środa, 1 kwietnia 2020

Chamstwo jest ponadnarodowe

Naszła mnie dziś ochota na chałkę. Postanowiłam więc udać się do cukierni. A że jedna z wielu cukierni w moim mieście mieści się tylko dwie ulice dalej od mojego domu, poszłam piechotą. Nie ruszałam auta. Bo i po co. Stoi pod domem przykryte, to niech sobie stoi. Rano, kiedy wróciłam z wędrówki po lesie, przykryłam go pokrowcem, gdyż zapowiadali nowe opady śniegu. Jutro będę miała mniej roboty z jego odśnieżaniem, a zwłaszcza z odmrażaniem szyb. Nie cierpię drapać zamarzniętych szyb. To drapanie to jedyny powód, że czasami wkurzam się na zimę. No to żeby się jak najrzadziej wkurzać, zapobiegliwie staram się przynajmniej szyby przykrywać.
Kiedy już z zakupioną chałką wracałam do domu, podgryzając ją po drodze co rusz (pachniała tak bardzo, że nie sposób było oprzeć się pokusie), zobaczyłam na ulicy mężczyznę i kobietę, którzy rozprawiając o czymś, zawzięcie gestykulują. Podchodząc bliżej, usłyszałam, że się kłócą. Mało tego, zrozumiałam, że choć kłócą się po niemiecku, to jednak nie są to Niemcy. No, przynajmniej nie tak do końca. Zawsze poznaję po akcencie z jakiego kraju pochodzą ludzie. Tym razem też poznałam. Bezbłędnie. Mężczyzna wykrzykiwał coś tam z polskim akcentem, a kobieta z rosyjskim. Z tym, że mężczyzna najwyraźniej był tym atakującym i nie przebierał w słowach… W chamskich słowach. Kiedy byłam już przy nich blisko, nie wytrzymałam i odezwałam się do tego mężczyzny (oczywiście po polsku):
A cóż to pan tak wykrzykuje, przecież kobietę ma pan przed sobą?!
Przecież to Ruska! — huknął w odpowiedzi mężczyzna.
O masz! To znaczy co, że Rosjanka, to nie kobieta? To nie człowiek? — odrzekłam, rozdziawiając buzię ze zdziwienia.
Mężczyznę na małą chwilkę zatkało, ale wnet odzyskał rezon i zaczął do mnie wykrzykiwać, tłumacząc, co też za winę popełniła owa kobieta. Parę razy musiałam faceta upominać, żeby do mnie nie podnosił głosu, bo raz, że głucha nie jestem, a drugi raz, że to wstyd w taki sposób zwracać na siebie uwagę. Nie na wiele się zdało to moje upominanie, bo facet tak bardzo był zacietrzewiony, że już pewnie inaczej nie mógł. No i co się okazało? Otóż okazało się, że kobieta ta zaparkowała sobie auto pod ich wspólnym domem, na miejscu, gdzie on wcześniej odgarnął śnieg, by postawić tam swoje auto. Potem jeszcze gdzieś pojechał i kiedy wrócił, na miejscu tym stało już auto tej kobiety. No i z tego właśnie powodu, wzięli się za czuby. Głośno i po chamsku.

Faktycznie, muszę przyznać, że w czasie zimy jest problem z zaparkowaniem aut na ulicach naszego miasta. To stare miasto i mieści się w kotlinie, uliczki są wąskie, zwłaszcza te, które pną się ku górze. Kiedy więc w innych porach roku problemu z parkowaniem nie ma żadnego, gdyż miejsca do tego celu przeznaczone są oznakowane wzdłuż ulic, z obydwu ich stron, to w zimie, gdy dużo śniegu napada, problem ten się pojawia. Odśnieżające ulice pługi nie mają już gdzie śniegu zepchnąć, to spychają go na jedną stronę ulicy, tym samym, blokując tam możliwość parkowania. Wszystkie auta muszą się wtedy pomieścić z jednej tylko strony ulicy. A że tutaj niemalże każda rodzina ma auto, a niekiedy nawet po kilka, to z zaparkowaniem aut czasami jest nie lada kłopot. Niektórzy, co mnie bardzo śmieszy, odśnieżą sobie kawałek ulicy i w tym miejscu, w kupkę śniegu, wbijają szyld o treści: „Ich habe für mich gebannt” (tłum. „Odśnieżyłem dla siebie”) i pod tą treścią wypisują numer rejestracyjny swojego auta. O właśnie tak to wygląda.


