niedziela, 28 czerwca 2020

Los Polski nie tylko w rękach Polaków

Są w Polsce tacy ludzie,
Co kibicują Dudzie.
Są w Polsce również ludzie,
Co nie ufają Dudzie.
Są też ludziska głupie,
Co Kraj swój mają w d***e.


Wzbić się w niebo...

I latać jak ptak, rozkoszując się niczym nieskrępowaną wolnością. Człowiek od zawsze marzył o lataniu w przestworzach, i naśladując ptaki, przez wieki czynił próby wzbicia się wysoko, coraz wyżej. Na początku z mizernym skutkiem. Dopiero od ponad wieku ma taką możliwość. I tak: jedni latają z musu, bo w lotnictwie służą. Inni z konieczności, bo samolotem szybciej. Inni dla przyjemności, bo to silna dawka adrenaliny. A jeszcze inni, latać nie lubią, albo się boją... i tylko obserwują jak — czym się da — latają inni.






sobota, 27 czerwca 2020

Ścieżka Praw Człowieka

W mieście, w którym mieszkam, często są organizowane różne akcje Amnesty International. W ostatnich latach do akcji AI włączyła się także młodzież gimnazjalna, która (m.in.) na szczycie naszej najwyższej góry organizuje co jakiś czas ekspozycje poświęcone zagadnieniu ochrony praw człowieka. Najbardziej podobała mi się ta z różnymi instalacjami, które oczywiście sami wykonali i dołączyli do nich wiele informacji dotyczących tragicznych losów ludzi na świecie. I tych prześladowanych, i tych chorych, i tych głodujących. Instalacje te pod nazwą: „Menschenrechtspfad” (tłum.: „Ścieżka Praw Człowieka”) zaprezentowali przy głównej drodze na szczycie góry — na przestrzeni kilku kilometrów.

Będąc wtedy w lesie, ruszyłam tą ścieżką, oglądając każdą instalację oraz czytając tragiczne informacje przy nich zamieszczone. Było mi smutno. Ale też serce mi rosło, kiedy czytałam ile to ludziom AI pomogło, a ile pomaga, wyczulając i uwrażliwiając innych na cierpienie prześladowanych i głodujących ludzi na świecie, a także zachęcając do włączenia się w akcję pomocy tym ludziom. Całym sercem popieram takie akcje. Na różnych płaszczyznach. Wspieram je także finansowo w miarę moich możliwości.

Bardzo mocno mną wstrząsnęły instalacje mówiące o tym, jak wiele ludzi traci życie w czasie przepraw morskich do lepszego świata — na byle jakich łodziach i pontonach. A także mówiące o ludziach, którzy znikają bez śladu, gdy we własnym kraju stają się niewygodni dla reżimu. I o tych ludziach, którzy masowo giną w wojnach bratobójczych oraz z rąk terrorystów. A już najbardziej wstrząsnęła mną tablica, na której przeczytałam, że na świecie z powodu głodu i chorób umiera ok. 90 tysięcy dzieci dziennie.


Aż mi się łzy zbierają w oczach, kiedy tylko pomyślę o tych biednych ludziach, zwłaszcza dzieciach. Nie mogę tego zrozumieć, ani znieść, jak człowiek, dorosły człowiek, może do tego dopuścić? A dzieje się tak najczęściej w krajach, gdzie toczone są walki na tle religijnym... To ja dziękuję za taką religię! To ja dziękuję za taką wiarę!


Pytanie zwykłego człowieka

Kiedy wokół tragedii jest ogrom,

Ma dusza krzyczy i serce krwawi…

Czuję się tak, jakbym przeżył pogrom,

Nic mnie nie cieszy, ani nie bawi.


Któż tak urządził ten ziemski padół,

Że tyle nieszczęść dookoła nas?

Miast piąć się w górę, lecimy wciąż w dół,

Pogłębiając cierpienie ludzkich mas.


Czy ktoś tu na Ziemi się nami bawi?

A może za karę jesteśmy tu?

Jak długo nasze serca muszą krwawić,

By ten Ktoś pojął, że chcemy ufać mu?


Że miłości pragniemy być oddani,

Prawdziwej, z dobroci serc płynącej.

Nie chcemy być ofiarami tyranii...

I tylko zwiększać masy cierpiącej.


Czy nie dość już błądzimy omackiem,

Nie znajdując kresu potęgi zła?

Czy musimy robić pozy prostackie,

Gdy jego tolerancji wzmaga się siła?


Zabraknie nam życia, by zmienić świat.

Cóż z tego, że po nas przyjdą następni...

Skoro na betonie nie rośnie kwiat,

Nikt z dobrych ludzi zła nie wytępi.


Zło — jak skorupa twardego betonu

Coraz grubiej opasa nasz ziemski glob…

Co nam robić, jakiego użyć dzwonu,

By Ten na górze nie odwracał się w bok?


Boże, skoro patrzysz na nas z lotu ptaka,

Czemu Świat pozostawiłeś odłogiem?

Dlaczego Twa wola jest sroga taka…

Tego ja, zwykły człowiek — pojąć nie mogę!


