Z cyklu: - „Świat przygód”
(fragment "Narzuconej autobiografii Halszki")
Jak
wspomnę moje dzieciństwo i młodość, przypominam sobie, iż
zawsze najchętniej bawiłam się z chłopakami. Zwłaszcza w
aktywnych zabawach na powietrzu. Jedną z takich właśnie zabaw
opisałam we wspomnieniu pt. "Tragikomiczna przygoda na torach”. Z dziewczynami
jakoś nie bardzo mi zabawy wychodziły. Bo też dziewczyny
denerwowały mnie czasami niesamowicie. Wystraszone to to jakieś.
Powolne. Nieużyte… Jedna z drugą. Tego się boi, to ją przeraża,
tego się brzydzi, to dla niej za trudne, to niemożliwe… itd…
itp. A już najbardziej wnerwiały mnie takie, które się myszy,
albo pająków bały. O rany, jak można się bać takich małych
stworzonek? Do dziś tego pojąć nie mogę.
Nie
wiem, czemu tak ze mną było. Może dlatego, że miałam urodzić
się chłopcem? Wszak moi rodzice bardzo marzyli o synu. Dwie córki
już mieli. Pewnie to ich ogromne marzenie miało taką moc
oddziaływania, że choć zrobiłam im psikusa i dziewczynką się
urodziłam, to jednak urodziłam się z wyższą dawką testosteronu
niż normalnej dziewczynce przynależna. Nieraz mi to wypominali, że
miałam się chłopcem urodzić, bo i tak dawałam im „popalić”
jak nie jeden a kilku chłopców naraz. Pewnie tak było, że
słysząc ich ciągłe gadki o syneczku, już jako embrion w łonie
matki nałapałam testosteronu ponad miarę. Tak na wszelki
wypadek. Bo skąd mogłam wiedzieć przez te nudne dziewięć
miesięcy w okropnej ciasnocie, że żaden ogonek mi nie rośnie i że mnie jednak dziewczynką spłodzili? A sama przecież nie miałam
wpływu na moją płeć. Przyszłam więc sobie na świat
dziewczynką, ale z chłopięcą dawką testosteronu. Tak myślę. Bo jeśliby
wierzyć naukowcom z University of Liverpool, to chyba tak było. A
oni właśnie dowiedli, że u osób płci obojga, będących
posiadaczami palca serdecznego dłuższego od palca wskazującego,
jak nic, wskaźnik stężenia testosteronu we krwi jest wyższy niż
norma przewiduje. A ja akurat jestem posiadaczką takowego
serdecznego paluszka… Ba, nawet dwóch. Naukowcy udowodnili też,
że to właśnie testosteron w życiu płodowym wpływa na proporcję
palców. I im bardziej palec serdeczny jest dłuższy od
wskazującego, tym więcej testosteronu działało na płód. Że to
właśnie testosteron w życiu płodowym wpływa na budowę mózgu i
kształtuje zachowanie człowieka w dorosłym życiu. Osoby z taką
proporcją palców są odważne, twarde, nieustępliwe, potrafią
walczyć, ale są też mniej egoistyczne. No i udowodnili właśnie
jeszcze to, że dziewczynki z takimi paluszkami wolą zabawy
chłopięce i chłopców jako uczestników wspólnych zabaw. Ha, no
to wypisz, wymaluj — ja. Zresztą, pal sześć wszelkich naukowców,
bo ja sama też wiem, że cosik mi nieraz we krwi buzuje, i to jak
oszalałe… Toż musi to być testosteron. No bo co by innego?
Dobrze
mi się jednak żyje z takim buzowaniem, chociaż jestem przez to
większą ryzykantką w życiu niż większość istot rodzaju
żeńskiego. W niektórych przypadkach także i męskiego. Czasami
aż tak bardzo, iż sama siebie się boję. Bo nie wiem, jak daleko w
tym ryzykowaniu mogę się jeszcze posunąć. Ale że lubię się
bać, bo to jeszcze dodatkowo i adrenalinka buzuje mi we krwi, nieraz
w życiu balansuję nad przepaścią. W dosłownym i niedosłownym
tego słowa znaczeniu. Przykład?
Proszę bardzo:
Turcja
- Sztorm na Morzu Śródziemnym... No to jakżeby
tej
grozy natury z bliska nie zobaczyć?
Na
szczęście, mam chyba szczęście, zwłaszcza w nieszczęściu
(które cenię sobie nade wszystko), bo jak do tej pory, z każdej
ryzykownej sytuacji wychodziłam cało. Może też dlatego, żem w
niedzielę rodzona? No, serio, akurat w niedzielę przyszłam sobie
na świat… A co?! Musiałam się postarać, aby moje przyjście
było bardziej spektakularne, skoro już po myśli rodziców nie
było. No i tak od dziecka ciągle słyszę: — „Gdzie diabeł nie
może, tam Halszkę pośle”. — I tak do dziś. Ale lubię siebie
taką, bo też moje życie jest naprawdę bardzo ciekawe. Ciągle coś
się dzieje. Przygoda za przygodą. Nie znam słowa „nuda”.
Moja
testosteronowa dziwolągowatość nie tylko ryzykanctwem się
objawia, ale też potrzebą niesienia pomocy innym. Za wszelką cenę.
Nigdy nie przeszłam obojętnie obok człowieka potrzebującego
pomocy. Ba, nawet do bójki się wmieszam, kiedy widzę, że biją
słabszego. Nieraz w życiu z podbitym okiem przez to chodziłam.
Nigdy jednak tego nie żałowałam. W takiej sytuacji zawsze reaguję.
Bez wahania. Już tak mam. To jest silniejsze ode mnie.
Jak się
niedawno przez przypadek dowiedziałam, dzięki temu, że jestem taka
a nie inna, uszłam też z życiem. Napisałam o tym we wspomnieniu „Bliskie spotkanie z mordercą-gwałcicielem”. No
i jakże mam nie lubić tej swojej dziwolągowatości, skoro tyle
dobra mi w życiu przyniosła? A że czasami i podbite oko… Nic to!
Mój Syn
ma podobnie. Nie może być inaczej, wszak urodziłam go w dniu
swoich urodzin i imienin.