środa, 25 marca 2020

Jedna jaskółka...

Jedna jaskółka wiosny może nie czyni, ale zachwyca. Zwłaszcza w locie. I to właśnie w locie, jedną piękną jaskółkę potrąciło dziś jadące przede mną auto… i pojechało dalej. Kiedy to zobaczyłam, zatrzymałam się natychmiast i pobiegłam jej na ratunek. Biedulka na szczęście żyła. Drżała na całym swoim malutkim ciałku. Wzięłam ją do ręki i przeniosłam z ulicy na pobliski skwer. Nie mogłam pozwolić na to, żeby ją inne auto rozjechało. Zastanawiałam się, co mam z nią dalej począć. Nie chciałem jej straszyć swoją osobą, wycofałam się więc do auta, aby tam się zastanowić. Zanim się jednak wycofałam, na wszelki wypadek zrobiłam jej zdjęcie i przykryłam chusteczką higieniczną. Chciałam by było jej w miarę ciepło, a przede wszystkim, żeby jej jakiś kot nie przyuważył.




Kiedy tak siedziałam w aucie, myśląc intensywnie co zrobić (był wczesny ranek, sobota, do weterynarza daleko), zauważyłam nagle, że chusteczka higieniczna rusza się i jaskółka zaczyna się powoli spod niej wyłaniać. Biedulka zatrzepotała parę razy skrzydełkami na sucho, ale już po krótkiej chwili uniosła się w powietrze. Wyżej, coraz wyżej. Przyfrunęła nad moje auto, zatoczyła nad nim dwa koła… i odleciała. Och, jaka byłam szczęśliwa!

Przypomniała mi się wtedy stara piosenka Stana Borysa: "Jaskółka uwięziona" (śpiewana też pięknie przez Natalię Sikorę... o, ona też ptaszek), i nucąc ją ("...Jaskółka czarny sztylet, wydarty z piersi wiatru. Nagła smutku kotwica, z niewidzialnego jachtu…”), pojechałam w swoją stronę.