Gorąca
pogoda w ostatnich dniach sprawiła, że dzisiaj jeszcze wcześniej
niż zwykle wybrałam się na kijki do lasu. Lubię rześkie
powietrze. Nie znoszę upałów. Kiedy wróciłam, wysiadając z
auta, kątem oka zobaczyłam sąsiada na tarasie swojego domu. Na mój
widok zawołał:
— Pani
sąsiadko, że też się pani chce tak z samego rana gnać do lasu!
Czasami widzę panią przez okno, kiedy nad ranem, chcąc się czegoś
napić, wyłażę na moment z łóżka.
Cóż mu
miałam odpowiedzieć, skoro znam go nie od dziś, i wiem, że ciągle
narzeka na wszystko i wszystkich. Ze śmiechem zadeklamowałam mu
tylko moją poranną motywację:
— Świtać
zaczyna już dookoła, ze snu się budzi ptaszyna wesoła, zewsząd
radosne słychać jej trele... Jazda z wyra! Czas opuścić pościele
— i pobiegłam do swoich zajęć.
Gdy
weszłam do domu szybko o sąsiedzie zapomniałam. Musiałam przecież
śledzić w Internecie sytuację związaną z wyborami prezydenckimi
w Polsce. Rzadko oglądam, raczej słucham — w trakcie wykonywania
swoich codziennych czynności. Na początek najczęściej TVP Info,
bo najlepiej mi odbiera. Ale dla zachowania równowagi psychicznej
staram się też chociaż po części słuchać innych programów
m.in. w Onecie czy TVN. Po południu robię prasówkę. Czytam co się
da. Lubię wiedzieć. Mam więc rozeznanie, co w Polsce i na świecie
piszczy, że się tak kolokwialnie wyrażę.
Tymczasem
w Polsce gorący okres. Wiadomo, kampania prezydencka dobiega końca,
więc wszyscy kandydaci dwoją się i troją, aby ich było na
wierzchu. Chociaż te wybory i tak są przesądzone. Tak czuję...
Obym się myliła.
Ale jakby
nie patrzeć, wg komentatorów sceny politycznej w Polsce (krajowych
i zagranicznych), ba, nawet jasnowidzów, rząd po wyborach i tak
czeka równia pochyła. Nawet gdy wygra Andrzej Duda. Od kolejnych
wydarzeń powyborczych będzie zależało, czy będzie to powolny
zjazd, czy przyśpieszony — z poślizgiem... Może być, że i z
poślizgiem, wszak wazeliny ci dostatek w szeregach partii wiodącej.
Ta, której z różnych powodów nie zdążyli albo nie zdążą na
Nowogrodzkiej użyć — z cicha pęk może tak zadziałać.
Gdyby
wybory prezydenckie ponownie wygrał Andrzej Duda, nastąpi
dopełnienie przejęcia całej sfery publicznej przez jedną partię,
a właściwie przez jej lidera, Kaczyńskiego.
Według
prof. Wojciecha Sadurskiego (prawnik, filozof, politolog) wtedy będą
mogli, tak jak zaplanowali, przejąć resztkę sądów, czyli
sterroryzować sędziów i poddać kompletnej czystce. Będą mogli
przejąć samorządy lokalne w wielkich miastach i pozbawić ich
reszty władzy. Wreszcie, będą mogli przejąć media publiczne. A
co trzeba zaznaczyć, oni się wcale z tym nie kryją. Wszak tak
właśnie, na modłę turecko-węgierską, chcą/chce dojść do
rządów autorytarnych... Ot i cała prawda.
Gdyby
wybory wygrał któryś z oponentów Andrzeja Dudy, to jednak nie
zakończy ponurego rozdziału autorytaryzmu polskiego, ale to będzie
początek jego końca, gdyż nowy prezydent będzie miał w ręku
instrumenty i będzie mógł wetować ustawy, a tym samym, pohamować
dalszą erozję demokracji. I tak polskie społeczeństwo dobrnie
jakoś do kolejnych wyborów parlamentarnych. A wtedy zdecyduje, w
którym kierunku Polska ma pójść... Bo obecnie, Polska jest na tej
trajektorii, która prowadzi jednoznacznie do despotyzmu cechującego
się kompletnym brakiem podziałem władzy, rosnącym autorytaryzmem
i pełnym sojuszem państwa z kościołem.
A jak
będzie? Zobaczymy. Teraz przyszłość Polski na długie lata jest w
rękach wyborców. Trzeba mieć nadzieję, że wybory nie zostaną
sfałszowane. Trzeba mieć nadzieję, że kiedy PAD przegra, żadnej
zagrywki (wcześniej już wymyślonej) Kaczyński nie odważy się
wprowadzić w czyn.