Dobroczynny
wpływ światła na zdrowie znany jest od stuleci. Już
starożytni medycy wiedzieli, że najlepszym lekarstwem na poprawę
samopoczucia jest światło słoneczne i swoim pacjentom zalecali jak
najczęściej zwracać oczy w kierunku słońca.
I
my, ludzie XXI wieku, też o tym wiemy. Dzięki nauce wiemy jeszcze
więcej. O tej wiedzy przypominamy sobie zwłaszcza w okresie
jesienno-zimowym, kiedy to niedobór światła słonecznego zaczyna
źle wpływać na nasze samopoczucie. Niektórzy
z nas jakoś sobie radzą i aż tak mocno nie odczuwają skutków
niedoboru światła słonecznego. Zwłaszcza
ci, którzy mimo złej aury za oknem często bywają na dworze. Ja
należę do takich właśnie osób i rzadko mam złe samopoczucie.
Jednak wiele osób w tym
okresie czuje się naprawdę źle. Niektóre wręcz cierpią na tzw.
depresję sezonową.
Wiele
jest też i takich osób, które generalnie są podatne na depresję,
więc w okresie jesienno-zimowym czują się jeszcze gorzej.
Specjaliści uważają, że nic w tym dziwnego, bowiem istnieje
ścisły związek między występowaniem depresji a ilością światła
dziennego. Odpowiedzialna jest za to m.in. serotonina, zwana hormonem
szczęścia. U osób cierpiących na depresję bardzo często
odnotowuje się jej niski poziom, podczas gdy światło stymuluje jej
wydzielanie. I koło się zamyka.
Korzystajmy
więc z promieni słonecznych jak najczęściej. Kiedy tylko się da.
Bo warto... dla zdrowia. Dla lepszego własnego samopoczucia, a w
konsekwencji, dla lepszego samopoczucia całej rodziny.
Mam
taką znajomą, która jest właśnie podatna na depresję i co roku
o tej porze jest wręcz nie do życia. Ciągle żali się, że dręczy
ją uczucie smutku i jakieś nieuzasadnione
lęki. Mówi, że ma trudności z koncentracją, jest ciągle ospała,
drażliwa i obolała. Zwłaszcza plecy ma obolałe. Szybko też wpada
w gniew i brakuje jej motywacji do działania. Według niej —
wszystko jest beznadziejne. Do tego wszystkiego, jak mówi, ma
nadmierny apetyt na słodycze, którymi zajada swoje złe
samopoczucie. I jaki jest tego efekt? Z roku na rok jest coraz
bardziej otyła.
Uważam,
że w dzisiejszych czasach nie powinniśmy tak szybko poddawać się
sezonowej depresji. Dzisiaj jest na nią rada. Fototerapia, czyli
światłolecznictwo.
Nowoczesna metoda leczenia światłem w naturalny sposób wpływa na
komórki krwi i tkanek. Pobudza procesy regeneracyjne organizmu i
wzmacnia jego system odpornościowy. W fototerapii używa się
specjalnych lamp, które emitują światło białe i doskonale
uzupełniają niedobory światła słonecznego, lecząc tym samym
objawy depresji sezonowej.
Na
czym więc polega ta terapia światłem? Otóż polega na codziennym
naświetlaniu oczu specjalną lampą przeznaczoną do fototerapii.
Siadamy sobie wygodnie przed lampą w odległości około pół metra
i co chwilę spoglądamy na nią. W tym czasie możemy sobie na
przykład czytać książkę lub gazetę. Aby uzupełnić niedobór
światła naturalnego wystarczą dwa seanse dziennie — rano i
wczesnym wieczorem. Każdy powinien trwać od 30 do 60 minut.
Terapeuci
twierdzą, że fototerapia jest bardzo skuteczna i szybko przynosi
efekty. Już po paru dniach jej stosowania odczuwa się ulgę i
poprawę nastroju, zmniejsza się też senność i stabilizuje się
apetyt. A co też bardzo
ważne, jest o wiele tańsza od farmakoterapii, a samo
naświetlanie lampą jest bardzo wygodne, ponieważ można je
stosować w warunkach domowych. Jest też
bezbolesne i nie niesie ze sobą niebezpieczeństwa oparzenia skóry,
ponieważ lampy nie emitują promieniowania ultrafioletowego. Objawy
niepożądane, jak podrażnienie oczu, czy ból głowy, występują
sporadycznie i dają się szybko wyeliminować poprzez skrócenie
czasu naświetlania i zwiększenie odległości od źródła światła.
Fototerapia nie może być stosowana jedynie u osób zażywających
leki wywołujące nadwrażliwość na światło oraz ze schorzeniami
narządu wzroku.
Są
również lampy emitujące ściśle określoną długość fal —
odpowiadającą czystym kolorom. Terapeuci stosujący tę metodę
twierdzą, że wpływ kolorowego światła ma bardzo korzystny wpływ
dla organizmu. I tak, światło:
— czerwone:
odpręża,
uspokaja, utrzymuje energię fizyczną i psychiczną w
stanie
równowagi, wspomaga przemianę materii, łagodzi ból i
zmęczenie.
— pomarańczowe:
ogrzewa,
łagodnie odpręża, likwiduje skurcze.
— żółte:
wzmacnia organizm, pobudza układ
trawienny wzmacnia odporność
nerwową.
—
zielone:
przywraca
równowagę, uspokaja, likwiduje napięcia i bóle, daje
głęboki
spokój.
— niebieskie:
działa
uspokajająco, uśmierza ból, chłodzi, wycisza.
—
fioletowe:
pobudza system odpornościowy, koi
nerwy, wspomaga wysiłek umysłowy,
odpręża,
łagodzi podrażnione nerwy.
Mnie
najbardziej odpowiada światło czerwone
i niebieskie.
Mam taką specjalną lampę i czasami jej używam, zmieniając sobie
kolory w zależności od nastroju i samopoczucia.
Kiedy
oglądam telewizję, w kąciku zapalam czerwone światło. Niebieskie
światło rzadziej. Wtedy tylko, kiedy jestem totalnie zmęczona. Na
szczęście zbyt często mi się to nie zdarza.
Wspaniałe
efekty daje również leczenie podczerwienią, czyli promieniowaniem
podczerwonym, którego podstawową cechą jest działanie
rozgrzewające. Stosuje się ją w zasadzie w fizykoterapii, ale ona
ma przecież także nieoceniony wpływ na poprawę samopoczucia Do
emisji podczerwieni stosuje się najczęściej lampę sollux.
Promieniowanie tej lampy powoduje rozgrzanie i rozszerzenie naczyń
krwionośnych, a co za tym idzie, wzmaga ukrwienie i przemianę
materii, a przede wszystkim, zmniejsza napięcie mięśni.
Dobroczynne działanie tej lampy znam doskonale i nieraz jej używam.
Niekiedy też i w celach kosmetycznych. Parę dni temu pożyczyłam
ją mojej znajomej, o której wspominałam wyżej. Mam nadzieję, że
i jej pomoże... No, przynajmniej na obolałe plecy. A to już, bądź
co bądź, jedna dolegliwość mniej.
Jestem
zdania, że przy wszystkich dolegliwościach, czy to natury
fizycznej, czy psychicznej, i tak najważniejsze jest to, by samemu
chcieć sobie pomóc, inaczej żadne leczenie nie odniesie pożądanego
skutku.