środa, 30 sierpnia 2023

Pszczoły mają ogromny wpływ na życie człowieka

Pszczoły, te malutkie owady, nie tylko produkują miód, który znamy jako jeden z głównych produktów antybakteryjnych, ale też zapylają ponad osiemdziesiąt procent roślin. Swoją wytrwałą i ciężką pracą, przenosząc pyłek, zwiększają jakość i ilość plonów. Bez nich i ich zapylania rozwój roślin byłby niemożliwy.


Pszczoły jak jedna lubią swoje życie

i z kwiatka na kwiatek pofruwać w lecie.

A choć to fruwanie to ciężka praca*,

każda wie dobrze, że praca popłaca.



*Pszczoły potrafią fruwać z szybkością 32 km/h.


Niestety w ostatnich latach zauważa się masowe wymieranie nawet całych rojów pszczelich, co spowodowane jest coraz trudniejszymi warunkami panującymi w środowisku naturalnym. Za co oczywiście my ludzie jesteśmy odpowiedzialni. A, jak szacują naukowcy, gdy wymrą pszczoły na naszej planecie, ludzkość zginie zaledwie cztery lata po nich.



W ostatnich dziesięcioleciach proces zatruwania środowiska coraz bardziej postępuje i pszczoły padają jedna po drugiej. Mało tego, bo okazuje się, jak twierdzą naukowcy, że też i fale telefonii komórkowej są niebezpieczne dla pszczół, ponieważ zakłócają ich system nawigacyjny, uniemożliwiając im tym samym powrót do ula.



Jako ciekawostkę dodam, że jedna pszczoła w ciągu całego swojego życia wytwarza małą łyżeczkę miodu. Natomiast do wyprodukowania jednego kilograma miodu, pszczoły muszą przysiąść na kwiatach około cztery miliony razy. A życie pszczół jest niestety niezwykle krótkie. Pszczoły robotnice żyją przeciętnie pięć do sześć tygodni. Matka pszczela zaś może przeżyć nawet pięć lat... Hmm, niezbyt to sprawiedliwe. No cóż, widać, że nawet w ulu sprawiedliwości nie ma.


Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"


wtorek, 29 sierpnia 2023

Papież Franciszek szokuje Świat kolejny raz

W obliczu tak wielkiej tragedii Narodu Ukraińskiego słowa Ojca Świętego bardzo mną wstrząsnęły. Jak to możliwe, żeby Głowa Kościoła Katolickiego mogła je wypowiedzieć?

Niestety to prawda! Papież Franciszek 25 sierpnia wypowiedział je m.in. za pośrednictwem transmisji wideo w kazaniu skierowanym do młodych Rosjan w trakcie Dni Młodzieży trwających w Petersburgu... Ręce opadają!



Dopisek z dnia 1.09.2023


PRAWDZIWI KATOLICY, LUDZIE DOBREJ WOLI nie milczą... A ci, co milczą to albo są tchórzami do n-tej potęgi, albo dają nieme przyzwolenie na taki stan rzeczy.

Pozwolę sobie przytoczyć w tym miejscu trafne słowa Joanny Szczepkowskiej:

"Bez względu na to czy papież to idiota, jest chory na demencję czy nie douczony z historii , czy to Argentyńczyk nienawidzący USA czy jakiekolwiek inne są przyczyny słów do rosyjskiej młodzieży żeby szła naprzód nie zapominając o wielkiej Rosji - jest twarzą Kościoła Katolickiego. I ta twarz teraz tak wygląda. Słowa już nic nie znaczą. To co powiedział do Rosjan jest czynem. Jest nawoływaniem do zbrodni w imię narodowej pychy. Bo jak inaczej ma zrozumieć to rozmodlony młody rosyjski katolik? Ma iść naprzód wzorem carycy Katarzyny. Rozgrzeszenie już jest. A co na to polscy biskupi? Nic. Więc nie chodzi już o stan umysłu obecnego papieża. Chodzi o stan umysłu kościoła".

Rzeczywiście trudno oprzeć się wrażeniu, że według Papieża Franciszka wszystko jest okay, że codziennie giną Ukraińcy, bo giną w imię Wielkiej Rosji. 


poniedziałek, 28 sierpnia 2023

Witaj szkoło! Czy aby na wesoło?


Żniwa się skończyły,

ptaszęta zamilkły,

z drzew pożółkłe liście

opadać zaczęły.


Co tego powodem?

Któreś dziecko spyta...

— Tak lato się kończy,

wnet jesień zawita.


Zacznie się też szkoła

i będzie wesoło (?).