Dlaczego źli ludzie mają się dobrze,

A za całe ich zło cierpią niewinni?

Czy wszyscy mamy założyć komże,

Byś pojął, że nie my jesteśmy winni?


Lecz skoro tak chcesz i tak już być musi,

Będziemy cierpieć jeszcze bardziej…

Choć ta niesprawiedliwość aż nas dusi,

Będziemy walczyć o dobro — hardziej!


Jednak na usta pytania wciąż cisną się jednakie…

Jakaż to gwiazda nad Tobą, Panie Boże świeci,

Że pozwalasz na zło i nikczemności takie,

Aby w cierpieniu umierały — NIEWINNE DZIECI?!



Czy można odwrócić oczy od takiej tragedii? 

Photos: That shook The World (Kevin Carter; guarani – misionesonline.net)


Co za świat?! Co za potworność?! I to wszystko w imię Boga?! Najwięcej krzywdy światu wyrządzają religie… Paradoks? Tak. Bo wiara w Boga powinna ludzi uszlachetniać a nie czynić z nich bestie.


Wybory Prezydenckie 2020

Dzisiaj, 28 czerwca 2020 roku, to historyczny i ważny dzień dla Polski. To bardzo ważny dzień dla Polaków, którym dobro Polski leży na sercu.

Życzę wszystkim Rodakom — biorącym udział w głosowaniu, aby im ręka nie zadrżała przy stawianiu znaku „x” obok nazwisku kandydata na Prezydenta... I oby zwyciężył najlepszy!

Gif z Internetu


piątek, 26 czerwca 2020

Relaksująca zabawa w czasie ciszy wyborczej

Aby odreagować emocje związane z wyczekiwaniem na wyniki niedzielnych wyborów prezydenckich (chociaż jestem ich niemalże pewna, ułamek nadziei jest... i potęguje), co rusz zabawiam się literkami i zdjęciami z różnych albumów... Zabawę tę na własny użytek nazwałam: „Na tropie Światowida i wyobraźni”.

Światowid to potoczna nazwa boga wojny (Świętowida) o czterech twarzach zwróconych ku czterem stronom świata. Jego posąg znamy z Arkony (Rugia), a także ze Zbrucza i Krakowa. Dzisiaj podobne mu posągi można znaleźć w wielu miejscach na świecie.
Ja znalazłam tu gdzie mieszkam. Posąg ten (no dobra, a`la posąg), a właściwie dwa posągi bardzo mi przypominają Światowida. Zostały wykonane kilka lat temu przez uczniów tut. Gimnazjum i stoją na szczycie góry — przy głównej leśnej dróżce.


Po prawej stronie dróżki stoi posąg... OK., rzeźba z dwiema głowami, jedną na górze, drugą na dole. Po lewej stronie dróżki stoi podobna rzeźba, tyle że z jedną głową na dole.
Jeśli się dokładnie przyjrzy tym dwóm rzeźbom, zauważa się, że stanowią one pewną całość. Świadczą o tym wyrzeźbione na nich napisy. Na lewej jest napis: „MENSCHEN”, a na prawej: „RECHTE”, co znaczy w tłum. na język polski: PRAWA CZŁOWIEKA.

Bardzo mi się one podobają. Mimo iż twarze są pojedyncze, widzę w nich Światowida, tyle że nie jako boga wojny, a boga pokoju. Tak mi podpowiada wyobraźnia i moje pacyfistyczne nastawienie do świata. Jestem urodzoną pacyfistką i przejawy pokoju widzę wszędzie, a właściwie chcę widzieć wszędzie.

Po dłuższej zabawie twarze mojego Światowida zaczynam widzieć zupełnie inaczej. Jak? Jakoś dziwnie skojarzyły mi się z… Vivaldim i jego jakże ilustracyjną muzyką: „Cztery pory roku” (Le quattro stagioni). Śmieszne? Może i tak. No ale cóż, ludzie z wyobraźnią już tak mają, że wszystko po swojemu se wyobrażają.




Pamiętajmy o urlopie

Urlop to święta rzecz…
Nieważne gdzie, 
nieważne jak,
byle z domu precz.





środa, 24 czerwca 2020

Spotkanie z leśną przyrodą. Opowiastka Mexa

Cześć dzieciaki! To znowu ja, Mex. Opowiem wam dzisiaj o spotkaniu z leśną przyrodą, na które wybraliśmy się z moją babcią i siostrą.
U nas dzisiaj jest święto. Pfingstmontag, czyli Zielone Świątki” — tak mówi moja babcia, a że w kalendarzu zaznaczone jest na czerwono, jest więc dniem wolnym od pracy. Dla wszystkich. I dobrze! „Wolnego nigdy za wiele” — tak mówi z kolei moja mama. Korzystając z tej okazji, wybraliśmy się na dłuższą wędrówkę po lesie. I to już z samego rana, zaraz po śniadaniu, bo spaliśmy u babci. Rodzicom daliśmy wolne i oni pojechali gdzieś na nocny koncert rockowy.
Byliśmy z siostrą zachwyceni, bo bardzo lubimy u babci spać. Wędrować z nią po lesie również. Bardzo się cieszyłem z naszej wędrówki. Tak bardzo, że co rusz śpiewałem:
Heut ist so ein schöner Tag... la, la, la, la, la! — A siostra i babcia śpiewem odpowiadały mi jak echo, ale po polsku:
Dziś jest taki piękny dzień!... la, la, la, la, la!
Wędrówka była wspaniała. Dużo rozmawialiśmy, momentami śpiewaliśmy, i ciągle maszerując, uwiecznialiśmy co piękniejsze widoki, roślinki i zwierzątka. Moja siostra swoim aparatem, a babcia swoim. Czasami ja pstrykałem fotki, raz siostry aparatem, raz babci.
Bardzo dużo zdjęć zrobiliśmy. Babcia mówiła, że w domu je wszystkie oglądniemy na ekranie komputera, żeby dokładnie zobaczyć najmniejsze nawet ich szczegóły.

