Z
cyklu: - „Świat przygód”
(fragment
"Narzuconej autobiografii Halszki")
I
już po pierwszej komunii... Cieszę się. Choć muszę przyznać, że
osobiście nie czuję, aby jakaś taka szczególna świętość na
mnie spłynęła. Jestem przecież taka sama jak i przed. No, może
bardziej uczesana i porozbijane kolana i łokcie mam zakryte długą
suknią.
Mamusia
mówi, że powinnam teraz być grzeczniejsza i milsza, bo przyjęłam
Bozię do serduszka. No coś takiego?! Przecież miła i grzeczna, to
ja jestem zawsze... Może czasem tylko mniej. Właśnie ostatnio
nieco mniej… No ale jak mam nie być nieco mniej miła, skoro moja
kochana siostrzyczka tak mnie wkurza ze swoim kotem, a właściwie
kotką Sorają? Łazi całymi dniami z tą czarną czorcicą z
zielonymi ślepiami i zawsze zajmuje najwygodniejsze miejsca w domu.
I nie daj Boziu, żeby się chciało usiąść obok niej. O nie! Ona
zaraz wrzeszczy, że to miejsce jest dla Soraji. Kurczę pieczone,
jak ja nie cierpię tej czarnej diablicy! A też i ona, ten czarny
stwór, tak się już nauczyła, że cały czas pcha się na kanapę
albo na fotel, czy siostrzyca w domu jest, czy jej nie ma. Raz nie
wytrzymałam już, i gdy jej w domu nie było, ściągnęłam z
kanapy to wstrętne kocisko za jej szanowny ogon. A ta głupia w pisk
niemiłosierny. Pech chciał, że akurat siostrzyczka weszła do
domu, no i co tu dużo ukrywać, usłyszała swoją drącą się
wniebogłosy podopieczną. I awantura gotowa! O rany, jak ja nie
cierpię kotów! I tak mam do dziś. Ale tylko kotów. Wszystkie inne
zwierzątka bardzo lubię. A najbardziej psy i konie.
Wracając
do pierwszej komunii, to muszę przyznać, że nawet się cieszę, iż
mam ją już za sobą, bo nie muszę naszego proboszcza tak często
oglądać. Nie lubię go. Jest ordynarny i brutalny. Za byle głupstwo
bije dzieci kluczem od zakrystii, albo nawet i biblią. Nieraz i za
darmo można od niego oberwać, jak mu się wściekłemu pod rękę
nawinie. Ciągle wrzeszczy. Mało kiedy mówi spokojnie. Raz na
lekcji religii w kościele pobił Janka, choć ten niczemu nie był
winien. Myślałam wtedy, że mu nakopię. Biedny Jasiu! Przecież on
nic nie zrobił. To Władek i Kazik za jego plecami rozrabiali. Jasiu
tylko czytał książkę pod ławką. Wstrętny proboszcz… I jak tu dziecko ma odczuwać świętość kościoła? Nie wspominając już o szacunku do „wielebnego”.