Czarnek o to zadba,

powtarza tak wkoło.


Lecz kiedy się jesień

już na dobre umości,

Czarnek precz odejdzie,

sprawi ful radości.


Szkoła wnet powróci

na właściwe tory,

na zawsze odrzuci

jego system chory.


Wtedy już prawdziwie

szkoła będzie szkołą,

nie jak do tej pory

pisowską stodołą.


Optymizm zapanuje

wśród nauczycieli,

MEN szybko powróci,

mądry system wcieli.


Radość znów zagości

w każdej polskiej szkole,

Dzieci w mig zapomną

o każdym z PiS matole.



A w lesie ślimacze dziwy

Zanim las zmieni swą barwę z zielonej na różne odcienie żółci i czerwieni, obserwuję, co się w nim dzieje. No i widzę, że zmiany już zachodzą, pomału i cichutko, ale stanowczo i nieodwracalnie. Zwierzęta i roślinność swoim sposobem zaczynają się już przygotowywać na chłodne i słotne dni jesieni.

Tym razem zwróciłam uwagę przede wszystkim na ślimaki winniczki, bo wszędzie było ich pełno. Wędrowały wytrwale po dróżkach, po ścieżynkach i w ogóle się mną nie przejmowały.



Ślimaczek winniczek lubi wędrować...

Nosi domek z sobą, by w nim się chować:

w razie zagrożenia, czy zwykłej senności,

lub od nieproszonych i natrętnych gości.


Jest jeszcze coś, co w ich zachowaniu zwróciło moją uwagę szczególnie, i to już dużo wcześniej. A mianowicie to, że, nie wiedzieć czemu, zaczęły się wspinać. Po drzewach i po pieńkach. Nawet na elewacji mojego domu od strony ogrodu przyuważyłam takiego jednego wędrowca wytrwale podążającego ku górze.

Czy jest jakieś wytłumaczenie tych ich alpinistycznych podróży? Odpowiedzi szukałam w Internecie, ale nie znalazłam. Znalazłam jedynie stwierdzenie, że mają takie skłonności.



Dlaczego więc ślimaczki winniczki się wspinają?

Ślimaczki winniczki się czasem wspinają,

bo chcą być bliżej nieba, co wręcz uwielbiają.


No, i wytłumaczyłam... Przy okazji serfowania po Internecie natrafiłam też na fajny dowcip o wspinającym się ślimaku:

Siedzi facet w oknie na czwartym piętrze, a tu ślimak wpełza na parapet; pstryknął więc nieproszonego gościa, tak że ten spadł na ziemię. Mijają trzy lata, dzwonek do drzwi; koleś otwiera, a tam ślimak siedzi na dzwonku i mówi: „Ty, gościu, to przed chwilą — co to miało znaczyć?”.


Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"


niedziela, 27 sierpnia 2023

Kaczorek jak pacjent z Tworek


Na Żoliborzu trzęsionka wielka,

wódz nie opuszcza swego kibelka.

Trzęsąc się mocno na całym ciele,

co rusz popija Grossowej ziele.


Trwoga dopada go zwłaszcza nocą,

cały się trzęsie, ręce się pocą.

Myśl o wyborach paraliżuje

i rozwolnienie wciąż wywołuje.


Na kiblu siedzi i głośno wzdycha:

Muszę się pozbyć tego oprycha!

Jam wódz największy, idź w diabły Tusku,

ty podły niemcu, ty podły rusku!

Czekaj no tylko, ja ci pokażę!

Ja cię volksdeutschu na Sybir skażę...


Tak każdej nocy walczy Kaczorek,

w końcu usypia, jak pacjent z Tworek.



(zdjęcie z Internetu)


Zbyt długi urlop może mieć wpływ na zdrowie


Na urlopie wspaniale jest

i ja to wiem, choć żem pies,

lecz i urlop znużyć może...

Chcę do domu! Pókim w humorze!




piątek, 25 sierpnia 2023

Międzynarodowy Dzień Psa... i Psiarzy

Dzień ten został ustanowiony w 2004 roku i obchodzony jest oczywiście na całym świecie. Obchodom tym przyświeca jeden cel — uhonorowanie najlepszego przyjaciela człowieka, oddanego, wiernego towarzysza. Wszak psy od wieków są nieodzowną częścią naszego życia. Pełnią wiele różnych ról. Od stróżów, ratowników, przewodników dla osób niewidomych, aż po najwierniejszych ze wszystkich zwierząt towarzyszy w naszym dniu codziennym.

