czwartek, 27 września 2018

Mrówka Charlota wybiera się nad morze

Małej mrówce imieniem Charlota,
Zobaczyć morze przyszła ochota.
Cały już tydzień kufer pakuje,
Okazji na podróż wypatruje.

— Może by tak… samolotem?
Nie. Ten pomysł przemyślę potem.
Wiem… Lepszy będzie autostop.
Auto staje… a ja — hop!
Dobry pomysł… lecz ma wady.
Z ciężkim kufrem wsiąść nie dam rady.
— Och, Charlotko! — gniewa się jej mama.
— Takich pomysłów nie miewa dama.

Lecz ta Charlota jest bardzo uparta,
W swoim pomyśle stanowcza... i zwarta.
— Ja tylko chcę zobaczyć morze,
Czy nikt zrozumieć tego nie może?!

Wiele pomysłów na podróż już miała,
Żaden nie wypalił, czegoś się bała.
Nikomu się przyznać jednak nie chciała.
— Jestem odważna! — wciąż powtarzała.
I w końcu powzięła postanowienie:
— Wyjeżdżam jutro. Zdania nie zmienię.

I choć wciąż tylko na etapie myślenia,
Ale już widzi siebie jak na do widzenia
Wszystkim chusteczką białą macha
I do pojazdu już wsiąść się nie waha.

Myśli te robią ogromne wrażenie…
— Nie zwlekam dłużej. Spełniam marzenie.
Lecz jaki pojazd? Chyba nie… pociąg?
I znów strach się w nią wwierca niczym korkociąg.

— Och, Charlotko! — wzdycha jej mama.
— Co tak obmyślasz tutaj sama?

A Charlota?... Ciągle duma…
Mętlik ma w głowie. Nic nie kuma.
— Wszystkie pomysły są do bani.
— Samą już siebie za nie gani.

Myśli dalej: — Trudna rada…
Dłużej tak myśleć nie wypada.
Stalowe pojazdy zapomnieć muszę
Inaczej w podróż nigdy nie ruszę.
Bo takie pojazdy to istne potwory,
Lękam się ich jak sennej zmory.
Do kitu te wszystkie moje pomysły…
Zaraz… już wiem! Skoczę do Wisły!

Tak, to jest pomysł — z radością pomyślała
I sama do siebie się w głos zaśmiała.
— Wisła do morza wpada niezbicie…
Fujara ze mnie, wszak żadne to odkrycie.

— Patyczków parę, źdźbeł trawy kilka,
Zbudować tratwę to tylko chwilka.
Na ster użyję rybiej łuski,
A potem już w rejs… choćby do… Ustki.
Ach, jeszcze żagiel… zrobię go z liścia…
Oj, chyba popłynę… Nie mam już wyjścia!

— Och, Charlotko! — martwi się mama.
— Uważaj na siebie, bo będziesz sama.
Na podróż upiekłam ci pyszną szarlotkę...
— I bliska już płaczu, przytuliła Charlotkę.

— No, to w drogę! Wypływać już czas…
Do zobaczenia! Żegnam was…

Ostatnie spojrzenie w stronę mrowiska.
Żal się rozstawać. Płaczu jest bliska.
Na tratwę jednak wsiąść się nie waha.
Wszystkim znajomym chusteczką macha.

— Zobaczę morze i wrócę z powrotem.
O mojej podróży opowiem wam potem!