Kiedy wróciliśmy do domu byliśmy trochę zmęczeni, ale przede wszystkim bardzo zadowoleni. Najpierw zjedliśmy obiad, a potem we trójkę zasiedliśmy przy komputerze. Babcia przeniosła wszystkie zdjęcia z obu aparatów fotograficznych na twardy dysk komputera i zaczęliśmy je po koli oglądać. To była wspaniała zabawa tak sobie je oglądać na dużym ekranie i jeszcze do tego powiększać. Wszystko wyraźnie było na nich widać. Nawet środek malutkich kwiatuszków. Nawet najmniejsze robaczki.
Pochwalę się niektórymi zdjęciami, ale tylko tymi, które sam zrobiłem i które najbardziej mi się podobają. Wymyśliliśmy do nich z babcią i siostrą nawet króciutkie wierszyki.


Wiecie dzieci, ja kocham swoje miasto,
Choć to nie polskie i brzmi kanciasto
I choć nie tu naszych przodków ojcowizna...
Tu jest nasz dom, tu nasza druga Ojczyzna.



W obramowaniu dębu starego,
Widać kawalątek miasta naszego.
Chyba nikt nie zechce zaprzeczyć,
Że widoczek jest całkiem do rzeczy.



Na dębie posiedzieć przyjemność wielka,
Że trochę wysoko, to nic... bagatelka!
Nachapać się można dobrej energii
I pozbyć się także dokuczliwej alergii.

Czyli kataru siennego (Heuschnupfen Alergii), choć na chwilę.Tak mówi moja siostra, a ona wie, co mówi, bo męczy się z nim już od kilku lat.



Kwiatuszki bodziszka łąkowego
Patrzą w obiektyw aparatu mojego.
Co chwilę oczka do mnie puszczają
I wdzięczne pozy co rusz przybierają.



Oooo...! A cóż to takiego?
Pojęcia nie mam nijakiego...
Ogromniaste to takie niczym drzewo,
Porusza liśćmi, raz w prawo, raz w lewo.



Bodziszek czerwony przy polanie rośnie,
Listki ustawia do wiatru i tańczy radośnie.
Ech, ty bodziszku, dziwnie się nazywasz,
Czerwony nie jesteś, a każesz się nazywać. 



Ojej...! A cóż to znów takiego?
Czyżby to był barszcz Sosnowskiego?
Lepiej tę roślinę szerokim omijać łukiem.
Każdy wie dlaczego, chyba że jest nieukiem.



W spróchniałym pieńku drzewa
Wre praca i nikt nie ziewa...
Rój mrówek buduje mrowisko.
Lepiej nie wadzić, nie podchodzić blisko. 



Ślimak, ślimak, wystaw rogi,
Dam ci sera na pierogi...!
Nie chcesz? Twoja sprawa.
Może nie dla ciebie taka strawa.



A co ty ślimaczku tam pałaszujesz?
Że co? Że tylko coś smakujesz?...
Ślimaczek wie, co dobre dla niego
I za nic na ser nie zamieni tego.



Motylek malutki w kolorze czerwieni
W promieniach słoneczka cudnie się mieni.
— Ojej, motylku, ale masz dreszcze...
Poczekaj, nie odfruwaj, uwiecznię cię jeszcze!



Na koniec jeszcze zdjęcia kwiatuszków zrobione przeze mnie i dwa zdjęcia zrobione przez babcię. A na nich, ja z moją siostrą. Kiedy je oglądaliśmy na ekranie komputera, babcia ze śmiechem powiedziała:
Na pierwszym zdjęciu widzę jak wędrowały dwa Michały, a na drugim... No cóż. Po prostu miłość. Braterską miłość. A do niej droga zawsze jest prosta.




I pewnie babcia ma rację, bo razem z siostrą bardzo lubimy wędrować, i też się kochamy... jak dwa wariaty. 


W poszukiwaniu drugiej połówki

Każdy szuka swojej drugiej połówki. Kiedy szczęśliwie udaje mu się ją znaleźć, życie zaczyna nabierać sensu.



wtorek, 23 czerwca 2020

Dzień jak co dzień. Tymczasem w Polsce...