To święto wszystkich psów, zarówno rasy mieszanej, jak i czystej. Kto kocha psy, wie doskonale, jaką rolę odgrywają w społeczeństwie i jakże pozytywny wpływ mają na ludzkie życie.

Warto w tym dniu również przypominać, z jakimi wyzwaniami na co dzień mierzy się wiele z nich w niektórych krajach. Tu gdzie mieszkam, na szczęście nie ma bezpańskich psów. Nigdy nie było. Mało tego, Niemcy nawet przygarniają bezdomne psy (także koty) ze schronisk w Polsce i z Ukrainy.

Jestem psiarą i kocham psy od zawsze i zawsze psy miałam. W dzieciństwie wychowywałam się razem z psami, a potem moje dzieci również się z psami wychowywały.

Moim największym przyjacielem wśród wszystkich psów, jakie miałam, był Dog Arlekin Jocker. Nie tylko ze względu na jego posturę, ale przede wszystkim na jego oddanie. Był moim obrońcą, moim bodyguardem w każdej sytuacji.



Pisałam o nim we wspomnieniu pt. "Niemiecki Dog Arlekin — pies obronny i wspaniały towarzysz". Oto krótki fragment:

"Jocker był moim najmądrzejszym i najukochańszym psem ze wszystkich. jakie miałam. Był moim prawdziwym bodyguardem. Nikogo obcego do mnie nie dopuścił. Zwłaszcza miał uraz do zawianych facetów. Na odległość takiego delikwenta wyczuwał... i warczał, i szczekał, jak wściekły. A mnie łbem odpychał jak najdalej od tych alkoholowych wyziewów.

Gdy jechaliśmy do kraju, kiedy jeszcze były kontrole na granicy, to dopiero fantastycznie z nim miałam. Był postrachem wszystkich celników i wopistów. Niechby no tylko któremuś przyszła ochota skontrolować moje auto, to szybko tego pożałował. Bo kiedy tylko jeden z drugim otworzył klapę bagażnika, na widok mojego Jockera, spietrały cały, jeszcze szybciej ją zamykał. A ja, chichocząc, siedziałam sobie wygodnie za kierownicą i czekałam na znak, że mogę jechać dalej… Eee tam, że mogę, że muszę, i to natychmiast! Tak to odczytywałam po nerwowym machaniu rękami niedoszłego kontrolera.

Ależ miałam fajowo z Jockerem przy przekraczaniu granicy, i to za każdym razem. Łypiąc swoimi ogromnymi ślepiami z bagażnika, musiał rzeczywiście bardzo groźnie wyglądać"...



Po jego śmierci, którą bardzo przeżyłam, nie zdecydowałam się już na kolejnego psa. Zresztą, nie musiałam, gdyż moja córka ma dwa psy, które często są u mnie, albo ja u nich.

A oto kilka zabawnych fotek naszych, już tutejszych psiaków:




A na koniec jeszcze prezent od mojej najmłodszej wnuczki dla jej piesków, który własnoręcznie wykonała w moim pokoju: oryginalna i baaardzo wygodna buda, a w niej książeczki z bajkami o pieskach.... No czyż nie słodki prezent?


Ku przypomnieniu i przedwyborczej refleksji

Dwa lata temu udostępniłam to zdjęcie wraz z tekstem Sławomira M. Stasiaka z 24 sierpnia 2020 r., natomiast wczoraj z FB dostałam informację o takiej treści: "Mamy nadzieję, że sprawi Ci radość powrót do wspomnień na Facebooku i ich udostępnienie".

No jasne, sprawił! Tyle tylko, że jest to uczucie wyrażane akurat antonimem słowa radość. Bo jakże by inaczej, skoro do tej pory nic się na lepsze w Polsce nie zmieniło, a wręcz przeciwnie.

Ostatnia nadzieja w wyborach 15 października. Jeśli w tym dniu Polacy Dobrej Woli biegu historii nie zmienią, to Polska stanie się państwem autorytarnym w pełnym wymiarze. Już się Kaczyński o to postara, i to w przyśpieszonym trybie, wszak czas go nagli... A wtedy ratuj się kto może.

Sponiewierany i upodlony naród nie podnosi się szybko. Cierpi przez wiele długich lat.

Zachęcam do przeczytania tego tekstu ku refleksji (kliknij w zdjęcie), by w dniu 15 października być pewnym, co zrobić ze swoim ważnym głosem.


To zdjęcie oddaje całą prawdę o małym człowieczku... i wcale nie chodzi tu o wzrost.


