanie
do pana w sutannie" (Satyra)