Wiele
w tym prawdy, blogowanie jest pewnego rodzaju ekshibicjonizmem.
Duchowym. Niekiedy nazywane
jest także, tak
bardziej naukowo (i łagodniej) — nowoczesną psychoterapią. I tę
właśnie nazwę wolę. Pewnie dlatego, że sam termin:
„ekshibicjonizm” nie kojarzy się dobrze.
Dawniej,
kiedy przyszła moda na blogowanie, takie wrażenie właśnie
odnosiłam, że prowadzenie bloga, to przejaw ekshibicjonizmu. No,
może nie w pełnym tego słowa znaczeniu, ale w jego wysublimowanej
formie. Wtedy
mi na myśl nawet nie przyszło,
że kiedyś i ja sama zacznę prowadzić bloga. Zaczęłam. A
zaczęłam za namową mojej dawnej koleżanki, w celu propagowania
naszej wspólnej witryny literackiej. Szybko jednak polubiłam
prowadzenie bloga... i lubię do dziś. Bo jakby nie patrzeć,
blogowanie to fajna rzecz. Pomaga uporządkować myśli, emocje,
nazwać je, i wyrzucić je z siebie, dzieląc się nimi z innymi.
Mnie osobiście pozwala również utrzymać kontakty z ludźmi z
Polski. A to dla mnie, emigrantki, bardzo ważne. Dzięki komentarzom
do moich wpisów mogę się też wiele dowiedzieć o życiu w Polsce,
a także o tym, jak czytelnicy odbierają moje poglądy na rzeczy
ważne, i mniej ważne. Wiele miłych kontaktów nawiązałam też
dzięki mojemu blogowi. Niektóre z nich przerodziły się w
przyjaźń. Wprawdzie tylko wirtualną, ale przecież też bardzo
cenną. Prowadzenie bloga pozwala mi także na zaprezentowanie swoich
tekstów, które wg kategorii publikuję tutaj od czasu do czasu.
Prowadzenie bloga, to wspaniała
rzecz. Kto prowadzi własny blog, z pewnością przyzna mi rację.
Jeszcze do niedawna ludzie pisali pamiętniki, albo dzwonili do
swoich przyjaciół by podzielić się z nimi opowieściami o swoim
życiu. Teraz, o tym co nas cieszy, irytuje, niepokoi, czy też bawi,
możemy pisać na blogach. No i piszemy. A piszemy mile
podekscytowani, ponieważ mamy świadomość, że nie tylko znajomi
przeczytają nasze „myśli”, bo także i wielu nieznajomych
czytelników. To miłe, wiedzieć że czytelnicy znajdują na naszym
blogu coś dla siebie, coś, co ich wzruszy, pomoże, rozbawi. I że
ciągle wracają. To dla nas, prowadzących blogi, z pewnością
największa nagroda za trud blogowania. A o tym, że zostaliśmy
nagrodzeni, świadczą komentarze pozostawione przez czytelników. A
także linkowanie naszych wpisów przez administratorów serwisów
blogowych na stronie głównej portalu.
Dostaję bardzo dużo komentarzy. W
większości są one pochlebne, ale zdarzają się też komentarze
bardzo krytyczne, niektóre wręcz obraźliwe. Dotyczą one jedynie
moich wpisów na tematy polityczne. Bo ja, czasami, jak mnie
poniesie, biorę się też i za politykę. A co! Polką jestem, i to,
co się dzieje w Polsce, żywo mnie interesuje. Polityka także. A w
Polsce, w ostatnich miesiącach, to główny temat, no to jak mi się
nie odnieść i do niej? Kiedyś ktoś napisał mi w komentarzach
(oprócz steku wyzwisk), że skoro wyjechałam z Polski, to nie mam
prawa zabierać głosu w sprawie polityki w Kraju. No coś takiego!
A niby to dlaczego? Wiele razy spotkałam się z opinią, że Polacy
za granicą są bardziej polscy niż Polacy w Kraju. Myślę, że
wiele w tym prawdy. W wielu też przypadkach więcej wiedzą o
sytuacji w Polsce. Na każdy tego typu komentarz, nawet najbardziej
obraźliwy, zawsze odpisuję, broniąc swoich poglądów. Niestety, z
drugiej strony — już tylko milczenie. Widocznie autorowi komentarza
wystarcza, że nazdał mi jak „świni w koryto”... i zniknął,
nie odczuwając potrzeby dyskusji. A może z braku argumentów? Nie
przejmuję się takimi komentarzami, i dalej od czasu do czasu piszę
na temat polityki i swoich politycznych poglądów.
W
Internecie można znaleźć wiele interesujących blogów, o
różnorodnej tematyce, do których zawsze się powraca. Są też
czasami interesujące wpisy, które jak wspominałam, administratorzy
serwisów blogowych linkują na swojej stronie głównej. Są też i
takie blogi, które czytając, można być zszokowanym, jak piszące
je osoby nie mają oporów, by opisywać swoje najintymniejsze strony
życia. Piszą z detalami o tzw. sprawach łóżkowych, o zdradzie,
depresji, problemach w pracy... Traktują bloga tak, jak przez setki
lat traktowano pamiętnik, jako powiernika, przed którym można się
wypłakać, nie cenzurując swoich wypowiedzi i nie martwiąc się,
jak zostaną zrozumiane. Pewnie stąd się wzięło to określenie
„ekshibicjonizm blogowy”. Psycholodzy to zresztą potwierdzają,
mówiąc o XXI wieku, jako wieku ekshibicjonizmu.
Wprawdzie
nie ma reguły, ani obowiązku, aby prowadzący blog musiał się
wywnętrzać, z detalami opisywać swoją prywatność. Jednak wielu
blogowiczów tak robi. Podziwiam ich „odwagę”. Współczuję zaś
tym, którzy obnażają się na blogu z życia prywatnego, opisując
je dzień po dniu, a potem cierpią z powodu krytyki czytelników,
czując się niezrozumianym. Czasami się tłumaczą, czasami
obrażają i usuwają komentarze. Takie blogi bywają jednak bardzo
poczytne. Nic dziwnego, wszak wielu ludzi, to co interesuje
najbardziej, jest czyjeś życie. A
że czytanie blogów,
to trochę tak, jak zaglądanie do sąsiadów przez dziurkę od
klucza... ha, dodatkowo za ich zgodą, takie blogi są chętnie
odwiedzane.
Moim
zdaniem, każdy powinien znać umiar i nie przesadzać ze swoim
wywnętrzaniem się na forum publicznym. Powinien znać także
granice własnej wrażliwości, by później nie cierpieć z powodu
krytycznych komentarzy czytelników. Każdy z nas, swoją intymną
sferę życia, powinien zachować tylko dla siebie, do której innym
wara. Nie można przecież pozwolić, żeby każdy, kto tylko zechce,
właził w naszą intymność z przysłowiowymi buciorami. Nawet
anonimowi blogowicze powinni o tym pamiętać. Chociażby po to, aby
ich blog nie stał się niesmacznym, czasami wręcz wyuzdanym
blogiem. Taki blog nikomu i niczemu nie służy, a jedynie świadczy
o niskiej kulturze osobistej autora blogu.