sobota, 29 września 2018

Nie tak łatwo kochać księży

Z powodu moich przeżyć z dzieciństwa, a i późniejszych również, zwłaszcza z okresu dzieciństwa moich dzieci, do dziś dnia nie pałam szczególną miłością do księży. Mogłabym mnożyć swoje przeżycia z księżmi w tle. Nie będę ich jednak opisywać, gdyż są bardzo nieprzyjemne, nadmienię tylko, że po pewnej lekcji religii, moja córeczka wylądowała na kilka dni w szpitalu — z powodu księdza-katechety. To, co przeżyłam za przyczyną księży (i nie tylko ja), utwierdziło mnie w przekonaniu, iż księża na żadną szczególną miłość nie zasługują, tylko dlatego, że sutannę noszą. Są takimi samymi ludźmi jak każdy z nas. Są i dobrzy, są i źli. Niektórzy nawet bardzo źli. Wielu z nich ma skłonności do megalomanii, egoizmu, krzykliwej wręcz próżności, pieniactwa, chamstwa... Ech, chyba lepiej zaprzestanę tej wyliczanki do czego jeszcze ci „wielebni” skłonności mają, bo są to niemiłe słowa. Dodam tylko, że oni sami — przy tych wszystkich swoich człowieczych ułomnościach — czują się nad wyraz nietykalni. Zwłaszcza ci wyżej postawieni w hierarchii. Do tego pławią się w przepychu i bogactwie i nie bardzo ich interesuje bieda ich owieczek. Owieczkom swoim wciskają kit o życiu w skromności, umartwianiu się, i tak je sobie "urobili", że te, choć czasami i na chleb nie mają — na tacę rzucają.

Nie kocham księży miłością szczególną pewnie też i dlatego, że generalnie nie lubię pośredników między mną a kimś tam, albo czymś... Bo jak już gdzieś coś, to ja sama. Sama bezpośrednio uczestniczę... albo wcale. Nie potrzeba mi w osobach księży — żadnych pośredników. Bo i po co, skoro ogólnie nie mam o nich dobrego zdania. Tym bardziej ostatnio, od kiedy media (niemalże codziennie) coraz dobitniej odsłaniają ich marność, podłość, nikczemność, obłudę, i co gorsza — zboczenie. Historia zresztą też nie najlepiej — w wielu przypadkach — o nich mówi. Drażnią mnie wręcz ci tzw. (przez samych siebie) „pasterze”, napuszeni i wyfioczeni w drogich szatach... A ja nie jestem potulną owieczką, i owczego pędu nie lubię... i to w żadnym wydaniu. Mam szacunek do tych księży tylko, którzy żyjąc skromnie, pomagają biednym i schorowanym ludziom. Tacy księża rzeczywiście tworzą wymierne dobro.

W dzisiejszym świecie, niestety, to i nawet wśród najwyższych hierarchów kościoła, niewielu zasługuje na uznanie i miano autorytetu. Dla mnie, z tego „klanu duszpasterzy” — we współczesnych nam czasach — niezaprzeczalnym autorytetem, człowiekiem przez duże „C”, był Karol Wojtyła, i to wcale nie dlatego, że był Papieżem, a dlatego, że był po prostu Dobrym Człowiekiem.
Teraz się niestety okazuje, że coraz częściej zarzuca Mu się, że mimo swojego najwyższego urzędu w kościele katolickim i wiedzy o ogromnej skali pedofilii wśród księży, nie zrobił nic, aby tę patologię napiętnować. Że krył ją wręcz. A już przede wszystkim, że nie zrobił nic, aby pomóc ofiarom księży-pedofilów.