Gorąca pogoda w ostatnich dniach sprawiła, że dzisiaj jeszcze wcześniej niż zwykle wybrałam się na kijki do lasu. Lubię rześkie powietrze. Nie znoszę upałów. Kiedy wróciłam, wysiadając z auta, kątem oka zobaczyłam sąsiada na tarasie swojego domu. Na mój widok zawołał:
Pani sąsiadko, że też się pani chce tak z samego rana gnać do lasu! Czasami widzę panią przez okno, kiedy nad ranem, chcąc się czegoś napić, wyłażę na moment z łóżka.
Cóż mu miałam odpowiedzieć, skoro znam go nie od dziś, i wiem, że ciągle narzeka na wszystko i wszystkich. Ze śmiechem zadeklamowałam mu tylko moją poranną motywację:
Świtać zaczyna już dookoła, ze snu się budzi ptaszyna wesoła, zewsząd radosne słychać jej trele... Jazda z wyra! Czas opuścić pościele — i pobiegłam do swoich zajęć.
Gdy weszłam do domu szybko o sąsiedzie zapomniałam. Musiałam przecież śledzić w Internecie sytuację związaną z wyborami prezydenckimi w Polsce. Rzadko oglądam, raczej słucham — w trakcie wykonywania swoich codziennych czynności. Na początek najczęściej TVP Info, bo najlepiej mi odbiera. Ale dla zachowania równowagi psychicznej staram się też chociaż po części słuchać innych programów m.in. w Onecie czy TVN. Po południu robię prasówkę. Czytam co się da. Lubię wiedzieć. Mam więc rozeznanie, co w Polsce i na świecie piszczy, że się tak kolokwialnie wyrażę.

Tymczasem w Polsce gorący okres. Wiadomo, kampania prezydencka dobiega końca, więc wszyscy kandydaci dwoją się i troją, aby ich było na wierzchu. Chociaż te wybory i tak są przesądzone. Tak czuję... Obym się myliła.
Ale jakby nie patrzeć, wg komentatorów sceny politycznej w Polsce (krajowych i zagranicznych), ba, nawet jasnowidzów, rząd po wyborach i tak czeka równia pochyła. Nawet gdy wygra Andrzej Duda. Od kolejnych wydarzeń powyborczych będzie zależało, czy będzie to powolny zjazd, czy przyśpieszony — z poślizgiem... Może być, że i z poślizgiem, wszak wazeliny ci dostatek w szeregach partii wiodącej. Ta, której z różnych powodów nie zdążyli albo nie zdążą na Nowogrodzkiej użyć — z cicha pęk może tak zadziałać.

Gdyby wybory prezydenckie ponownie wygrał Andrzej Duda, nastąpi dopełnienie przejęcia całej sfery publicznej przez jedną partię, a właściwie przez jej lidera, Kaczyńskiego.

Według prof. Wojciecha Sadurskiego (prawnik, filozof, politolog) wtedy będą mogli, tak jak zaplanowali, przejąć resztkę sądów, czyli sterroryzować sędziów i poddać kompletnej czystce. Będą mogli przejąć samorządy lokalne w wielkich miastach i pozbawić ich reszty władzy. Wreszcie, będą mogli przejąć media publiczne. A co trzeba zaznaczyć, oni się wcale z tym nie kryją. Wszak tak właśnie, na modłę turecko-węgierską, chcą/chce dojść do rządów autorytarnych... Ot i cała prawda.
Gdyby wybory wygrał któryś z oponentów Andrzeja Dudy, to jednak nie zakończy ponurego rozdziału autorytaryzmu polskiego, ale to będzie początek jego końca, gdyż nowy prezydent będzie miał w ręku instrumenty i będzie mógł wetować ustawy, a tym samym, pohamować dalszą erozję demokracji. I tak polskie społeczeństwo dobrnie jakoś do kolejnych wyborów parlamentarnych. A wtedy zdecyduje, w którym kierunku Polska ma pójść... Bo obecnie, Polska jest na tej trajektorii, która prowadzi jednoznacznie do despotyzmu cechującego się kompletnym brakiem podziałem władzy, rosnącym autorytaryzmem i pełnym sojuszem państwa z kościołem.

A jak będzie? Zobaczymy. Teraz przyszłość Polski na długie lata jest w rękach wyborców. Trzeba mieć nadzieję, że wybory nie zostaną sfałszowane. Trzeba mieć nadzieję, że kiedy PAD przegra, żadnej zagrywki (wcześniej już wymyślonej) Kaczyński nie odważy się wprowadzić w czyn.


niedziela, 21 czerwca 2020

sobota, 20 czerwca 2020

Noc Świętojańska... tym razem przed wyborami prezydenckimi

Noc Świętojańska za nami. Nastąpiło letnie przesilenie słońca. Słońce góruje w zenicie na szerokości zwrotnika Raka i mamy już astronomiczne lato. Powoli nastaje czas wakacji, urlopów, wypoczynku.
Czy lato będzie piękne? To zależy. Ale nie tylko od Matki Natury, a przede wszystkim od nas samych… No i może trochę od pewnych mocy. Nadprzyrodzonych.

Ja na taką nadprzyrodzoną moc liczę, gdyż podczas Nocy Świętojańskiej znów udało mi się znaleźć kwiat paproci.

