Strasznie
bulwersuje mnie ludzka zawiść, brak tolerancji, pruderia,
wścibstwo, łatwość wydawania osądów, krytykanctwo,
znieczulica, chamstwo… i… i na tym chyba zakończę tę
wyliczankę, choć mogłabym jeszcze wyliczać i wyliczać. Myślę,
że takie i inne przywary ludzkie denerwują większość z nas... To
po co mi je dalej wyliczać? A jest ich ogromna kolekcja. Dodam już
tak tylko ogólnie: i wszelkie tego typu ułomności ludzkich
charakterów.
Najbardziej
denerwuje mnie, kiedy słyszę z jaką łatwością jeden drugiemu
przypina łatkę. Bo taka łatka najczęściej nie ma nic wspólnego
z prawdą. No, może czasem jedynie z ziarenkiem prawdy. A to
wścibstwo? To wtykanie nosa w nie swoje sprawy? O rany! Najchętniej
bym takim coś ekstra pod nos wetknęła. A niech się nawąchają,
skoro już muszą węszyć tym swoim nochalem na lewo i prawo i
wtykać go tam gdzie nie trzeba. Czyli w czyjeś życie. A wiadomo,
że najbardziej wtykają ci, którzy są niezadowoleni z własnego
życia, i by się nim nie wnerwiać, by choć na chwilę o nim
zapomnieć, z lubością zajmują się roztrząsaniem życia innych.
Najgorsze
są te plotkary siedzące całymi dniami w oknie z biustami
wyeksponowanymi na parapecie i z głowami chodzącymi wte i wewte
niczym peryskopy. Te panie z lubością obserwują wszystko i
wszystkich. Zwłaszcza: kto i w jakim stanie przechodzi pod ich
oknami. Obserwacja to ich wielka pasja. Pod obstrzałem ich spojrzeń
nie sposób przejść całkiem obojętnie. Aż ciarki po plecach
przechodzą, czując ich lustrujące spojrzenia. Albo jeszcze te, no…
no dobra, nie będę je nazywać po ich nowym imieniu, ale powiem
jedynie ogólnie: te stare dewotki, co to do kościoła latają jak
kot z pęcherzem... i to bynajmniej nie z powodu głębokiej wiary.
Chryste, strach do kościoła wejść. Bo też pod tak skumulowanym
obstrzałem ich spojrzeń można trupem paść… I to gdzie?, w
kościele!
Od lat
jeżdżę po świecie i poznałam już wiele ludzi różnych
narodowości, to też z pełnym przekonaniem stwierdzić mogę, iż
to przede wszystkim Polacy mają taką wścibską i krytykancką
naturę. Lubią wszystko o wszystkich wiedzieć i każdą zdobytą
informację szybko podać dalej. Choć takie prowincjonalne, pachnące
dulszczyzną zainteresowanie nie wzbogaca intelektualnie, to jednak
zaspokaja głód wiedzy o innych ludziach. A Polacy bardzo głodni są
takiej wiedzy. Wiedzy, którą potem przerabiają wg własnej modły
i jak najszybciej przekazują światu. Ha, bo to przecież wspaniała
rzecz, taka wiedza. Zwłaszcza dla takich bab — wyżej
wymienionych. Bo takie babska, kiedy tylko posiądą jakąś wiedzę
o innych, czują tak ogromną satysfakcję, że to one jako pierwsze
o czymś wiedzą, że zaraz pędzą od jednej baby do drugiej, by z
dumą wiedzę tę przekazać. No wręcz muszą, bo inaczej, nadmiar
nagromadzonych emocji by je rozerwał, gdyby upustu jej nie dały.
W
Niemczech, gdzie mieszkam od ponad 30 lat, jest zupełnie inaczej.
Ludzie nie interesują się prywatnym życiem innych. Nie obchodzi
ich, kto z kim żyje, czy ma dzieci, czy ma lepsze auto, czy lepszy
dom, czy na bardziej egzotycznych wczasach był, wreszcie, czy chodzi
do kościoła, czy jest wierzący, czy też nie. Oprócz porządku i
ogólnej czystości, to była kolejna rzecz, która mi się tu w
Niemczech od razu spodobała. Naprawdę, tak tu jest. Demokracja
pełną gębą. Na pewno są gdzieś tam jakieś wyjątki, ale jak
już, to niezbyt rzucające się w oczy. No OK., przyznam się jednak
bez bicia, że raz mi się taki jeden rzucił, i to nawet bardzo...
