Aby
odreagować emocje związane z wyczekiwaniem na wyniki niedzielnych
wyborów prezydenckich (chociaż jestem ich niemalże pewna, ułamek
nadziei jest... i potęguje), co rusz zabawiam się literkami i
zdjęciami z różnych albumów... Zabawę tę na
własny użytek nazwałam: „Na
tropie Światowida i wyobraźni”.
Światowid
to potoczna nazwa boga wojny (Świętowida) o czterech twarzach
zwróconych ku czterem stronom świata. Jego posąg znamy z Arkony
(Rugia), a także ze Zbrucza i Krakowa. Dzisiaj podobne mu posągi
można znaleźć w wielu miejscach na świecie.
Ja
znalazłam tu gdzie mieszkam. Posąg ten (no dobra, a`la posąg), a
właściwie dwa posągi bardzo mi przypominają Światowida. Zostały
wykonane kilka lat temu przez uczniów tut. Gimnazjum i stoją na
szczycie góry — przy głównej leśnej dróżce.
Po prawej
stronie dróżki stoi posąg... OK., rzeźba z dwiema głowami, jedną
na górze, drugą na dole. Po lewej stronie dróżki stoi podobna
rzeźba, tyle że z jedną głową na dole.
Jeśli
się dokładnie przyjrzy tym dwóm rzeźbom, zauważa się, że
stanowią one pewną całość. Świadczą o tym wyrzeźbione na nich
napisy. Na lewej jest napis: „MENSCHEN”, a na prawej: „RECHTE”,
co znaczy w tłum. na język polski: PRAWA CZŁOWIEKA.
Bardzo
mi się one podobają. Mimo iż twarze są pojedyncze, widzę w nich
Światowida, tyle że nie jako boga wojny, a boga pokoju. Tak mi
podpowiada wyobraźnia i moje pacyfistyczne nastawienie do świata.
Jestem urodzoną pacyfistką i przejawy pokoju widzę wszędzie, a
właściwie chcę widzieć wszędzie.
Po
dłuższej zabawie twarze mojego Światowida zaczynam widzieć
zupełnie inaczej. Jak? Jakoś dziwnie skojarzyły mi się z…
Vivaldim i jego jakże ilustracyjną muzyką: „Cztery pory roku”
(Le quattro stagioni). Śmieszne? Może i tak. No ale cóż, ludzie z
wyobraźnią już tak mają, że wszystko po swojemu se wyobrażają.