Znów, bo już raz znalazłam, i to w bardzo ważnym dla Polski momencie (10 lata temu), między pierwszą a drugą turą wyborów prezydenckich i w rezultacie Prezydentem Polski został Bronisław Komorowski. Tym razem Noc Świętojańska przypadła przed pierwszą turą, ale jeśli moce znów odpowiednio zadziałają, to w drugiej turze zwycięży Rafał Trzaskowski. Bo gdyby jednak Andrzej Duda, jak przepowiada znany w Polsce jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski, to będzie bardzo źle. I to już nie chodzi o to, że PiS będzie szaleć z radości i dalej spokojnie niszczyć Polskę, ale dlatego, że skoro ta przepowiednia jasnowidza się spełni, to trzeba brać pod uwagę, że i kolejne mogą się spełnić. A te są straszne. Wynika z nich, że Polskę i świat czeka już od lata koszmar, jakiego nikt z nas nie chciałby przeżyć. To są jego słowa. Nawet nie wspomnę jaki to koszmar... Dodam tylko, że to „coś” wg niego ma trwać przez okres 3,5 lat.

A moje odczucie jest takie, że to może mieć duży związek z przedwyborczą wizytą Andrzeja Dudy w USA u Donalda Trumpa i tegoż też konsekwencją... Jaką? Jeśli ktoś interesuje się polityką i śledzi ją na bieżąco — nietrudno mu się domyślić. Tak że lepiej by było, gdyby Andrzej Duda tym razem wyborów prezydenckich nie wygrał.


Nastało Lato 2020

Wspaniały, słoneczny dzionek się u nas dziś zapowiada. Nie może być inaczej, wszak to pierwszy dzień lata.
Przed chwilą wróciłam z lasu, a tam miałam sposobność w pogodzie rozeznać się dokładnie. Kiedy wchodziłam w zieleń lasu, osnuta była jeszcze mgłą. Po godzinie mgła opadła. Ukazał się przepiękny błękit nieba. Ptaszki coraz głośniej i weselej zaczęły świergolić i co rusz wzbijać się ponad wierzchołki drzew. A to już nieomylny znak, iż lato szykuje nam piękną pogodę na przywitanie.


Będąc w lesie, poszłam jeszcze raz w to miejsce, gdzie podczas Nocy Świętojańskiej znalazłam kwiat paproci. Tak na wszelki wypadek, aby się upewnić, czy coś mi się nie przywidziało... Ale nie, na szczęście. Kwiat, choć stał się już dużo mniejszy, ciągle pysznił się wśród liści paproci.
Znów wpatrywałam się w niego, ale jeszcze intensywniej niż w nocy, po to, aby nadprzyrodzone moce sobie przyswoić i ugruntować. A kiedy poczułam, że działają coraz mocniej, opromieniona jego blaskiem (a może napromieniowana?), ruszyłam w dalszą wędrówkę, rozkoszując się pierwszym dniem lata.



Lato do życia wokół się budzi...
W jego anturażu nikt się nie nudzi,
Bo lato wszystkich stawia do pionu,
Wystarczy tylko wyjść czasem z domu.


Witaj, lato! A bądź dla nas przyjemne i łaskawe. Oszczędź nam zjawisk ekstremalnych: wichur, gwałtownych burz, gradobicia, a już zwłaszcza nieobliczalnych trąb powietrznych. Nie żałuj za to pięknej pogody i pomóż nam pokonać wyniszczającą nas pandemię koronawirusa... Amen!


piątek, 19 czerwca 2020

Idzie na burzę… Co robić?

Kiedy idzie na burzę, lepiej siedzieć w domu. Nie zawsze jest to jednak możliwe. Burza jest zjawiskiem atmosferycznym, może dopaść nas wszędzie. Ważne, abyśmy wiedzieli jak się zachować kiedy już przyjdzie i gdzie się przed nią schronić.


Gdy burza dopadnie nas w lesie nie powinnyśmy się ukrywać pod drzewami. Pioruny najczęściej uderzają w drzewa, zwłaszcza wysokie.


Czy tu możemy czuć się bezpiecznie w czasie burzy? Metalowy krzyż na szczycie góry jest swoistym piorunochronem dla szczytu, ale czy dla człowieka? A przecież bywają także drewniane krzyże, które także przyciągają pioruny. Przy pierwszych pomrukach burzy lepiej ze szczytu zejść.


A może tu bardziej bezpiecznie? Z pewnością tak. Pod antenami telekomunikacyjnymi górującymi na wzniesieniach, czy też szczytach gór, są zainstalowane systemy odgromowe nowej generacji.


W czasie burzy należy unikać otwartych przestrzeni, takich jak łąki, polany, pola. Nie możemy być jedynym i najwyższym obiektem na wolnej przestrzeni.


Jeśli nas burza jednak złapie na wolnej przestrzeni, najlepiej wtedy przykucnąć w jakimś obniżeniu terenu, złączyć stopy, a kolana opleść rękami. Należy unikać rozstawiania szeroko stóp.