Hmm...? Nie ja to dictum acerbum wymyśliłam, ale muszę przyznać, że coś w nim jest.


środa, 23 sierpnia 2023

W czasie deszczu dzieci się nudzą?


Dzieci w deszczu się nie nudzą,

czasem tylko się wybrudzą...

A to przecież nic strasznego,

bo też pralka u każdego.



Mama brud z nas w mig wypierze,

lecz nam wrażeń nie zabierze...

My kochamy wszak kałuże

i te małe, i te duże.


Bo w kałuży moc tajemna*,

i ciekawość w nas ogromna,

więc skaczemy w bryzgach pięknie,

aż kałuża całkiem zniknie.



* Tajemna moc kałuży


Pada deszczyk, pada,

Powstają kałuże.

Czas pobrodzić po nich...

Ruszajmy — a nuże!


Ogromna to radość

Też po nich poskakać.

A że trochę brudzą,

Nikt nie będzie płakać.


Niektóre kałuże

Skrywają sekrety.

Ich tajemne moce

To żadne też bzdety.


Moc w nich tajemnic

I bajek zaklętych...

Jak pragniesz je poznać

Nurzaj w nich pięty.


***

Pada deszczyk, pada,

Powstają kałuże.

Czekam aż napada,

Wtedy się zanurzę.



niedziela, 20 sierpnia 2023

Koniec wakacji tuż-tuż

Wakacje wciąż trwają,

dzieci się radują...

Lecz ptaki do odlotu

się z wolna szykują.


Dlatego zamilkły,

by siły nabierać,

do ciepłych wszak krajów

azymut chcą obrać.



A te zaś co z nami

na zimę zostają,

zajęte są pracą,

zapasy zbierają.


Wy także dzieciaki

ładujcie baterie,

nim zacznie się szkoła

i zmieni scenerie.



sobota, 19 sierpnia 2023

Rusałka Admirał w potrzasku

Na ostatniej rowerowej wędrówce po lasach (a jakże, bo gdzieżby indziej), natknęłam się na pięknego motyla. Siedział na drodze bez ruchu. Mało go nie rozjechałam. W ostatniej chwili udało mi się poderwać rower i ominąć go bokiem.

Ujechałam kawałek drogi, gdy nagle poczułam, że coś mi każe się jednak zatrzymać. Zahamowałam więc, zeskoczyłam z roweru i po cichu podeszłam do tego miejsca, gdzie wcześniej motyla widziałam. Niestety nie znalazłam go.

Pewnie już odfrunął, pomyślałam i już chciałam odejść, ale wtedy mi się przypomniało, że to cecha charakterystyczna Rusałek Admirałów. Kiedy chcą się ukryć przed otoczeniem, składają skrzydła. A że spodnia ich część ma kolor brązowawo-żółtawy, to też nic dziwnego, że trudno je znaleźć, zwłaszcza na leśnej dróżce. Znam dobrze ten gatunek motyli, bo też często bywają u mnie w ogrodzie.

Nie zamierzałam się jednak poddać. Uparta jestem. Koniecznie chciałam go zobaczyć. W tym celu zrobiłam kilka zdjęć tego miejsca, w którym, jak podejrzewałam, musiałby być, żeby na ekranie telefonu obraz ten sobie powiększyć i się przekonać. No i się przekonałam... A tu cię mam bratku:



Tak, to był on. Jak na tym powiększonym zdjęciu widać, miał złożone skrzydełka, kolorystycznie zlewał się więc z kamyczkami. Wspaniały kamuflaż, trzeba mu przyznać.

Kiedy go wreszcie umiejscowiłam na drodze, lekko się poruszył. I nagle, ku mojej wielkiej uciesze, rozłożył skrzydła. Moja uciecha nie trwała jednak długo, gdyż wnet się zorientowałam, że jest ranny. Miał urwaną dolną część lewego skrzydełka.

Och, jak mi się go żal zrobiło. Nie wiedziałam, co mam z nim zrobić, jak mu pomóc. Patrzył na mnie tymi swoimi czarnymi oczętami i co rusz próbował się poderwać do lotu. Niestety, nie potrafił.



Po chwili zastanowienia zerwałam duży liść babki lancetowatej i powoli podsunęłam pod rannego motyla. Udało się.

Przeniosłam go na pobocze drogi i zostawiłam w wysokiej trawie, z wielką nadzieją, że go jakieś inne zwierzęta nie pożrą i że on sam się jakimś cudem natury wykuruje.

Rusałka Admirał to bardzo pospolity motyl w Europie. Dobrze znają go ludzie odwiedzający lasy i łąki, a także posiadacze ogrodów.

