piątek, 7 września 2018

Pokomunijne refleksje

Z cyklu: - „Świat przygód”
(fragment "Narzuconej autobiografii Halszki")


I już po pierwszej komunii... Cieszę się. Choć muszę przyznać, że osobiście nie czuję, aby jakaś taka szczególna świętość na mnie spłynęła. Jestem przecież taka sama jak i przed. No, może bardziej uczesana i porozbijane kolana i łokcie mam zakryte długą suknią.

Mamusia mówi, że powinnam teraz być grzeczniejsza i milsza, bo przyjęłam Bozię do serduszka. No coś takiego?! Przecież miła i grzeczna, to ja jestem zawsze... Może czasem tylko mniej. Właśnie ostatnio nieco mniej… No ale jak mam nie być nieco mniej miła, skoro moja kochana siostrzyczka tak mnie wkurza ze swoim kotem, a właściwie kotką Sorają? Łazi całymi dniami z tą czarną czorcicą z zielonymi ślepiami i zawsze zajmuje najwygodniejsze miejsca w domu. I nie daj Boziu, żeby się chciało usiąść obok niej. O nie! Ona zaraz wrzeszczy, że to miejsce jest dla Soraji. Kurczę pieczone, jak ja nie cierpię tej czarnej diablicy! A też i ona, ten czarny stwór, tak się już nauczyła, że cały czas pcha się na kanapę albo na fotel, czy siostrzyca w domu jest, czy jej nie ma. Raz nie wytrzymałam już, i gdy jej w domu nie było, ściągnęłam z kanapy to wstrętne kocisko za jej szanowny ogon. A ta głupia w pisk niemiłosierny. Pech chciał, że akurat siostrzyczka weszła do domu, no i co tu dużo ukrywać, usłyszała swoją drącą się wniebogłosy podopieczną. I awantura gotowa! O rany, jak ja nie cierpię kotów! I tak mam do dziś. Ale tylko kotów. Wszystkie inne zwierzątka bardzo lubię. A najbardziej psy i konie.

Wracając do pierwszej komunii, to muszę przyznać, że nawet się cieszę, iż mam ją już za sobą, bo nie muszę naszego proboszcza tak często oglądać. Nie lubię go. Jest ordynarny i brutalny. Za byle głupstwo bije dzieci kluczem od zakrystii, albo nawet i biblią. Nieraz i za darmo można od niego oberwać, jak mu się wściekłemu pod rękę nawinie. Ciągle wrzeszczy. Mało kiedy mówi spokojnie. Raz na lekcji religii w kościele pobił Janka, choć ten niczemu nie był winien. Myślałam wtedy, że mu nakopię. Biedny Jasiu! Przecież on nic nie zrobił. To Władek i Kazik za jego plecami rozrabiali. Jasiu tylko czytał książkę pod ławką. Wstrętny proboszcz… I jak tu dziecko ma odczuwać świętość kościoła? Nie wspominając już o szacunku do „wielebnego”.