niedziela, 2 września 2018

Dwie Ojczyzny, dwa zdania

Ostatnio miałam okazję z wieloma osobami dyskutować na temat sytuacji w Niemczech i w Polsce. I te nasze dyskusje przekonały mnie, iż wielu Polaków ciągle ma wrogi stosunek do Niemców, a przede wszystkim, bardzo wypaczony obraz obecnych Niemiec. Wielu ambiwalentny.

Żyję w Niemczech już ponad ćwierć wieku i od jakiegoś już czasu, traktuję Niemcy jako swoją drugą Ojczyznę. Poprzednie ćwierć wieku + trochę… przeżyłam w Polsce. Ale Polską, moją pierwszą Ojczyzną, nieustannie żywo się interesuję. Codziennie — tutaj — śledzę informacje o Polsce podawane przez mass media. Często w Polsce bywam. Jestem na bieżąco ze wszystkim ważnym, co w Polsce się dzieje. Mam już więc wyrobione zdanie na temat życia w obu Krajach, w obu moich Ojczyznach,

Nie ma we mnie, jak w wielu Polakach, żadnej zapieczonej nienawiści do Niemców. Ale żyjąc w Polsce, za komuny, chyba ją jednak miałam. Musiałam mieć. Jak wszyscy. Zwłaszcza w wieku szkolnym. Bo ją nam nakazywano. A Historia Polski ten nakaz potwierdzała i wzmacniała. Jednak z perspektywy czasu, dochodzę do wniosku, że w moim przypadku nie była to jednak nienawiść, bo ja z natury nie potrafię nienawidzić. Były to raczej lęk i odraza.

Dzisiaj już wiem, że nie wszyscy Niemcy byli źli, że większość była przeciwko wojnie i faszyzmowi. Że Niemcy sami też bardzo ucierpieli w czasie działań wojennych. Ale tego, żyjąc w Polsce, wiedzieć nie mogłam.

Moja rodzina też wiele wycierpiała w czasie wojny od hitlerowców. (Ale jeszcze więcej od Sowietów). Kiedy lata temu z duszą na ramieniu dotarłam do Niemiec, byłam bardzo przerażona. Muszę jednak przyznać, że wszystkie moje obawy okazały się być płonnymi. Nigdy mnie tu żadna krzywda nie spotkała. Nigdy! A w Polsce, i owszem, niejedna, chociażby takie, że napadł na mnie seryjny morderca-gwałciciel (pisałam o tym we wspomnieniu „Spotkanie 3 stopnia z mordercą-gwałcicielem”), i że parokrotnie zostałam brutalnie okradziona. Nawet przez sąsiadów.

Wielu Polaków ciągle ma Niemcom za złe, że przegrali wojnę, a żyje im się o wiele lepiej niż im. Wielu zazdrości im dobrobytu. Ale to, że Niemcy na swój dobrobyt ciężko pracowali i swoją uczciwą, a przede wszystkim dobrze zorganizowana pracą doszli do tego — co mają, to jakoś do Polaków nie bardzo dociera.

Żyjąc już tyle lat wśród Niemców, mogę potwierdzić, że Niemcy to naród nie tylko bardzo dobrze zorganizowany, ale przede wszystkim, wewnętrznie zdyscyplinowany. Czego o Polakach niestety powiedzieć nie można. Dlaczego? Ano dlatego, że Polacy mają we krwi ułańską fantazję (słyną z niej na całym świecie), której nie da się okiełznać jakimś tam zdyscyplinowaniem.

Mówi się, że Niemcy są chłodni w stosunkach międzyludzkich. Wiele w tym prawdy. Ale można się do tego przyzwyczaić. Ba, nawet tę ich cechę polubić, bo dzięki niej można tu spokojnie żyć, bez obawy, że ktoś się będzie wtrącał w nasze życie. Życie trzeba wieść jednak uporządkowane, bez większych szaleństw, bo nie ma tu miejsca na żadne awantury rodzinne, czy też libacje alkoholowe, jakie nagminnie zdarzają się w Polsce. Na ulicach pijaków się nie widzi, w zasadzie jest cisza i spokój. Zwłaszcza od godziny 22:00 do 6:00. Bardzo to cenię. W wielkich miastach z pewnością bywa czasami różnie, ale w mniejszych miejscowościach ogólnie panuje spokój.

