wtorek, 23 czerwca 2020

Dzień jak co dzień. Tymczasem w Polsce...

Gorąca pogoda w ostatnich dniach sprawiła, że dzisiaj jeszcze wcześniej niż zwykle wybrałam się na kijki do lasu. Lubię rześkie powietrze. Nie znoszę upałów. Kiedy wróciłam, wysiadając z auta, kątem oka zobaczyłam sąsiada na tarasie swojego domu. Na mój widok zawołał:
Pani sąsiadko, że też się pani chce tak z samego rana gnać do lasu! Czasami widzę panią przez okno, kiedy nad ranem, chcąc się czegoś napić, wyłażę na moment z łóżka.
Cóż mu miałam odpowiedzieć, skoro znam go nie od dziś, i wiem, że ciągle narzeka na wszystko i wszystkich. Ze śmiechem zadeklamowałam mu tylko moją poranną motywację:
Świtać zaczyna już dookoła, ze snu się budzi ptaszyna wesoła, zewsząd radosne słychać jej trele... Jazda z wyra! Czas opuścić pościele — i pobiegłam do swoich zajęć.
Gdy weszłam do domu szybko o sąsiedzie zapomniałam. Musiałam przecież śledzić w Internecie sytuację związaną z wyborami prezydenckimi w Polsce. Rzadko oglądam, raczej słucham — w trakcie wykonywania swoich codziennych czynności. Na początek najczęściej TVP Info, bo najlepiej mi odbiera. Ale dla zachowania równowagi psychicznej staram się też chociaż po części słuchać innych programów m.in. w Onecie czy TVN. Po południu robię prasówkę. Czytam co się da. Lubię wiedzieć. Mam więc rozeznanie, co w Polsce i na świecie piszczy, że się tak kolokwialnie wyrażę.

Tymczasem w Polsce gorący okres. Wiadomo, kampania prezydencka dobiega końca, więc wszyscy kandydaci dwoją się i troją, aby ich było na wierzchu. Chociaż te wybory i tak są przesądzone. Tak czuję... Obym się myliła.
Ale jakby nie patrzeć, wg komentatorów sceny politycznej w Polsce (krajowych i zagranicznych), ba, nawet jasnowidzów, rząd po wyborach i tak czeka równia pochyła. Nawet gdy wygra Andrzej Duda. Od kolejnych wydarzeń powyborczych będzie zależało, czy będzie to powolny zjazd, czy przyśpieszony — z poślizgiem... Może być, że i z poślizgiem, wszak wazeliny ci dostatek w szeregach partii wiodącej. Ta, której z różnych powodów nie zdążyli albo nie zdążą na Nowogrodzkiej użyć — z cicha pęk może tak zadziałać.

Gdyby wybory prezydenckie ponownie wygrał Andrzej Duda, nastąpi dopełnienie przejęcia całej sfery publicznej przez jedną partię, a właściwie przez jej lidera, Kaczyńskiego.

Według prof. Wojciecha Sadurskiego (prawnik, filozof, politolog) wtedy będą mogli, tak jak zaplanowali, przejąć resztkę sądów, czyli sterroryzować sędziów i poddać kompletnej czystce. Będą mogli przejąć samorządy lokalne w wielkich miastach i pozbawić ich reszty władzy. Wreszcie, będą mogli przejąć media publiczne. A co trzeba zaznaczyć, oni się wcale z tym nie kryją. Wszak tak właśnie, na modłę turecko-węgierską, chcą/chce dojść do rządów autorytarnych... Ot i cała prawda.
Gdyby wybory wygrał któryś z oponentów Andrzeja Dudy, to jednak nie zakończy ponurego rozdziału autorytaryzmu polskiego, ale to będzie początek jego końca, gdyż nowy prezydent będzie miał w ręku instrumenty i będzie mógł wetować ustawy, a tym samym, pohamować dalszą erozję demokracji. I tak polskie społeczeństwo dobrnie jakoś do kolejnych wyborów parlamentarnych. A wtedy zdecyduje, w którym kierunku Polska ma pójść... Bo obecnie, Polska jest na tej trajektorii, która prowadzi jednoznacznie do despotyzmu cechującego się kompletnym brakiem podziałem władzy, rosnącym autorytaryzmem i pełnym sojuszem państwa z kościołem.

A jak będzie? Zobaczymy. Teraz przyszłość Polski na długie lata jest w rękach wyborców. Trzeba mieć nadzieję, że wybory nie zostaną sfałszowane. Trzeba mieć nadzieję, że kiedy PAD przegra, żadnej zagrywki (wcześniej już wymyślonej) Kaczyński nie odważy się wprowadzić w czyn.