Małej mrówce imieniem Charlota,
Zobaczyć morze przyszła ochota.
Cały już tydzień kufer pakuje,
Okazji na podróż wypatruje.
— Może by tak… samolotem?
Nie. Ten pomysł przemyślę potem.
Wiem! Lepszy będzie autostop.
Auto staje… A ja — hop!
Dobry pomysł, lecz ma wady.
Z ciężkim kufrem wsiąść nie dam rady.
— Och Charlotko! — gniewa się jej mama.
— Takich pomysłów nie miewa dama.
Lecz ta Charlota jest bardzo uparta,
W swoim pomyśle stanowcza i zwarta.
— Ja tylko chcę zobaczyć morze,
Czy nikt zrozumieć tego nie może?!
Wiele pomysłów na podróż już miała,
Żaden nie wypalił, czegoś się bała.
Nikomu się przyznać jednak nie chciała.
— Jestem odważna! — wciąż powtarzała.
I w końcu powzięła postanowienie:
— Wyjeżdżam jutro. Zdania nie zmienię.
I choć wciąż tylko na etapie myślenia,
Ale już widzi jak na do widzenia
Wszystkim chusteczką białą macha
I do pojazdu już wsiąść się nie waha.
Myśli te robią ogromne wrażenie…
— Nie zwlekam dłużej. Spełniam marzenie!
Lecz jaki pojazd? Chyba nie… pociąg?
I znów strach się w nią wwierca niczym korkociąg.
— Och Charlotko! — wzdycha jej mama.
— Co tak obmyślasz tutaj sama?
A Charlota?... Ciągle duma.
Mętlik ma w głowie. Nic nie kuma.
— Wszystkie pomysły są do bani.
— Samą już siebie za nie gani.
Myśli dalej: — Trudna rada…
Dłużej tak myśleć nie wypada.
Stalowe pojazdy zapomnieć muszę,
Inaczej w podróż nigdy nie ruszę.
Bo takie pojazdy to istne potwory,
Lękam się ich jak sennej zmory.
Do kitu te wszystkie moje pomysły…
Zaraz… już wiem! Skoczę do Wisły!
— Tak, to jest pomysł — z radością pomyślała
I sama do siebie się w głos zaśmiała.
— Wisła do morza wpada niezbicie…
Fujara ze mnie, żadne to wszak odkrycie.
— Patyczków parę, źdźbeł trawy kilka,
Zbudować tratwę to tylko chwilka.
Na ster użyję rybiej łuski,
A potem już w rejs, choćby do… Ustki.
Ach, jeszcze żagiel… zrobię go z liścia…
Oj, chyba popłynę. Nie mam już wyjścia!
— Och Charlotko! — martwi się mama.
— Uważaj na siebie, będziesz tam sama.
Na podróż upiekłam ci pyszną szarlotkę...
— I bliska już płaczu, przytuliła Charlotkę.
— No to w drogę! Wypływać już czas…
Do zobaczenia! Żegnam was!
Ostatnie spojrzenie w stronę mrowiska.
Żal się rozstawać. Płaczu jest bliska.
Na tratwę jednak wsiąść się nie waha.
Wszystkim znajomym chusteczką macha.
— Zobaczę morze i... jadę z powrotem.
O mojej podróży opowiem wam potem!