Pod względem ekonomicznym najlepiej było w Niemczech w latach osiemdziesiątych. Potem, po przyłączeniu DDR, z roku na rok było coraz gorzej. Niemcy Wschodnie bardzo nadszarpnęły budżet państwa.
Żartowałam sobie wówczas, że żyjąc w Polsce musiałam płacić podatek na rzecz Niemców z DDR, i potem, żyjąc już w Niemczech, także. Tyle że nazwa im się zmieniła: z DDR na Niemcy Wschodnie.

Obecna sytuacja ekonomiczna Niemiec nie jest jeszcze tak dobra jak ta w latach osiemdziesiątych. Ciągle jest duże bezrobocie i wiele biedoty. Tak że tak całkiem kolorowo i dostatnio — jak się wielu Polakom w Polsce wydaje — wcale nie jest.

W Polsce, w środowiskach prawicowych, zwłaszcza propisowskich, wyraźnie widać antyniemieckie nastawienie. To wręcz obsesja, która jest w nich głęboko zakorzeniona. Uważam, że Polacy często widzą Niemców w krzywym zwierciadle. I co gorsza, jak papugi powtarzają jeden drugiemu, co o nich zasłyszeli bez sprawdzania, czy to prawda, czy nie. A jak już ktoś się odważy pod jakimś względem chwalić Niemców, to zaraz ma obawy, że mu się za to od rodaków oberwie. Z tego rodzaju obawami wielokrotnie spotkałam się w Internecie. O czym to świadczy? Wiadomo. A przykład idzie z góry. Dotyczący obsesji antyniemieckiej również. „Dobrym” przykładem jest tu Prezes Jarosław Kaczyński, który cierpi na szczególnie mocną obsesję antyniemiecką. I ciągle daje temu wyraz. O, chociażby taki: kiedy to ostrzegając o zagrożeniu ze strony Rosji, grzmiał, iż wojska amerykańskie powinny stacjonować w Polsce, bo wojsk niemieckich, to on sobie nie życzy! Co na to jego 33% zwolenników? Przyklaskiwali oczywiście.
A żołnierze niemieckiej armii stacjonują w Polsce już od dawna i pojawiają się na ulicach polskich miast — jako nasi sojusznicy z NATO. Czyżby ten fakt wyleciał Prezesowi z głowy? A czy zapomniało mu się też, że przed wyborami w 2010 roku, kiedy zabiegał o wyższe poparcie, to nawet do Frankfurtu pojechał i kufelek zimnego piwka wychylił z nadburmistrzem Martinem Wilke? Jakoś nikt mu tego nie miał za złe... Ot i nie obłuda? I czy tylko polityczna?

Obsesja antyniemiecka w Polsce ma się więc dobrze. I pewnie jeszcze długo dobrze się będzie miała. I jakoś dziwnie się zapomina, że z Niemcami mamy sojusz i wiele korzyści z niego płynących. Zwłaszcza na niwie gospodarczej.

Mieszkam w Niemczech wystarczająco długo, by poznać Niemców. I przyznam, że ich polubiłam, szczególnie za ich ład, porządek i super organizację. Mam teraz nawet Niemców w rodzinie. Moja Synowa jest Niemką, a mój Zięć pół Niemcem, pół Francuzem. Teraz, po tylu latach, z ręką na sercu mogę powiedzieć: Niemcy — to moja druga Ojczyzna.

Uważam, że w Polsce mogłoby być już o wiele lepiej — po tylu latach niepodległości. Polskę gubi jednak skłonność Polaków do anarchii (pozostałość po anarchii szlacheckiej?), a także skłonność do kombinacji i ta wszechobecna ciągle jeszcze bylejakość, samowolka i nagminne łamanie przepisów.

W Polsce w wielu dziedzinach są już odpowiednie przepisy, na miarę europejską, ale Polacy, jak to Polacy, nauczeni za komuny kombinowania gdzie się tylko da, uprawiają samowolkę i robią wszystko, aby przepisy skutecznie obejść. A jacy w tych „obejściach” potrafią być pomysłowi, aż zachwyt bierze! Czy są to pozostałości li tylko po komunie? Obserwując to, co niektórzy Polacy w Kraju wyczyniają, już tak całkiem pewna nie jestem. Coraz bardziej skłaniam się do wniosku, że są to jednak cechy narodowe większości Polaków.

