Co roku,
gdzieś tak w połowie lutego, zaczynam wyczuwać nadchodzącą
wiosnę. I choć za oknem bywa różnie, czasem śnieżno, czasem
mroźno, czasem jedno i drugie, to ja i tak ją czuję. Nie tylko
nosem, całą sobą. A wyczuwam ją najlepiej oczywiście na łonie
natury.
Miło
jest czuć, ale jeszcze milej jest widzieć. Dlatego też w ostatnich
dniach szukam w lasach jej
pierwszych wizualnych oznak.
Niestety,
przyznam szczerze, że do dziś dnia jeszcze ich tam nie znalazłam.
Jej rychłe nadejście czuję jednak nadal.
Coś
takiego! Pierwszych oznak wiosny szukałam po lasach, a tu u mnie w
ogrodzie taka piękna oznaka. Znalazłam ją dzisiaj o 7 rano, kiedy
wychodziłam z pieskiem do lasu na „odsiusianie”. Piękne
kwiatuszki. Przebiśniegi. Jeszcze całe w porannej rosie. No, to
teraz już tylko bocianów wypatrywać… i Pani Wiosny.
Wnet
pożegnamy i kalendarzową zimę. Była krótka i trochę dziwaczna,
to fakt, ale może już zacząć zwijać swoje podwoje. Tęsknić za
nią aż tak bardzo nie będę, ale tylko dlatego, że po niej
przychodzi najpiękniejsza pora roku. Moja ulubiona.
Odchodząca zima pozostanie jednak w mojej pamięci i
jako piękne tło na wielu zdjęciach.
Póki
co:
Niech
każdy dzionek będzie radosny,
trzymajmy
się zdrowo… i byle do wiosny!
Z
cyklu: "Co
w przyrodzie piszczy"