wtorek, 18 września 2018

Syndrom Otella — chorobliwa zazdrość

Wszyscy wiemy, że nie ma miłości bez zazdrości. Zazdrość nierozerwalnie wiąże się z miłością, upewnia, że komuś naprawę na nas zależy. Jednak jak to w życiu bywa, wszystko ma swoje granice, również i zazdrość. Jeśli zazdrość występuje w związku w stopniu umiarkowanym, scala go, jeśli jednak rozrasta się, przyjmuje formę obsesyjnego, stałego zaabsorbowania myśleniem o zdradzie, może to oznaczać, że nasz partner cierpi na syndrom Otella, który w psychologii definiowany jest właśnie jako chorobliwa podejrzliwość i zazdrość. Nazwa tego syndromu pochodzi od imienia tytułowego bohatera dramatu Szekspira „Otello” (z 1603 r.).

Potworne życie ma kobieta, której przyszło żyć z partnerem dotkniętym syndromem Otella. Jej codzienne życie usłane jest pasmem nieustannych ataków obłędnej zazdrości, ciągłych podejrzeń o zdradę. I może być nawet osobą o anielskiej wręcz osobowości to to i tak niewiele zmieni w oczach jej chorego zazdrośnika. A co znamienne, taki „Otello” wobec obcych zachowuje się zupełnie normalnie, tylko w domu staje się demonem i stwarza piekło swojej partnerce, zniewalając ją psychicznie i fizycznie.


Mówi się, że syndrom Otella to psychoza, która jest przejawem przewlekłego alkoholizmu i występuje w typowej formie u alkoholików lub też w stanie upojenia alkoholowego. Z pewnością wiele w tym prawdy, ale nie do końca. Ponieważ są alkoholicy, których syndrom Otella nigdy nie dotyka. Są też mężczyźni, którzy przejawiają chorobliwą zazdrość, a którzy sięgają po alkohol dopiero później, by sobie ulżyć, kiedy już nie potrafią poradzić sobie z męczącym ich nieustannie uczuciem zazdrości, podejrzeniami o niewierność, wreszcie, wstydem przed otoczeniem za swoją postawę — chorobliwego zazdrośnika.

Syndrom Otella to choroba psychiczna, której początek jest na ogół powolny, a rozwój dalszy wolno postępujący. Partner dotknięty tą chorobą urządza nieustanne scysje, zadręcza pytaniami, co do wierności seksualnej, żąda wyjaśnień, śledzi każdy krok partnerki, sprawdza bieliznę osobistą, pościel, szuka "znaczących" śladów na ciele partnerki. Zmieniony wyraz twarzy, czy też gest, odczytuje jako bardzo "znamienny". Najbardziej przypadkowe i niewinne sytuacje, zdarzenia, wypowiedzi partnerki i innych osób, stają się w jego przekonaniu dowodami na zdradę.

Mężczyzna z syndromem Otella potrafi bardzo mocno partnerkę z sobą związać. Potrafi do perfekcji grać na jej uczuciach. Mamić miłością. A jest wiele kobiet, które jak gąbki wciągają w siebie każde miłe słówko, każdy czuły gest, i kiedy kochają, nie zastanawiają się nad tym, czy słowa te i gesty są prawdziwe. I już tak mają, że lubią otaczać opieką swojego partnera. Ot, takie to zacięcie „samarytańskie”. Wrodzony odruch. Może potrzeba? Chorobliwą zaś zazdrość swojego partnera biorą za wielką miłość... a właściwie mylą z wielką miłością. Natomiast mężczyźni z syndromem Otella tylko takie właśnie wrażliwe kobiety wybierają na swoje partnerki życiowe.

Kobiety powinny się bardzo głęboko zastanowić, zanim zdecydują się związać z mężczyzną przejawiającym chorobliwą zazdrość. Powinny rozważyć, czy będą w stanie, czy będą miały siłę stawić czoła życiu z takim człowiekiem. Bo z tej choroby nie można się wyleczyć, można co najwyżej złagodzić jej przebieg, ale pod warunkiem, że partner sam będzie chciał podjąć leczenie. A to niestety zdarza się rzadko. Mężczyźni z tą chorobą, wstydzą się jej. Nawet przed samym sobą. Kryją się z nią przed otoczeniem. Trudno im jest poddać się stałemu leczeniu psychiatrycznemu. Wybierają łatwiejszy „środek farmakologiczny”, bardziej akceptowany w społeczeństwie — alkohol (sic!). A niestety, syndrom Otella plus alkohol, nierzadko równa się — śmierć.

Znam historię kobiety, która przez lata przeżywała gehennę ze swoim mężem dotkniętym syndromem Otella. Jej życie było piekłem na ziemi. Mąż jej coraz częściej sięgał po alkohol. Nie pozwalał jej pracować, zamykał ją w domu, nie pozwalał chodzić samej na zakupy, nawet do jego rodziców nie mogła iść sama. Wszędzie przecież czyhała na nią chmara mężczyzn, potencjalnych kochanków. W atakach zazdrości wielokrotnie była przez niego pobita. Kilka razy po pobiciu lądowała w szpitalu.

Mimo to bardzo kochała męża. Przez wszystkie lata wierzyła, że swoją dobrocią, wiernością, uczciwością, potrafi wyleczyć męża z zazdrości, zmienić jego stosunek do siebie, do życia. Starała się też nakłaniać go do leczenia. I owszem, leczył się, parokrotnie. Dwa razy nawet w szpitalu psychiatrycznym. Niestety, po krótkim czasie wszystko wracało do poprzedniego stanu. Raz, kiedy w ataku szału przystawił jej naładowany pistolet do skroni, zwątpiła we wszystko.

Nie zabił jej. Dzwonek listonosza do drzwi — mu przeszkodził. Na drugi dzień, kiedy wytrzeźwiał, płakał jak dziecko, bo sam zdał sobie sprawę, że mógł ją rzeczywiście zabić. Mówił, że to jego miłość do niej — na szczęście — nie pozwoliła mu tego uczynić. Błagał o wybaczenie. Przysięgał poprawę. Obiecywał poddać się ponownemu leczeniu. W kobiecie jednak coś pękło. Postanowiła uciec od męża. Pomogły jej dzieci. Uciekli do innego miasta.

Po paru latach separacji udało jej się uzyskać rozwód ze swoim mężem-„Otellem”. A udało się tylko dlatego, że jej mąż związał się już z inną kobietą, o 20 lat młodszą. Było to 10 lat temu.

Przed paroma miesięcami kobieta dostała tragiczną wiadomość. W Boże Narodzenie jej były mąż bestialsko zamordował swoją konkubinę na oczach ich malutkich dzieci oraz swojej matki.

Niestety, za tę makabryczną zbrodnię nie został ukarany. Uznano go za niepoczytalnego. Jest leczony w szpitalu psychiatrycznym.

No cóż, pewnie za jakiś czas, podleczony, wyjdzie ze szpitala, i to jako człowiek z czystą kartą, w świetle prawa niekarany... i znów poszuka sobie jakieś ofiary swojej chorobliwej zazdrości.

HKCz 26.11.2010