Z powodu
moich przeżyć z dzieciństwa, a i późniejszych również,
zwłaszcza z okresu dzieciństwa moich dzieci, do dziś dnia nie
pałam szczególną miłością do księży. Mogłabym mnożyć swoje
przeżycia z księżmi w tle. Nie będę ich jednak opisywać, gdyż
są bardzo nieprzyjemne, nadmienię tylko, że po pewnej lekcji
religii, moja córeczka wylądowała na kilka dni w szpitalu — z
powodu księdza-katechety. To, co przeżyłam za przyczyną księży
(i nie tylko ja), utwierdziło mnie w przekonaniu, iż księża na
żadną szczególną miłość nie zasługują, tylko dlatego, że
sutannę noszą. Są takimi samymi ludźmi jak każdy z nas. Są i
dobrzy, są i źli. Niektórzy nawet bardzo źli. Wielu z nich ma
skłonności do megalomanii, egoizmu, krzykliwej wręcz próżności,
pieniactwa, chamstwa... Ech, chyba lepiej zaprzestanę tej wyliczanki
do czego jeszcze ci „wielebni” skłonności mają, bo są to
niemiłe słowa. Dodam tylko, że oni sami — przy tych wszystkich
swoich człowieczych ułomnościach — czują się nad wyraz
nietykalni. Zwłaszcza ci wyżej postawieni w hierarchii. Do tego
pławią się w przepychu i bogactwie i nie bardzo ich interesuje
bieda ich owieczek. Owieczkom swoim wciskają kit o życiu w
skromności, umartwianiu się, i tak je sobie "urobili", że
te, choć czasami i na chleb nie mają — na tacę rzucają.
Nie
kocham księży miłością szczególną pewnie też i dlatego, że
generalnie nie lubię pośredników między mną a kimś tam, albo
czymś... Bo jak już gdzieś coś, to ja sama. Sama bezpośrednio
uczestniczę... albo wcale. Nie potrzeba mi w osobach księży —
żadnych pośredników. Bo i po co, skoro ogólnie nie mam o nich
dobrego zdania. Tym bardziej ostatnio, od kiedy media (niemalże
codziennie) coraz dobitniej odsłaniają ich marność, podłość,
nikczemność, obłudę, i co gorsza — zboczenie. Historia zresztą
też nie najlepiej — w wielu przypadkach — o nich mówi. Drażnią
mnie wręcz ci tzw. (przez samych siebie) „pasterze”, napuszeni i
wyfioczeni w drogich szatach... A ja nie jestem potulną owieczką, i
owczego pędu nie lubię... i to w żadnym wydaniu. Mam szacunek do
tych księży tylko, którzy żyjąc skromnie, pomagają biednym i
schorowanym ludziom. Tacy księża rzeczywiście tworzą wymierne
dobro.
W
dzisiejszym świecie, niestety, to i nawet wśród najwyższych
hierarchów kościoła, niewielu zasługuje na uznanie i miano
autorytetu. Dla mnie, z tego „klanu duszpasterzy” — we
współczesnych nam czasach — niezaprzeczalnym autorytetem,
człowiekiem przez duże „C”, był Karol Wojtyła, i to wcale nie
dlatego, że był Papieżem, a dlatego, że był po prostu Dobrym
Człowiekiem.
Teraz się
niestety okazuje, że coraz częściej zarzuca Mu się, że mimo
swojego najwyższego urzędu w kościele katolickim i wiedzy o
ogromnej skali pedofilii wśród księży, nie zrobił nic, aby tę
patologię napiętnować. Że krył ją wręcz. A już przede
wszystkim, że nie zrobił nic, aby pomóc ofiarom księży-pedofilów.