Śnieg się pomału topi i już go niewiele zalega na ulicach, ale szyld nadal tkwi. Co za ludzie?! No tak, zapowiadali nowe opady śniegu. Okazuje się, że takie oto szyldziki to pestka, bo w Polsce bywają jeszcze lepsze. Ależ się uśmiałam, czytając dzisiaj tut. polską gazetę "Samo życie", kiedy przeczytałam, że w Opolu na parkingu jednego z osiedli ktoś ustawił szyld następującej treści: — "Usuwałem śnieg łopatą przez dwie godziny. Wara mi stąd, bo dam w ryj!". No czyż nie wspaniały szyld? Wprost rozbrajający!... Samo życie!

Śmieszy mnie to bardzo, bo raz, że jest to bezprawne, a drugi raz… bezczelne. No bo jak to tak? Ulica jest dla wszystkich, a takie zajęcie sobie jej kawałka jest casłkowicie bezprawne. W ten sposób można postępować tylko wtedy, kiedy miejsce do parkowania jest opłacone, i to specjalnie wyodrębnione, nie na ulicy. No ale widać, że ludzie, jak to ludzie, chwytają się różnych sposobów, byleby sobie ulżyć, nie bacząc na to, że nie jest to w porządku wobec innych, a nawet, że nie jest to zgodne z przepisami.
Mnie też się nieraz tak zdarza, że odśnieżę sobie spory kawał pod moje auto, a kiedy gdzieś pojadę, to po powrocie miejsce to jest już zajęte. Pewnie, że zła jestem wtedy, ale nic poza tym. Łapię się po prostu za łopatę i odśnieżam sobie inne miejsce. A przy tak wysiłkowej pracy — złość szybko mija.

W końcu miałam już dość wrzasku tych dwojga zacietrzewionych sąsiadów, bo kiedy na początku owa kobieta niewiele przy mnie pyskowała, tylko przysłuchiwała się o czym mowa po polsku, to po chwili zaczęła, i to coraz bardziej. Mimo iż stawałam przecież w jej obronie, jako kobiety. Zorientowałam się, że nic tu po mnie, że moje argumenty (w obu językach) do żadnego z nich nie docierają. Odeszłam więc od nich i spokojnym krokiem poszłam dalej w górę ulicy. Po chwili usłyszałam za plecami głośne słowa tej kobiety:
Wot Polaki, pany wielikoje… swołocz proklata!
No nie, na moment mnie przymurowało, ale w końcu, nie odwracając się, buchnęłam śmiechem i pomaszerowałam dalej, w kierunku swojego domu, w kierunku swojej oazy spokoju… wolnej od wszelakiego chamstwa.
Na wspomnienie słów tej kobiety parę razy jeszcze i w domu śmiechem buchałam… Śmiech to najlepsze antidotum na chamstwo. Na głupotę również.

W drodze do domu uwieczniłam widok mojej ulicy. Kłócących się Niemców — różnego pochodzenia — wywaliłam z kadru. A co będę chamstwo uwieczniać.


Wśród nas wiele jest takich ludzi, którzy byli chamami, są chamami, i choć swoim chamstwem największą krzywdę robią właśnie sobie, swojemu zdrowiu, chamami pozostaną. Taka ich natura. Chamstwo mają w genach. Tacy się urodzili. Tacy byli ich rodzice... Takich nikt nie lubi. Takich najlepiej omijać szerokim łukiem.

Cham chamem
pozostanie

Na chamów nie ma rady...
Czy to prostacy, czy wykształceni
w jednym stoją szeregu —
kultury pozbawieni.

Cham chamem pozostanie...
Chamstwo wyniósł z domu.
Choć dumny z tego nie jest,
nie przyzna się nikomu.

I dalej jadem pluje
na lewo i prawo,
myśląc, obrzydliwiec,
że to demokracji prawo.