Zanim las zmieni swą barwę z zielonej na różne odcienie żółci i czerwieni, obserwuję, co się w nim dzieje. No i widzę, że zmiany już zachodzą, pomału i cichutko, ale stanowczo i nieodwracalnie. Zwierzęta i roślinność swoim sposobem zaczynają się już przygotowywać na chłodne i słotne dni jesieni.
Tym razem zwróciłam uwagę przede wszystkim na ślimaki winniczki, bo wszędzie było ich pełno. Wędrowały wytrwale po dróżkach, po ścieżynkach i w ogóle się mną nie przejmowały.
Ślimaczek winniczek lubi wędrować...
Nosi domek z sobą, by w nim się chować:
w razie zagrożenia, czy zwykłej senności,
lub od nieproszonych i natrętnych gości.
Jest jeszcze coś, co w ich zachowaniu zwróciło moją uwagę szczególnie, i to już dużo wcześniej. A mianowicie to, że, nie wiedzieć czemu, zaczęły się wspinać. Po drzewach i po pieńkach. Nawet na elewacji mojego domu od strony ogrodu przyuważyłam takiego jednego wędrowca wytrwale podążającego ku górze.
Czy jest jakieś wytłumaczenie tych ich alpinistycznych podróży? Odpowiedzi szukałam w Internecie, ale nie znalazłam. Znalazłam jedynie stwierdzenie, że mają takie skłonności.
Dlaczego więc ślimaczki winniczki się wspinają?
Ślimaczki winniczki się czasem wspinają,
bo chcą być bliżej nieba, co wręcz uwielbiają.
No, i wytłumaczyłam... Przy okazji serfowania po Internecie natrafiłam też na fajny dowcip o wspinającym się ślimaku:
„Siedzi facet w oknie na czwartym piętrze, a tu ślimak wpełza na parapet; pstryknął więc nieproszonego gościa, tak że ten spadł na ziemię. Mijają trzy lata, dzwonek do drzwi; koleś otwiera, a tam ślimak siedzi na dzwonku i mówi: „Ty, gościu, to przed chwilą — co to miało znaczyć?”.
Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"