Jest wyrazistym i dość dużym motylem (rozpiętość skrzydeł 58-64 mm) o pięknie skomponowanych kolorach na wierzchniej części skrzydeł, a także spodniej, służącej do kamuflażu... Ale jest też trochę dziwny. Zwłaszcza jego menu jest dziwne, bo oprócz nektaru kwiatowego, lubuje się w płynach z odchodów i padliny, a także... w moczu i ludzkim pocie.


Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"


piątek, 18 sierpnia 2023

Nie przejmujmy się starością... Starość to też radość

Jedyną sprawiedliwością na tym świecie jest to, że starzejemy się wszyscy. Skoro to więc sprawiedliwość, starością się nie przejmujmy. Żyjmy pełnią życia z uśmiechem na twarzy.




Każdy z nas od życia dostał co innego

I za to powinien wdzięcznym być...

Bo to, co dostał, to coś osobistego,

By na swą miarę móc godnie żyć.



Z cyklu: „Przemyślenia z życia wzięte”


Śmieszek ma klawe życie


Śmiej się człowieku

w każdym swym wieku,

wszak śmiech to zdrowie,

każdy ci powie.


Kto śmiać się lubi

formy nie gubi,

rzadko też tyje...

i dłużej żyje.




Tak jakoś niechcący wyszło, że na tym zdjęciu, które zrobiłam sobie dla żartu na wędrówce w deszczu — w pewnym szczególnym celu, upodobniłam się do Alberta Einsteina... Dziwne!

A może coś w tym jest? Nie wspominając oczywiście o jego wielkim geniuszu, bo w tym przypadku nijak nie przystoi. Wiadomym jednak jest też i to, że był on osobą o ogromnym poczuciu humoru. 


(zdjęcie z Internetu)


I takie właśnie zdjęcie zrobił mu znajomy fotograf, kiedy to po imprezie na cześć jego 72 urodzin, poprosił go o uśmiech do ostatniego już ujęcia. Wtedy jubilat, zmęczony późną porą i siedząc już w samochodzie, spojrzał na niego i pokazał mu język.

Czyż to nie jest dziwne, że przez przypadek upodobniłam się do niego? Dziwne jak nic! A żeby było śmieszniej, to ja też mam akurat 72 lata, jak on wtedy. A do tego, kiedy on te swoje 72 lata w 1951 roku świętował, ja się urodziłam. Tak więc, jakby nie patrzeć, dzieli nas 72 lata różnicy wieku... Kurka, czy ta zbieżność cyfr coś aby nie oznacza? ;)

No ale na szczęście moje zdjęcie nie obiegnie świata, bo też nie dałam sobą ku temu żadnego powodu. Tak że dalej mogę sobie żyć spokojnie i na swą własną miarę. :D


Jako ciekawostkę dodam, że to zdjęcie Einsteina szybko stało się znane na całym świecie, kreując jego wizerunek jako „zwariowanego profesora”.

Jemu samemu z kolei tak bardzo się ono spodobało, że wybrał je jako wzór swoich pocztówek urodzinowych. Wiele osób w tamtym czasie twierdziło, że to nie przystoi nagrodzonemu Noblem fizykowi, który opracował teorię względności. Ale że Einstein lubił szokować, miał ich opinię gdzieś... Gdzie? Hmm...? Pewnie tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę.


Z cyklu: „Pół żartem, pół serio”


środa, 16 sierpnia 2023

Sentencje i świeckie przykazania (cd.)

Przy naszej kolejnej wędrówce z Aramisem i Dayą pogoda nas nie rozpieszczała. Znów była deszczowa. Ale co tam, jak z domu wyjść trza, to trza. Siłą rzeczy, psiej rzeczy.

Przyznam szczerze, że ja nawet lubię wędrówki w deszczu. Jakoś tak mam. Cudownie się wtedy oddycha. Moje psie towarzystwo, choć było mokre, też było zadowolone. Ja mokra nie byłam, na deszcz mam specjalne ubranie.

Po dwugodzinnej wędrówce deszcz przestał padać. Postanowiłam więc pójść w stronę ogródków, gdzie na wędrówce przed miesiącem natknęłam się na zawieszone na płocie różne fikuśne tabliczki z sentencjami i świeckimi przykazaniami. Wtedy postanowiłam sobie, że jeszcze kiedyś tu wrócę... No i wróciłam, i to w psim towarzystwie.



