INNE MOJE BLOGI TO: 1. "Szczęśliwa Kobieta" - Blog na tematy z życia wzięte; 2. "Na cętce źrenicy i w obiektywie" - Blog fotograficzny
niedziela, 30 września 2018
Kobiety, nie dajmy się rakowi
sobota, 29 września 2018
Nie tak łatwo kochać księży
piątek, 28 września 2018
Mrówka Charlota wybiera się nad morze
środa, 26 września 2018
Zachcianki i kaprysy
poniedziałek, 24 września 2018
Pożegnanie lata
środa, 19 września 2018
Syndrom Otella — chorobliwa zazdrość
Wszyscy wiemy, że nie ma miłości bez zazdrości. Zazdrość nierozerwalnie wiąże się z miłością, upewnia, że komuś naprawę na nas zależy. Jednak jak to w życiu bywa, wszystko ma swoje granice, również i zazdrość. Jeśli zazdrość występuje w związku w stopniu umiarkowanym, scala go, jeśli jednak rozrasta się, przyjmuje formę obsesyjnego, stałego zaabsorbowania myśleniem o zdradzie, może to oznaczać, że nasz partner cierpi na syndrom Otella, który w psychologii definiowany jest właśnie jako chorobliwa podejrzliwość i zazdrość. Nazwa tego syndromu pochodzi od imienia tytułowego bohatera dramatu Szekspira „Otello” (z 1603 r.).
Potworne życie ma kobieta, której przyszło żyć z partnerem dotkniętym syndromem Otella. Jej codzienne życie usłane jest pasmem nieustannych ataków obłędnej zazdrości, ciągłych podejrzeń o zdradę. I może być nawet osobą o anielskiej wręcz osobowości to to i tak niewiele zmieni w oczach jej chorego zazdrośnika. A co znamienne, taki „Otello” wobec obcych zachowuje się zupełnie normalnie, tylko w domu staje się demonem i stwarza piekło swojej partnerce, zniewalając ją psychicznie i fizycznie.
Mówi się, że syndrom Otella to psychoza, która jest przejawem
przewlekłego alkoholizmu i występuje w typowej formie u alkoholików
lub też w stanie upojenia alkoholowego. Z pewnością wiele w tym
prawdy, ale nie do końca. Ponieważ są alkoholicy, których syndrom
Otella nigdy nie dotyka. Są też mężczyźni, którzy przejawiają
chorobliwą zazdrość, a którzy sięgają po alkohol dopiero
później, by sobie ulżyć, kiedy już nie potrafią poradzić sobie
z męczącym ich nieustannie uczuciem zazdrości, podejrzeniami o
niewierność, wreszcie, wstydem przed otoczeniem za swoją postawę
— chorobliwego zazdrośnika.
Syndrom Otella to choroba psychiczna, której początek jest na ogół powolny, a rozwój dalszy wolno postępujący. Partner dotknięty tą chorobą urządza nieustanne scysje, zadręcza pytaniami, co do wierności seksualnej, żąda wyjaśnień, śledzi każdy krok partnerki, sprawdza bieliznę osobistą, pościel, szuka "znaczących" śladów na ciele partnerki. Zmieniony wyraz twarzy, czy też gest, odczytuje jako bardzo "znamienny". Najbardziej przypadkowe i niewinne sytuacje, zdarzenia, wypowiedzi partnerki i innych osób, stają się w jego przekonaniu dowodami na zdradę.
Mężczyzna z syndromem Otella potrafi bardzo mocno partnerkę z sobą związać. Potrafi do perfekcji grać na jej uczuciach. Mamić miłością. A jest wiele kobiet, które jak gąbki wciągają w siebie każde miłe słówko, każdy czuły gest, i kiedy kochają, nie zastanawiają się nad tym, czy słowa te i gesty są prawdziwe. I już tak mają, że lubią otaczać opieką swojego partnera. Ot, takie to zacięcie „samarytańskie”. Wrodzony odruch. Może potrzeba? Chorobliwą zaś zazdrość swojego partnera biorą za wielką miłość... a właściwie mylą z wielką miłością. Natomiast mężczyźni z syndromem Otella tylko takie właśnie wrażliwe kobiety wybierają na swoje partnerki życiowe.