Szeroko rozstawione stopy mogą spowodować powstanie tzw. napięcia krokowego, które w razie uderzenia pioruna przyczyni się do tego, że przez ciało przepłynie większy prąd.


Gdy jesteśmy w lesie na rowerowej przejażdżce, powinniśmy natychmiast zejść z rowerów. Nasze głowy stanowiłaby najwyższy punkt, a metalowe części roweru, wiadomo, są dobrym przewodnikiem elektryczności.

W okolicach zbiorników wodnych w czasie burzy jest bardzo niebezpiecznie. Jeśli znajdziemy się w wodzie powinniśmy natychmiast z niej wyjść i oddalić się jak najdalej. Skutki uderzenia pioruna w wodę odczuwalne są w promieniu kilku kilometrów.


Kiedy wędrujemy po górach i usłyszymy pomruki nadciągającej burzy, powinniśmy natychmiast zejść z wysoko położonych wzniesień i schować się w jakimś zagłębieniu.


Jeśli burza zastanie nas wysoko w górach, toprowcy radzą przykucnąć, najlepiej stając na plecaku, by dodatkowo odizolować się od podłoża. Względnie bezpiecznie jest pod występami skalnymi i w jaskiniach. Nie należy tylko kryć się przy jej wylocie.


W czasie burzy najbezpieczniej jest w aucie, gdyż jego metalowa karoseria tworzy tzw. klatkę Faradaya, chroniącą przed polem elektrostatycznym. Wbrew przesądom, telefon komórkowy nie ściąga piorunów. Warto więc z niego skorzystać i uspokoić bliskich, że wszystko z nami w porządku.




Idzie na burzę…? To nic!

Kto wie jak w trakcie burzy się zachować,
nie lęka się jej.
Burza ma swoją piękną stronę.
Jest bardzo spektakularna.
Pozytywnie też wpływa na nasze zdrowie.
Wyładowania atmosferyczne podczas burzy
silnie jonizują powietrze,
przez co staje się ono odświeżone i czyste.




***

Dodam jeszcze, że osobie porażonej piorunem powinno się udzielić natychmiastowej pomocy. Nie trzeba się obawiać o własne bezpieczeństwo, bo to mało prawdopodobne, by piorun po raz drugi uderzył w to samo miejsce. Najczęstszym skutkiem porażenia piorunem jest zatrzymanie akcji serca i oddechu. W takim wypadku należy bezzwłocznie rozpocząć sztuczne oddychanie i masaż serca. Liczy się każda sekunda.



Materiał ten opublikowałam kilka lat temu na łamach Wiadomości24, tam też, nie chwaląc się ;), został przez Redakcję wyróżniony, ale że temat burz aktualny jest każdego roku, publikuję go i tutaj.


Pożegnanie wiosny... Wiosenne impresje

Wiosna dzisiaj odchodzi i jakże pięknie się z nami żegna. Pozostawia po sobie wspaniałe obrazki. Zieleń i kwiaty ciągle takie świeże. Zwierzątka tak jakby jeszcze bardziej żwawe. Przyroda tętni życiem... Aż serce się raduje.
Dzień zapowiada się pogodny, toteż wczesnym rankiem wybrałam się na długą wędrówkę po górach i lasach. Relaksującą, a i refleksyjną zarazem. Po nocnej ulewie powietrze było odświeżone, zdrowo zjonizowane, rześkie. Temperatura oscylowała w granicach 15-17°C, wiał przyjemny wiaterek. Wędrówka była wspaniała. Zrobiłam mnóstwo zdjęć. Czułam nieodpartą potrzebę uwiecznienia ostatnich promieniujących wiosną obrazków.




środa, 17 czerwca 2020

Kleszcz-potwór może dopaść każdego

Dopadł i mnie. Pierwszy raz w życiu. Pewnie dlatego nie od razu domyśliłam się, że to kleszcz. Tym bardziej że tego dnia w lesie nie byłam. Nawet w ogrodzie nie byłam. W lesie byłam z kijkami dzień wcześniej, ale po powrocie do domu, jak zwykle, wzięłam prysznic. Jakim więc cudem mogłam się domyślić, że noszę w sobie kleszcza? Żadnym. Pech! Po prostu pech. Nadzwyczaj udziwniony pech jak zawsze w moim przypadku. Jestem pewna, że moje domyślanie się nie trwałoby jednak aż tak długo, gdybym go tylko mogła zobaczyć. Niestety nie mogłam. Z prostej przyczyny. Wpił się we mnie akurat na plecach, na wysokości pasa.

Początkowo, kiedy poczułam swędzący ból, dotykałam tego miejsca, myśląc, że to jakiś duży pryszcz albo wrzód mi się zrobił. Kilkukrotnie próbowałam „go” nawet dwoma palcami na siłę wycisnąć. Że to jest kleszcz, stwierdziłam dopiero po chwili, przy pomocy dwóch lusterek. Jedno lusterko przyłożyłam do tego czegoś i popatrzyłam na jego odbicie w drugim lusterku. Wtedy natychmiast skojarzyłam co zacz i aż wrzasnęłam sama do siebie z ogromnym obrzydzeniem:

Ratunku, kleszcz!

