Dobrze,
ale co to takiego, ta — „normalność”? Przez słowo: normalność,
każdy rozumie przecież coś innego. Jeżeli skonkretyzuję nieco to
określenie, i powiem: normalne życie; normalny świat; normalne
uczucia; normalne dzieciństwo… O, to już pomału każdemu się
zapali światełko w tunelu. I już będzie wiedział, co powiedzieć
na ten temat. A jestem pewna, że w większości będziemy mieli
podobne zdania.
Że
dzieci są przyszłością świata, to każdy na pewno wie dokładnie.
No to idźmy dalej tym tokiem myślenia: Normalne dzieci — przyszłość
świata bezpieczna; Nienormalne dzieci — przyszłość świata w
niebezpieczeństwie.
A
dlaczego nienormalne dzieci? A dlatego, że wszechobecna jest
przemoc, brutalność, wulgarność, nienawiść, zawiść, brak
uczuć rodzicielskich. Chyba każdy się zgodzi ze mną, w tym
miejscu, że to negatywne i destruktywne uczucia. A tymi właśnie
negatywnymi uczuciami są dziś zewsząd otoczone nasze dzieci. A to,
moi drodzy, to już nasza działka. Nas dorosłych. To my dorośli,
naszpikowaliśmy świat tymi niechlubnymi realiami.
To my dorośli jesteśmy odpowiedzialni za przyszłość naszych dzieci. To my dorośli kreujemy ich psychikę, ich podejście do życia. To my dorośli odpowiadamy za to, czy one będą umiały być szczęśliwe na co dzień. Czy posiądą w ogóle tę umiejętność bycia szczęśliwym. To my dorośli piszemy dla nich książki, robimy filmy, wymyślamy gry i zabawy. I to właśnie — mnie bulwersuje, bo w każdym dniu spotykam się z wieloma przykładami spuścizny: dorośli — dzieciom. I co to za spuścizna? Nieraz włos mi się jeży na głowie.
A już naprawdę do żywego ruszyła mnie wypowiedź pewnego psychologa (nie wymienię go z nazwiska, bo i tak nie poczuje wstydu), w jednych z wcześniejszych Wiadomościach TV Polonia, w których reż. Roman Polański wypowiadał się na temat swojego filmu „Oliver Twist” (na podstawie powieści Karola Dickensa). Podzielam zdanie reż. Polańskiego, i również uważam, że to nieprawda, iż dzisiejsze dzieci idą na łatwiznę i chcą oglądać tylko filmy rozrywkowe i czytać tego samego typu książki. Uważam też, że tak rozreklamowana (naturalnie — przez dorosłych ludzi z branży) era Harry Potter`a w końcu minie i nie zostawi głębszych doznań u dzieci. Owszem, rozrywka dzieciom jest potrzebna, nawet bardzo, ale nie jako podstawa wychowawcza, lecz obok niej.
Uważam, że dzieci potrzebują więcej realnych przeżyć i uczuć. One w swoim dzieciństwie — błądząc po omacku — szukają takich właśnie uczuć. Chociaż najczęściej są tego nieświadome. Ale to my, dorośli, podrzucamy im swoje, wyrafinowane tematy. Świat oszalał. Nastawił się na konsumpcję. I w pogoni za pieniądzem, dorośli potracili prawdziwe wartości.
Wrócę jednak do wypowiedzi wspomnianego wyżej psychologa. Otóż, on uważa, że dzieci odrzucają wszystko to, co ich nie bawi, a już zwłaszcza to, co ma podtekst dydaktyczny. To brednie! Nie zgadzam się z tym. To pan, jako psycholog dziecięcy, jest odpowiedzialny m.in. za to, że tak mogą uważać — co niektórzy. Nie wolno panu, ogólnie, wszystkim dzieciom — przyklejać takiej etykiety. To pan, jako psycholog, jest też odpowiedzialny za wychowanie naszych dzieci. Ale o czym tu mowa? Skoro pana własny syn wyśpiewuje (czytaj: wykrzykuje), ohydne wulgaryzmy na estradzie.
Wydaje mi się,
że ogólna prawidłowość i normy wychowawcze, względem naszych
dzieci, wymknęły się dorosłym spod kontroli.
Co
się stanie, jak dzieci, dojrzewające na brutalnych filmach i grach
komputerowych — dorosną… i dorwą się do rządzenia światem? Czy
obecni możnowładcy tego świata myślą czasem o tym? Czy obchodzi
ich tylko tu i teraz, własna kariera i kieszeń?
Może
to czas, abyśmy w końcu już przestali oglądać się na tych
nieszczęsnych możnowładców i sami, wszyscy — obecnie — dorośli,
skrzyknęli się jakimś sposobem i na poważnie zaczęli odmieniać
przyszłość naszych dzieci? Globalnie. Bo co jak co, ale to — na
pewno warto! Zacznijmy od swojego przysłowiowego „podwórka”.