Może jak już wymrze ta tzw. „generacja komunistyczna”, to może wtedy polskie społeczeństwo się zmieni i lepiej będzie funkcjonować w demokratycznym ustroju. Może wtedy Polacy w końcu pojmą, że demokracja, to i owszem — wolność, ale nie samowola. Że to nie tylko prawa, ale też i obowiązki, które trzeba spełniać. I w końcu, że to też dyscyplina, trzeba więc kategorycznie przestrzegać przepisów. Bo inaczej, tałatajstwo skądś wypełzać stale będzie, a razem z nim, chamstwo, bylejakość, niechlujstwo, agresja, nienawiść.
Może wtedy też kolejne rządy będą już bardziej doświadczone i będą już umiały mądrzej rządzić Polską dla dobra ogółu, dla dobra wszystkich Polaków. Może będą też już potrafiły umiejętnie i konsekwentnie dyscyplinować Polaków pod względem przestrzegania przepisów.

W obecnej zaś sytuacji, uważam, że Polacy zamiast topić swoje frustracje w alkoholu, narzekać nieustannie i zazdrościć innym narodom, zwłaszcza Niemcom, powinni brać z nich dobre przykłady... i działać. Skutecznie! A co najważniejsze, powinni wreszcie zwalczyć w sobie nienawiść braterską, jakże w ostatnich latach rozbuchaną. Katolik i nienawiść? Za nic jedno do drugiego nie pasuje.

A to obrzydliwe pijaństwo Polaków? Do czego ono doprowadza? Polska zamiast się rozwijać i iść do przodu, leczy kaca, a co za tym idzie, spowalnia swój rozwój.

Polacy lubią się chlubić swoim katolicyzmem. Ponoć 96% Polaków deklaruje przynależność katolicką. Co z tego? Pytam. Skoro to — w większości przypadków — nie przekłada się na postępowanie Polaków. W Polsce chyba jeszcze nigdy nie było tyle chamstwa, agresji i nienawiści jak obecnie.

Często się zastanawiam, jak to możliwe, że my, Polacy, tak Wielki Naród, o jakże pięknej i bogatej kulturze, akurat teraz, kiedy po latach niewoli w końcu odzyskaliśmy niepodległość, pozwalamy na to, by chamstwo i nienawiść szerzyły się w Narodzie? Co się stało? Czyżby Polacy w pogoni za dobrobytem zatracili wartości chrześcijańskie?

Polski katolicyzm coraz bardziej mnie przeraża. Bo jak to tak, tylu katolików w Polsce, a braterska nienawiść hula między Polakami aż huczy?! Czy takie ostentacyjne epatowanie nienawiścią (nawet w kościołach) licuje z godnością katolika?

Zaczynam podejrzewać, że chamstwo i nienawiść pewnie w Narodzie zawsze były, tylko były mniej widoczne i mniej słyszalne. Siłą rzeczy, mass media były jeszcze w powijakach.

I to moje podejrzenie przeraża mnie jeszcze bardziej… Kocham Polskę i bardzo chciałabym wierzyć, że się mylę.

***
Tekst ten pisałam ponad 4 lata temu. Ze zdziwieniem dochodzę do wniosku, że nic bym w nim nie zmieniała i dzisiaj. Ciągle jest aktualny. Dopisałabym tylko coś. Przede wszystkim to, że w Niemczech sytuacja się trochę zmieniła po 2015 roku, kiedy to „wkroczyli” uciekinierzy. Zmieniła się zwłaszcza w dużych miastach. Zasady współżycia społecznego pozostały jednak te same. I te same przepisy porządkowe obowiązują. Tyle, że w tych miejscowościach, w których uciekinierzy przebywają, policja ma obecnie dużo więcej roboty.
Niemcy wszelkimi sposobami próbują uciekinierów nauczyć porządku. Zauważa się już pierwsze efekty.

Ktoś pewnie w tym miejscu spyta, dlaczego Niemcy w ogóle zgodzili się na ich przyjęcie? Otóż Niemcy (choć w Polsce nie bardzo się chce w to wierzyć) od wojny żyją w wielkim poczuciu winy. Jako państwo. Ciągle starają się ocieplić swój wizerunek na świecie. I wiedzą, że wielu rzeczy im nie wypada robić, inne wręcz powinny.