niedziela, 13 sierpnia 2023

Konie w maskach pasą się na łące

Na moich rowerowych wędrówkach mam okazję podziwiać wiele wspaniałych, przykuwających wzrok rzeczy, związanych przede wszystkim z florą i fauną. Za każdym też razem z takich wędrówek przywożę do domu masę zdjęć. Tym razem przywiozłam najwięcej zdjęć koni. Bo też koni tu na pastwiskach pasie się bardzo dużo. A ja kocham konie.

Niektóre podziwiam z daleka, a przy niektórych się zatrzymuję i robię im sesję zdjęciową. Dzisiaj sfotografowałam tylko parę koni, by później na monitorze komputera przyjrzeć się im dokładniej i obejrzeć ich wspaniałe, jakże pomysłowe maski.

Zawsze jest mi bardzo żal tych koni, które zmuszone są walczyć z chmarą natrętnych much siadającym im na pyskach i pchającym się bezczelnie im do oczu, uszu i nozdrzy. Biedne paść się spokojnie nie mogą, bo ciągle muszą trzepać głowami, aby się od nich opędzić. A te wredne muszyska i tak zaraz wracają. Czasami pomagam im i gałęzią przepędzam te nachalne małe potwory, ale to też nie na długo przynosi im ulgę.

Dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam je w maskach. Cóż za idealny pomysł! Chwała temu, co je wymyślił. Teraz konie mogą się spokojnie paść i muchy mogą im co najwyżej na zad skoczyć... No!

Już z daleka zauważyłam, że jeden koń na mój widok zaczął iść w moim kierunku. Szybko podjechałam do niego i zeskoczyłam z roweru. Konik tak jakby coś chciał ode mnie. Nie od razu skumałam, w czym rzecz, ale po chwili, kiedy zobaczyłam, jak muchy pchają mu się do nozdrzy, zaskoczyłam. Otóż jego maska, pewnie od gryzienia wysokiej trawy, podwinęła się i muszyska znów miały używanie.



Obciągnęłam mu ją natychmiast na miejsce. Konik zadowolony postał chwilkę jeszcze przy mnie, po czym się odwrócił i spokojnie oddalił się do swoich towarzyszy celem dalszego pałaszowania trawy.



Ja też byłam zadowolona, że spełniłam dobry uczynek, i też jeszcze przez chwilkę postałam, robiąc konikom zdjęcia, po czym się głośno z nimi pożegnałam i ruszyłam w dalszą drogę.