Mam szczególny sentyment do drzew. W dzieciństwie służyły mi jako miejsce wspaniałych zabaw. A było ich bez liku. I z dzieciakami z sąsiedztwa i w pojedynkę. Miałam też mały prowizoryczny (poniemiecki) domek na klonie w ogrodzie, który pięknie sobie urządziłam przeróżnymi mebelkami, firaneczkami i poduchami. Mała figurka aniołka się nawet w nim pyszniła.
Natomiast w dorosłości drzewa służą mi do podziwiania i jako wspaniały cień w upalne dni, ale nade wszystko — do dendroterapii.
Dobroczynne działanie drzew znane jest od wieków. Współcześnie potwierdziły je także wieloletnie badania naukowe.
Drzewa są antenami energii Wszechświata. Kumulują ją w sobie i następnie emitują w subtelny sposób, mający kojący wpływ na ludzki organizm. Przytulanie się do nich, by zaczerpnąć tej energii, nazywane jest właśnie — dendroterapią.
Tu tylko tak ogólnie rzecz ujmuję. Obszernie pisałam na jej temat (z wyszczególnieniem właściwości leczniczych niektórych drzew) w poście pt. "Dendroterapia. Poprzez przyjemność ku zdrowotności".