Już
opowiadam: Kiedy muszę coś załatwić w mieście, albo zrobić
zakupy, jeżdżę autem, a jak wracam do domu, przejeżdżam zbiegiem
ulic w kształcie litery „T”, no i skręcając w lewo u zbiegu
tych ulic, na wprost mojego nosa, widzę ogromniastą kamienicę, a w
jednym z jej okien, prawie zawsze pewną damę o dość puszystych
kształtach. Dama ta swoją cielesnością wypełnia całe okno,
trudno więc jej nie zauważyć. Jej szyja pracuje na wysokich
obrotach, to też dama kręci głową we wszystkich kierunkach,
obserwując co się na ulicy dzieje. Nieraz sobie myślałam, że to
taki polski widoczek… Kto wie, czy to nie Polka. No i właśnie
wczoraj miałam okazję się przekonać, kto zacz. Weszłam akurat do
sklepu i nagle słyszę za plecami czyjś głos. Odwracam się
natychmiast z uśmiechem, bo głos mówił po polsku. A ja zawsze
radośnie reaguję na polską mowę. I co się okazało? Okazało
się, że głos ten należał właśnie do tej damy z okna. Od razu
ją rozpoznałam… i nawet się ucieszyłam, a uśmiech rozjechał
mi się na twarzy od ucha do ucha. Niestety. Mina mi jednak szybko
zrzedła, kiedy do mnie dotarło, co ona mówi:
— Dzień
dobry pani! —
usłyszałam jej rozpromieniony głosik. —
Często panią widzę, jak pani jeździ samochodem, no i zawsze widzę
panią samą, nieraz tylko z jakimiś dziećmi. Nie ma pani męża?
No
nie, no ludzie… trzymajcie mnie! Na dzień dobry z takim pytaniem?
Tak od razu? Bez nijakiego pardonu? Co za babsztyl?! Za grosz
kultury! Tak mnie wkurzyła tym swoim bezpardonowym wścibstwem, że
jej od razu wypaliłam:
— Ależ
proszę pani, a po cóż mi mąż? Miałam kiedyś dwóch i obu w
zaświaty wyprawiłam —
i zaśmiałam się perliście, mówiąc dalej: —
Miło mi było panią poznać, ale teraz akurat nie mam czasu na
rozmowy. Koniecznie muszę coś załatwić. Do widzenia pani!
Odwróciłam
się na pięcie, i zniesmaczona, szybko wyszłam ze sklepu. Bez
zakupów oczywiście. Na zakupy pojechałam do innego sklepu.
Poczułam
się tak, jakbym w Polsce była… Serio! I tak sobie teraz myślę,
że choć wielu z nas Polaków jest po porządnej kindersztubie i nie
ma takiej wścibskiej natury, to jednak dużo z tej natury w nas
tkwi… Zaraz, coś to nie tak zabrzmiało… No to inaczej. Chciałam
powiedzieć, że choć sami wścibscy nie jesteśmy, to jednak
wścibstwem się przejmujemy. Ja osobiście na pewno już nie tak,
jak wtedy, kiedy jeszcze w Polsce żyłam. Łapię się jednak na
tym, że czasami mnie jednak to obchodzi, co inni o mnie powiedzą. Przynajmniej w jakiś maluteńkim
stopniu. Zwłaszcza, kiedy w Polsce jestem. Wiele jest takich osób,
które w podobny sposób reaguje na tę naszą typowo polską
przywarę. Wiem o tym z rozmów z moimi polskimi znajomymi. Jestem
pewna, że wiele osób przyzna mi rację, iż ciągle drzemie w nich
ta obawa: —
„A co ludzie powiedzą?” Może nie każdy przyzna się do tego
otwarcie, ale w duszy, przed samym sobą, z pewnością.
Przykładem polskiego wścibstwa jest chociażby skecz
kabaretu Neo-Nówka pt. „Okno”. Typowy okienny monitoring.