Kiedy tam dotarliśmy, pieski zajęły się sobą, a ja trochę sobie poczytałam. Oczywiście nie przeczytałam jeszcze wszystkich tabliczek, bo jest ich tam ogrom, Ogród zajmuje wszak  dużą powierzchnię, to i okalający go płot jest długi, a na nim tabliczka przy tabliczce.

Oto przetłumaczona treść kilku z nich, które zapamiętałam: 




"Natura przemawia do ludzi. Słyszysz jej pouczające tykanie?".

— "Cisza i spokój daje siłę".

"Kto nie zna języków obcych, nie wie nic o swoim".

"Talent to dużo, ale praca to wszystko".

"Każdy dzień ma swoje troski".

"Nieszczęście nie ma przyjaciół".

"Iloma językami mówisz, tylekroć jesteś człowiekiem".

"Kto nie idzie do przodu, ten się cofa".


Helikon Trójbarwny ozdobą motylarni

Motyl ten ma wyjątkowo długie i bardzo ciekawe kolorystycznie skrzydła. Występuje w Ameryce południowej i Środkowej. Żywi się nektarem i pyłkiem kwiatowym, dlatego też najczęściej można go tam spotkać na skrajach lasów i polanach. Także w ogrodach. No i oczywiście w motylarniach w Europie.



Sfotografowany przeze mnie piękny okaz żyje sobie właśnie wśród innych motyli w motylarni na Wyspie Kwiatów na Jeziorze Bodeńskim. Nie jest płochliwy, zdążył się już do ludzi przyzwyczaić.

Choć motyle tego gatunku lubią odpoczywać ze złożonymi skrzydełkami, gdzieś w gęstwinie liści tropikalnych roślin, na widok ludzi rozkładają je pięknie i ku radości wszystkich cierpliwie pozują do zdjęć.


Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"


wtorek, 15 sierpnia 2023

Poranna wędrówka ośmiu łap i dwóch stóp

Czasami na moje piesze wędrówki wyruszam z psami mojej córki. Tym razem wędrowałam z nimi obrzeżami miasta. A tu jest gdzie wędrować, wszak miasto leży w rozległej kotlinie.



Było chłodno, ale maszerowało się wspaniale. Najpierw trzeba było zasuwać ostro pod górkę, aby wyjść z miasta, a w drodze powrotnej ostro w dół. Osobiście wolę iść pod górkę niż w dół, ponieważ takie ostre zejście jest bardziej forsujące dla kolan. Oczywiście są tu też inne, łagodniejsze zejścia dla wędrowców, ale co tam, póki mogę, wybieram te trudniejsze.

Po drodze podziwiałam widoki, są cudowne. Pieski też miały frajdę. Dwuletni wippet, suczka Daya, ganiała po łąkach jak strzała, zaś dwunastoletni jej "brat", labradoodle Aramis ganiał za nią, tyle że nie tak szybko. Nie tyle jest to z jego wiekiem związane, co z rasą. Wippety wszak należą do jednych z najszybszych psów na świecie.



Po niemalże trzygodzinnej wędrówce wróciliśmy do domu. Zadowoleni i głodni jak psy... Trzy psy, bo dwa na ośmiu łapach, a jeden na dwóch. No dobra, stopach, ale głodny tak samo. ;)


niedziela, 13 sierpnia 2023

Konie w maskach pasą się na łące

Na moich rowerowych wędrówkach mam okazję podziwiać wiele wspaniałych, przykuwających wzrok rzeczy, związanych przede wszystkim z florą i fauną. Za każdym też razem z takich wędrówek przywożę do domu masę zdjęć. Tym razem przywiozłam najwięcej zdjęć koni. Bo też koni tu na pastwiskach pasie się bardzo dużo. A ja kocham konie.

Niektóre podziwiam z daleka, a przy niektórych się zatrzymuję i robię im sesję zdjęciową. Dzisiaj sfotografowałam tylko parę koni, by później na monitorze komputera przyjrzeć się im dokładniej i obejrzeć ich wspaniałe, jakże pomysłowe maski.

Zawsze jest mi bardzo żal tych koni, które zmuszone są walczyć z chmarą natrętnych much siadającym im na pyskach i pchającym się bezczelnie im do oczu, uszu i nozdrzy. Biedne paść się spokojnie nie mogą, bo ciągle muszą trzepać głowami, aby się od nich opędzić. A te wredne muszyska i tak zaraz wracają. Czasami pomagam im i gałęzią przepędzam te nachalne małe potwory, ale to też nie na długo przynosi im ulgę.

Dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam je w maskach. Cóż za idealny pomysł! Chwała temu, co je wymyślił. Teraz konie mogą się spokojnie paść i muchy mogą im co najwyżej na zad skoczyć... No!

Już z daleka zauważyłam, że jeden koń na mój widok zaczął iść w moim kierunku. Szybko podjechałam do niego i zeskoczyłam z roweru. Konik tak jakby coś chciał ode mnie. Nie od razu skumałam, w czym rzecz, ale po chwili, kiedy zobaczyłam, jak muchy pchają mu się do nozdrzy, zaskoczyłam. Otóż jego maska, pewnie od gryzienia wysokiej trawy, podwinęła się i muszyska znów miały używanie.



Obciągnęłam mu ją natychmiast na miejsce. Konik zadowolony postał chwilkę jeszcze przy mnie, po czym się odwrócił i spokojnie oddalił się do swoich towarzyszy celem dalszego pałaszowania trawy.



Ja też byłam zadowolona, że spełniłam dobry uczynek, i też jeszcze przez chwilkę postałam, robiąc konikom zdjęcia, po czym się głośno z nimi pożegnałam i ruszyłam w dalszą drogę.


sobota, 12 sierpnia 2023

Kłamstwo ma krótkie kacze nogi

Jako że często jeżdżę rowerem po okolicach, a i na różne wycieczki po Niemczech, mam okazję podziwiać także tutejsze zadbane i ogólnie dostępne lasy, pola, łąki, pastwiska.

I jedno, co mogę powiedzieć, ba, wręcz muszę, to to, że Kaczyński tym swoim głosem rozdeptanej żaby pieprzy jak na mękach, że się tak wyrażę, że niby to ludzie tutaj mają ograniczone wejścia do lasów. Toż to istne brednie. Nie omieszkał też postraszyć Polaków Tuskiem... A jakże! Na jednym oddechu i coraz bardziej skrzekliwie poinformował, że gdyby Tuskowi udało się dopchać do władzy, to będzie dążył do takich samych ograniczeń w Polsce, pozbawiając Polaków swobodnego wejścia do lasu i możliwości grzybobrania... No czyż nie idiota?! A kimże są ci Polacy, którzy bezrefleksyjnie przyjmują te i inne jego podłe kłamstwa za objawioną prawdę?

Nawiasem mówiąc, tu nikt nikomu nie zabrania wejścia do żadnego lasu bez poważnej przyczyny. Nikt też nie zabrania zbierania grzybów, nawet w prywatnych lasach. Trzeba tylko umieć się należycie zachowywać i znać umiar. A że w większości ludzie są tutaj zdyscyplinowani, to też podporządkują się i jednemu, i drugiemu.

Rany, jak ja Wam Rodacy współczuję, że musicie znosić na co dzień tego podłego manipulanta, który po trupach dąży do autorytaryzmu i wciska Wam takie i tym podobne bzdety.

Ten podły mały człowieczek, oderwany od rzeczywistości ma Polskę i Polaków gdzieś. Jedyne, czego chce, to nie tyle rządzić, ile panować nad narodem, nad całym państwem. I choć już ledwie zipie, słaniając się często na nogach, dalej prze do przodu na drodze do osiągnięcia pełnego autorytaryzmu. I to z coraz to większym przyśpieszeniem. Zapewne zdaje sobie sprawę, że inaczej czeka go definitywny koniec kariery politycznej. I, co gorsza, rozliczenie za jego chorą politykę rujnującą Polskę i polskie społeczeństwo.

Zostały ostatnie dwa miesiące do wyborów. Zobaczymy, kogo 15 października Polacy wybiorą. Czy zatryumfuje dobro, czy zło? Czy Polska wreszcie odsapnie i odbije się od coraz bardziej cuchnącego średniowieczną stęchlizną dna, czy też z kretesem zginie w odmętach kaczej zgnilizny?



Kłamstwo ma krótkie nóżki... jak to u kaczuszki.


piątek, 11 sierpnia 2023

Do odważnych... bungee jumping należy?

Zawsze mnie zastanawiało, co młodzi ludzie widzą w skokach na bungee. Chcą udowodnić sobie, że są odważni, czy pokonać jakieś własne lęki? Tak do końca tego nie rozumiem, ale skoro niektórzy ludzie to robią, to trzeba to przyjąć za fakt, i albo podziwiać ich odwagę, albo pukać się w czoło.