Zrobiło mi się niedobrze. Sama myśl, że coś żywego siedzi we mnie i pije moją krew, spowodowała, że ogarnęło mnie niewypowiedziane obrzydzenie. Ale także i złość.

Jak śmiesz… ty potworze jeden! — wrzasnęłam znów, ale tym razem do kleszcza.

Najgorsze dla mnie było to, że nie mogłam go wyciągnąć… już, natychmiast, bezzwłocznie, od razu, jak najszybciej!

Czym prędzej zadzwoniłam do córki, wiedząc o tym, że ona ma specjalne kleszczyki na kleszcze. W międzyczasie, zanim córka do mnie przyjechała, zaglądnęłam do Internetu, by się czegoś więcej dowiedzieć na temat kleszczy. Oczywiście stojąc, obrzydzenie nie pozwalało mi usiąść. Doczytałam się, że najlepiej natychmiast zgłosić się do lekarza, gdyż lekarz profesjonalnie kleszcza wyciągnie i miejsce po nim od razu odpowiednio zabezpieczy. Było już po godz. 20-tej, pojechałam więc prosto do szpitala. Córka oczywiście ze mną. Kiedy lekarz zobaczył moje plecy, aż syknął, ale zaraz mnie pochwalił, że przyjechałam do szpitala, ponieważ ten „potwór”, jak się sam wyraził, zdążył we mnie już porządnie narozrabiać. No cóż, sama się do tego przyczyniłam tym wyciskaniem na siłę. Kleszcz, broniąc się przed wyciśnięciem z krwistej uczty, wpuścił we mnie więcej toksyn. No czyż nie potwór?! Brrr… obrzydliwy potwór!

Pan doktor ranę mi zdezynfekował i zabezpieczył Beta-Plastrem ze specjalną maścią. Oprócz tego zaszczepił mnie przeciw tężcowi.

Skąd kleszcz się wziął i jak się do mnie dorwał? Sama nie wiem. Podejrzewam jedynie, że może od naszego psa (w weekend był u mnie), bo akurat dwa dni wcześniej wyciągałam mu kleszcze. Trzy. Czynność tę wykonywałam, siedząc w pokoju na kanapie. Kleszcze oczywiście spaliłam. Po tym zabiegu Aramis otrzepał się, jak to pies, i pewnie wtedy jakieś luźno po nim łażące, które nie zauważyłam, poleciały na kanapę. Tak myślę, bo jednego potem na kanapie znalazłam.

Wieczorem, rozbierając się do kąpieli, zdjęłam swoje domowe spodnie i położyłam je właśnie na tej kanapie. Na drugi dzień rano znów je założyłam. Pewnie ten potwór, który mnie sieknął, był drugim kleszczem, którego na kanapie nie zauważyłam. W nocy wlazł w moje spodnie i kiedy je rano założyłam, już tam się na mnie czaił. Dokładnie przy pasku z tyłu spodni.

Czy jestem zła na Aramisa? A skąd! Takie są uroki „mania” psa. Teraz tylko przyszło mi czekać dłuuugie tygodnie i zaglądać na to miejsce przy pomocy lusterek i sprawdzać, czy rumień się tam nie robi. A także wczuwać się w siebie, czy aby grypowo się nie czuję, bo wtedy natychmiast muszę pędzić do lekarza. Wtedy czekać mnie może wielotygodniowa terapia antybiotykowa. Brrr! Mam jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie, że ten skubaniec kleszcz nie był nosicielem boreliozy.

A jeszcze niedawno gdzieś w komentarzach chwaliłam się, że mnie jeszcze nigdy żaden kleszcz nie dziabnął, choć w lesie bywam nieustannie. No cóż, znów sprawdziła się stara maksyma: „Nigdy nie mów nigdy”.

Do tej pory nigdy (o, znów nigdy) obawy przed kleszczami nie miałam. Idąc do lasu, zawsze jestem odpowiednio ubrana. Od kilkunastu też lat szczepię się przeciw kleszczom. Wiem, że szczepienie to nie zabezpiecza przed boreliozą (na nią nie wynaleziono jeszcze skutecznej szczepionki), ale przed odkleszczowym zapaleniem opon mózgowych tak. Przynajmniej tyle mogę być spokojna.

***

Niedawno czytałam gdzieś, że jakaś pani doktor radziła kleszcza wykręcać przy wyciąganiu… Rany, co to za rada? Wręcz przeciwnie, kleszcza nie wolno wykręcać, bo w ciele może zostać jego główka, a wtedy jeszcze więcej toksycznych substancji zostanie. Kleszcza potraktować należy w ten sposób: chwycić go tuż przy skórze (najlepiej pęsetą) w całości i szybkim, zdecydowanym ruchem, pionowo do ciała — wyciągnąć. Miejsce wkłucia należy dokładnie zdezynfekować spirytusem albo wodą utlenioną. Jeżeli jednak kleszcz tkwi głęboko tak jak w moim przypadku, lepiej od razu udać się do lekarza.