Kobiety powinny się bardzo głęboko zastanowić, zanim zdecydują się związać z mężczyzną przejawiającym chorobliwą zazdrość. Powinny rozważyć, czy będą w stanie, czy będą miały siłę stawić czoła życiu z takim człowiekiem. Bo z tej choroby nie można się wyleczyć, można co najwyżej złagodzić jej przebieg, ale pod warunkiem, że partner sam będzie chciał podjąć leczenie. A to niestety zdarza się rzadko. Mężczyźni z tą chorobą, wstydzą się jej. Nawet przed samym sobą. Kryją się z nią przed otoczeniem. Trudno im jest poddać się stałemu leczeniu psychiatrycznemu. Wybierają łatwiejszy „środek farmakologiczny”, bardziej akceptowany w społeczeństwie — alkohol (sic!). A niestety, syndrom Otella plus alkohol, nierzadko równa się — śmierć.
Znam historię kobiety, która przez lata przeżywała gehennę ze swoim mężem dotkniętym syndromem Otella. Jej życie było piekłem na ziemi. Mąż jej coraz częściej sięgał po alkohol. Nie pozwalał jej pracować, zamykał ją w domu, nie pozwalał chodzić samej na zakupy, nawet do jego rodziców nie mogła iść sama. Wszędzie przecież czyhała na nią chmara mężczyzn, potencjalnych kochanków. W atakach zazdrości wielokrotnie była przez niego pobita. Kilka razy po pobiciu lądowała w szpitalu.
Mimo to bardzo kochała męża. Przez wszystkie lata wierzyła, że swoją dobrocią, wiernością, uczciwością, potrafi wyleczyć męża z zazdrości, zmienić jego stosunek do siebie, do życia. Starała się też nakłaniać go do leczenia. I owszem, leczył się, parokrotnie. Dwa razy nawet w szpitalu psychiatrycznym. Niestety, po krótkim czasie wszystko wracało do poprzedniego stanu. Raz, kiedy w ataku szału przystawił jej naładowany pistolet do skroni, zwątpiła we wszystko.
Nie zabił jej. Dzwonek listonosza do drzwi — mu przeszkodził. Na drugi dzień, kiedy wytrzeźwiał, płakał jak dziecko, bo sam zdał sobie sprawę, że mógł ją rzeczywiście zabić. Mówił, że to jego miłość do niej — na szczęście — nie pozwoliła mu tego uczynić. Błagał o wybaczenie. Przysięgał poprawę. Obiecywał poddać się ponownemu leczeniu. W kobiecie jednak coś pękło. Postanowiła uciec od męża. Pomogły jej dzieci. Uciekli do innego miasta.
Po paru latach separacji udało jej się uzyskać rozwód ze swoim mężem-„Otellem”. A udało się tylko dlatego, że jej mąż związał się już z inną kobietą, o 20 lat młodszą. Było to 10 lat temu.
Przed paroma miesięcami kobieta dostała tragiczną wiadomość. W Boże Narodzenie jej były mąż bestialsko zamordował swoją konkubinę na oczach ich malutkich dzieci oraz swojej matki.
Niestety, za tę makabryczną zbrodnię nie został ukarany. Uznano go za niepoczytalnego. Jest leczony w szpitalu psychiatrycznym.
No cóż, pewnie za jakiś czas, podleczony, wyjdzie ze szpitala, i to jako człowiek z czystą kartą, w świetle prawa niekarany... i znów poszuka sobie jakieś ofiary swojej chorobliwej zazdrości.
HKCz 26.11.2010
niedziela, 16 września 2018
Radość Biedroneczki Kropeczki
Biedroneczka Kropeczka fruwa po łące,
Trzyma liczydło w swej prawej rączce.
Fruwa i fruwa i nie znajduje
Tego akurat, co potrzebuje.
Cóż jej potrzeba, czy wiecie dzieci?
Słoneczko już wie — i mocno świeci.
Po całej łączce strzela promykami
I się zabawia rosy kropelkami.
Pewne już zgadłyście, drogie dzieci,
Że nie na darmo słońce tak świeci…
Chce pomóc jej znaleźć to, czego szuka,
Bo też dla niego to żadna sztuka.
Czego więc szuka ta nasza Kropeczka?
Kropelki rosy wielkiej jak beczka,
By niczym zwierciadło jej posłużyła,
Gdy ona swe kropki będzie liczyła.
Dzięki słoneczku, gdy taką ujrzała,
Aż się w głos kontent radośnie zaśmiała.
Przejrzała się w niej jak w zwierciadełku,
Licząc głośno kropki na liczydełku:
— Jedna, dwie, trzy… po stronie prawej.
Jedna, dwie, trzy… po stronie lewej.
A to na liczydle daje wszak sześć...
Dorosłe życie mogę już wieść!!!—
Krzyknęła głośno i frruu! poleciała
Prosto do nieba, bo tam lecieć chciała.
***
Słoneczko Biedronkę wciąż obserwowało,
Widząc ją całą happy, w głos się zaśmiało.