Nigdy mi nawet na myśl nie przyszło, że kiedykolwiek sama będę musiała się z tym faktem zmierzyć. Oczywiście nie biorąc w nim bezpośredniego udziału, a tylko, czy aż tylko, pośredni, ale wywołujący we mnie silne przeżycie. Jakie? Otóż takie, że

mój syn, który nigdy wcześniej nawet nie wspominał, żeby kiedykolwiek skoczyć z tego ustrojstwa, jednak skoczył. W tajemnicy przede mną ma się rozumieć.

Było to siedem lat temu. Na czterdziestkę dostał od kolegów w prezencie kartę na taki wyczyn, czyli bungee jumping z Europabrücke Bridge w Austrii z wysokości 190 m. No to nie wypadało mu prezentu nie przyjąć.

Przyznał mi się do tego dopiero parę dni po fakcie. Nie chciałam uwierzyć. Pokazał mi więc filmik, który z jego skoku koledzy nagrali. Słychać na nim głos jednego z nich:

Szacun, szacun Przem... Chryste! Ja bym nigdy w życiu nie skoczył!

O rany, ten filmik był dla mnie, jako matki, ogromnym przeżyciem, i co tu dużo ukrywać, poryczałam się. Po czym wymusiłam na tym moim rodzonym wariacie przysięgę, że nigdy więcej tego nie zrobi.

Minęło siedem lat i znów byłam zmuszona przeżyć podobną sytuację. Okazało się, że mój najstarszy wnuk, syn mojego syna, poszedł w jego ślady i zrobił to samo. Bo też, podobnie jak i on, na urodziny dostał kartę na takowy skok i też z tego samego miejsca.

Dużo później się o tym dowiedziałam. Wnuk najwyraźniej nie chciał mnie straszyć, ale też to bardzo przeżyłam. I kiedy wyprosiłam od niego filmik z jego skoku i go obejrzałam, też się poryczałam.


W prawym górnym rogu widać obiekt do skoków na zaporze Verzasca (220 m) w Szwajcarii. Jest to miejsce wyjątkowe, bo właśnie z tej zapory swój słynny skok oddał James Bond grany przez Pierce’a Brosnana w filmie „Golden Eye”.


Jako ciekawostkę dodam, że najwyższy na świecie obiekt do skoków na bungee (252 m) znajduje się w Polsce na wieży Big Tower w Szczecinie.

Nie należę do ludzi strachliwych, wręcz przeciwnie, sama lubię uderzenia adrenaliny i nieraz robiłam rzeczy, które były w oczach innych niebezpieczne. Nawet i teraz zdarza mi się bezpośrednio brać udział w różnych takich sytuacjach. Chociaż już bardziej z przypadku, niż z własnej woli. Jednak starałam się zawsze mieć wszystko pod kontrolą.

Nigdy się o siebie nie bałam, ale o moje dzieci i wnuki obawiam się i będę się obawiać już do końca moich dni... Jakiem mama i babcia.


środa, 9 sierpnia 2023

Wierzący kontra niewierzący

Wierzący w większości nie tolerują niewierzących, zapominając jakoś dziwnie o drugim Przykazaniu Miłości, i co rusz dają temu wyraz. Wprost lub w sposób zawoalowany.

Niewierzących* specjalnie to nie dotyka, bo z reguły są pozytywnie nastawieni do życia. A co za tym idzie, też i do wierzących. Zwłaszcza do tych, co nie epatują nachalnie swoją wiarą i są dobrymi ludźmi. Niestety, takich wiernych nie ma zbyt wielu... Nad czym boleje nie tylko Pan Bóg.


To  zdjęcie jest oryginalne i zawiera w sobie pewne ukryte przesłanie. Mało kto jednak zwraca na nie uwagę... Mało kto rozumie. 


* Niewierzący kontra wierzący

Im bardziej wredni, tym bardziej wierzący


Z cyklu: „Przemyślenia z życia wzięte”


Rodzinny stół zbliża i spaja rodzinę


Jaka rodzina taki stół.

Jaki stół taka rodzina...

Jaki razem utworzy dom,

taki później wspomina.






W każdym domu szanującej się rodziny powinien być duży stół, spełnia on wszak wiele użytecznych funkcji, a przede wszystkim wspiera jej codzienne życie.

Bo rodzina przy stole: rozmawia i wzajemnie się słucha; spożywa posiłki i pracuje; bawi się i przyjmuje gości; wypoczywa i ładuje baterie... etc.

Wychodzi na to, że stół jest jednym z najważniejszych mebli w domu. Kto go ma, z pewnością przyzna, że dzięki niemu w dużej mierze jego rodzina trzyma się razem i lepiej się rozumie.


Z cyklu: „Przemyślenia z życia wzięte”