Ostatnio dużo czytałam w Internecie na temat kleszczy i chorób przez nie przenoszonych, tzw. chorób odkleszczowych, i trochę się poduczyłam. Od lekarza dostałam też specjalną broszurkę na ten temat. Po tej lekturze doszłam do wniosku, że to przede wszystkim my sami powinniśmy zadbać o to, by kleszcze nie robiły nam krzywdy. Bo kleszcze były, są i będą. Takie ich prawo. My możemy się jednak przed nimi zabezpieczyć odpowiednim ubraniem i szczepieniami powtarzanymi co 3 lata. A jeśli już dojdzie do ukąszenia, to też przede wszystkim sami musimy zadbać o siebie i przez najbliższe miesiące kontrolować swój stan zdrowia. Bo jeśli dojdzie jednak do zakażenia chorobą odkleszczową i nie jest ona leczona natychmiast, może przejść w formę przewlekłą i w rezultacie przynieść bardzo niebezpieczne skutki. Choroba może zaatakować niespodziewanie, zwłaszcza przy osłabionym układzie odpornościowym.

Medycyna stosunkowo niedawno zajęła się chorobami odkleszczowymi. W Polsce na przykład zachorowania na boreliozę z Lyme zaczęto rozpoznawać dopiero pod koniec lat 80-tych XX wieku.

Choroba odkleszczowa, jeśli jej pierwsze oznaki zostaną niezauważone, przez długie lata może nie dawać żadnych objawów. Jest utajona. Zakażeni nią pacjenci często nie wyglądają na chorych, a to niestety utrudnia szybkie rozpoznanie choroby. Ale zdarza się i tak, że kiedy na chorych już nawet wyglądają, lekarze często stawiają złą diagnozę i leczą niewłaściwie.

Mój sąsiad jest dobrym tego przykładem, jakie spustoszenie w organizmie może zrobić nieleczona w porę borelioza. Obecnie ma 60 lat i dopiero niedawno lekarze stwierdzili u niego tę odkleszczową chorobę. Od paru miesięcy bardzo poważnie choruje na serce.

Trzeba pamiętać o tym, że jeśli choroba odkleszczowa leczona jest natychmiast, wtedy dochodzi do zwalczenia infekcji w 90% i choroba nie zostawia po sobie żadnych powikłań. Stąd wniosek, że warto dbać o swoje zdrowie, właśnie poprzez własną nad nim kontrolę.

***

Niestety, "mój kleszcz" okazał się być jednak nie lada potworem i zakaził mnie boreliozą. Książkowo. Bo dokładnie na dwudziesty dzień po ukąszeniu kleszcza wystąpił u mnie rumień wędrowny. 



Wylądowałam w Klinice i jestem na antybiotyku. I tak przez siedem tygodni. Na rumień mam osobny antybiotyk w maści. Po ty czasie zrobią mi ponownie badanie krwi, to się okaże, czy pozbyłam się już tej przeklętej bakterii boreliozy, czy dalej muszę być na antybiotyku.

Natychmiastowe podjęcie leczenia daję szansę na całkowite wyleczenie... I tego się trzymam!

***

Po pół roku niepewności i kolejnych badaniach w Klinice, stwierdzono, że jestem wyleczona całkowicie. Ufff...!!!



Tak wyglądał kleszcz opity krwią naszego psa Aramisa.

***

Zeszłego lata znów jakiś kleszcz wpił się we mnie i prawie w to samo miejsce, co przed laty. Rany, myślałam, że mnie coś trafi... Córki nie było, była na urlopie, syn również. Był późny wieczór, ja okularnica, to też niewiele widziałam, ale przy pomocy lusterek i pincety wyrwałam go razem ze skórą. Bólu nie czułam. Potem ranę zdezynfekowałam wodą utlenioną, czyniąc to wiele razy... Tak na wszelki wypadek. Ale gdy sobie przypomniałam, jak się czułam w trakcie antybiotykoterapii przed laty, zarażona boreliozą, to złapałam za zapalniczkę i dezynfekcję poprawiłam. Uczucie obrzydzenia było tak silne, że nawet bólu od ognia nie czułam.

Na drugi dzień rano z przerażeniem stwierdziłam, że jednak głowa czorta została w środku rany. Przy świetle dziennym wyraźnie widziałam w lusterku czarny punkt. Bez większego namysłu ogniem zdezynfekowałam igłę i zaczęłam grzebać w ranie. Niestety, krew zaczęła z niej lecieć i przysłoniła mi miejsce operacji.

Natychmiast pojechałam więc do lekarza. A ten aż się wystraszył, jak zobaczył to pobojowisko na moich plecach, Na szczęście udało mu się wyciągnąć głowę tego krwiopijcy. Ale co się nagrzebał, to jego... moje też. Bólu jednak nie czułam. Trochę później dopiero. Ale co tam, ważne, że już żadnego obcego ciała w sobie nie miałam.

Potem przez kolejne trzy tygodnie żyłam w strachu, że znów borelioza mnie czeka, ale na szczęście rana się goiła i rumień się nie pojawił.

Na wszelki wypadek jednak codziennie piłam napar z czystka (Cistus incanus), wiem o jego dobroczynnym działaniu od leśników.