I choć wie, że jej kropki nie świadczą o wieku,
Nic nie powiedziało, gdyż świat zna od wieków.
Wie, że wszyscy na Ziemi swe radości mają,
Lubi na nie patrzeć, bo mu sił dodają.
środa, 12 września 2018
Komunistyczny pochód
Samotny łabędź
wtorek, 11 września 2018
Wakacyjna amazonka
Pieskie życie psa Aramisa
poniedziałek, 10 września 2018
Ratunku, na pomoc ginącej normalności!
To my dorośli jesteśmy odpowiedzialni za przyszłość naszych dzieci. To my dorośli kreujemy ich psychikę, ich podejście do życia. To my dorośli odpowiadamy za to, czy one będą umiały być szczęśliwe na co dzień. Czy posiądą w ogóle tę umiejętność bycia szczęśliwym. To my dorośli piszemy dla nich książki, robimy filmy, wymyślamy gry i zabawy. I to właśnie — mnie bulwersuje, bo w każdym dniu spotykam się z wieloma przykładami spuścizny: dorośli — dzieciom. I co to za spuścizna? Nieraz włos mi się jeży na głowie.
A już naprawdę do żywego ruszyła mnie wypowiedź pewnego psychologa (nie wymienię go z nazwiska, bo i tak nie poczuje wstydu), w jednych z wcześniejszych Wiadomościach TV Polonia, w których reż. Roman Polański wypowiadał się na temat swojego filmu „Oliver Twist” (na podstawie powieści Karola Dickensa). Podzielam zdanie reż. Polańskiego, i również uważam, że to nieprawda, iż dzisiejsze dzieci idą na łatwiznę i chcą oglądać tylko filmy rozrywkowe i czytać tego samego typu książki. Uważam też, że tak rozreklamowana (naturalnie — przez dorosłych ludzi z branży) era Harry Potter`a w końcu minie i nie zostawi głębszych doznań u dzieci. Owszem, rozrywka dzieciom jest potrzebna, nawet bardzo, ale nie jako podstawa wychowawcza, lecz obok niej.
Uważam, że dzieci potrzebują więcej realnych przeżyć i uczuć. One w swoim dzieciństwie — błądząc po omacku — szukają takich właśnie uczuć. Chociaż najczęściej są tego nieświadome. Ale to my, dorośli, podrzucamy im swoje, wyrafinowane tematy. Świat oszalał. Nastawił się na konsumpcję. I w pogoni za pieniądzem, dorośli potracili prawdziwe wartości.
Wrócę jednak do wypowiedzi wspomnianego wyżej psychologa. Otóż, on uważa, że dzieci odrzucają wszystko to, co ich nie bawi, a już zwłaszcza to, co ma podtekst dydaktyczny. To brednie! Nie zgadzam się z tym. To pan, jako psycholog dziecięcy, jest odpowiedzialny m.in. za to, że tak mogą uważać — co niektórzy. Nie wolno panu, ogólnie, wszystkim dzieciom — przyklejać takiej etykiety. To pan, jako psycholog, jest też odpowiedzialny za wychowanie naszych dzieci. Ale o czym tu mowa? Skoro pana własny syn wyśpiewuje (czytaj: wykrzykuje), ohydne wulgaryzmy na estradzie.
niedziela, 9 września 2018
Martynka zuch dziewczynka
Szybko urosła nasza Martynka…
Mała z niej trzpiotka i zuch dziewczynka.
Wszędzie jej pełno, wciąż dokazuje,
Niewielu chłopców jej dorównuje.
Ciągle na buzi uśmiech jej gości,
Czym nam przynosi dużo radości.
Wystarczy tylko na nią popatrzyć,
By w mig zrozumieć, co dla nas znaczy.
Rysunek 6-cio latki.
Zawsze odważna, nigdy nie płacze.
Śpiewa wesoło, jak ping-pong skacze,
Ale pomagać też lubi w domu.
Krzywdy nie robi nigdy nikomu.
Z dziećmi się zgodnie potrafi bawić.
Trochę coś zepsuć, trochę naprawić.
Nikt jej nie może w kaszę nadmuchać,
Zaraz się wścieka, zła jest jak mucha.
Co brat Marcelek zrobić potrafi,
Musi i ona, bo zaraz się trapi.
Zawsze do niego chce być podobna.
Chociaż jest młodsza, mała i drobna.
Chętnie się uczy — „mówić po polska”,
Bo ją ciekawi — „gdzie mieszka Polska”.
Jak opanuje polskie czytanie,
Babcine bajki też będzie w stanie.
Ilustrację tę również wykonała moja Wnuczka — parę lat później.