Nadchodzi
zima, a z nią czas najpiękniejszych świąt w roku.
Najpiękniejszych, bo rodzinnych. Wielu z nas z utęsknieniem myśli
już o tym miłym czasie. Dzieci czekają na Mikołaja i gwiazdkę.
Na masę prezentów. Dorośli może na prezenty mniej czekają, bo
zazwyczaj otrzymują nietrafione, często zbędne, bezużyteczne,
czekają bardziej na spotkania w gronie rodzinnym, na miłą
atmosferą wokół panującą. Bo przecież nie tylko w domu odczuwa
się nastrój bożonarodzeniowo-noworoczny. Odczuwa się go wszędzie:
na ulicy, w urzędach, instytucjach publicznych, zakładach pracy,
kościołach, a przede wszystkim w sklepach, gdzie już aż do
przesady i to już od paru tygodni wprowadza się ludzi w taki
właśnie nastrój. Jednak ta przesada akurat w pewnym sensie jest
uzasadniona.
Ciekawe
jak sytuacja wyglądać będzie w tym roku? W roku pańskim z ciągłym
(niestety!) koronawirusem w tle… O kurka, jak ja nie cierpię tej
nazwy… wolę tę drugą, bardziej naukową, a więc, czy ludzie,
czując na plecach wyziewy COVID-19, ruszą hurmem do sklepów?
Podejrzewam, że mało kto zrezygnuje z kupowania prezentów. Bo
ludzie, jak to ludzie, powodowani owczym pędem, nie bacząc na
kondycję zdrowotną, poddają się sklepowemu nastrojowi
świątecznemu i człapią wytrwale od sklepu do sklepu w
poszukiwaniu prezentów dla swoich najbliższych. No bo to też
wielka tradycja. Tradycja, która wywiera wręcz presję na
wszystkich. Nawet na zabieganych, nie mających za grosz czasu na
latanie po sklepach. Nawet na skołowanych problemami życia codziennego, nie
mających za grosz ochoty na latanie po sklepach. Ba, nawet na
biednych, nie mających za grosz grosza przy duszy, aby mieć z czym
latać po sklepach. Ale nie ma zmiłuj! Tradycja jest niewzruszona,
bezwzględna, nakazuje wywiązać się z niej należycie i mieć czym
obdarować swoich bliskich… I tyle!
Co za
głupia tradycja?! Głupia, niegłupia, ale to przecież ludzie sami
ją kiedyś tam wymyślili (jak wszystko inne zresztą). I nam
nieborakom trzeba jej teraz sprostać, bo jak nie, czekają nas
wyrzuty sumienia.
Mając na
względzie powyższe, myślę, że i tym razem ludziom trudno będzie
się powstrzymać i że na głowie nawet staną, aby tradycji stało
się zadość. Zresztą, jak można się też powstrzymać, skoro
handlowcy, skrupulatnie wykorzystując tę słabość człowieczą do
tradycji, z każdej strony umiejętnie mamią nas przeróżnymi atrakcyjnymi
ofertami? Tak że ludziska, choć z duszą na ramieniu ze strachu
przed zarażeniem się tą wstrętną chorobą i tak będą wędrować
od sklepu do sklepu w poszukiwaniu promocyjnych artykułów na
prezenty.
Moim
skromnym zdaniem, jeśli się już zdecydujemy w tym wirusowatym
okresie na przebywanie w większych skupiskach ludzkich, sklepy mam
na myśli przede wszystkim, to nie ma co panikować… i duszę z
ramion zdjąć. Wszak paniczne myśli jak magnes przyciągają
właśnie to, czego się tak bardzo boimy. Trzeba nam więc zachować
spokój, a przede wszystkim higienę. Trzeba nam szczególnie zadbać
o system immunologiczny. Bo to przede wszystkim od niego zależy, czy
będziemy w stanie obronić się przed infekcjami, przed tym
wstrętnym wirusem, jakim nas dookoła straszą.
Każdy z
nas z pewnością już wie, co mu najbardziej pomaga wzmocnić swoją
odporność. Ja, na ten przykład, jestem roślinożerna to nie mam z
tym większych problemów. Mnie najbardziej pomaga: czosnek, cytrusy,
wszelkiego rodzaju zielenina i kiełki.
Trzeba nam
również zadbać o poziom serotoniny
w mózgu, zwanej hormonem
szczęścia.* Bo to od jej poziomu zależy nasz nastrój, jakość
snu, regeneracja organizmu, odporność na stresy. Ba, nawet
zachowanie szczupłej sylwetki zależne jest od poziomu serotoniny,
bo jeśli jej poziom jest wysoki, tym mniej pożywienia potrzebujemy.
Nie obżeramy się wtedy i nie tyjemy. Fajnie, nie?
Hmm...!
Pewnie każdy zaraz chciałby się tej serotoninki nachapać ile
wlezie. Nie tak szybko! Nie ma nic za darmo. Żeby móc jej poziom
porządnie wywindować, trzeba sobie trochę trudu zadać. I tu się
rodzi pytanie: no to cóż to takiego poziom tej — jakże
dobroczynnej — serotoniny podwyższa? Ano ruch, proszę państwa!
Przede wszystkim ruch.
Trzeba
nam więc podnieść swoje cztery litery z kanapy i ruszyć się,
przynajmniej na spacer, jak już żadnego sportu nie jesteśmy w
stanie polubić. Nie powinniśmy leżeć odłogiem na kanapie przed
telewizorem z miseczką chipsów, czy jakichś tam słodyczy, albo
piwskiem, bo potem tylko narzekamy, że tu nas boli, a tam dźga… i
latamy po lekarzach.
Chodzi mi
tu oczywiście o ludzi zdrowych. Zdrowych leniwców, kanapowców,
wszelkiej maści frustratów. Niechaj każdy taki ma przynajmniej
świadomość, że za swoje złe samopoczucie — nie kto inny —
tylko on sam ponosi winę. Chociaż myślę też, że i ludziom
chorym odpowiedni na ich możliwości ruch również przyniósłby
wiele dobrego.
Ruch i
jeszcze raz ruch. Efektywny ruch. Jak świat światem, jeszcze nikt
lepszego lekarstwa na zdrowie nie wymyślił. „Ruch
jest w stanie zastąpić prawie każdy lek, ale wszystkie leki razem
wzięte nie zastąpią ruchu”.
Ta idea powinna przyświecać nam
wszystkim... Bo to dzięki efektywnemu ruchowi wzmacnia się nasz
system immunologiczny. To dzięki ruchowi nasze organy wewnętrzne
lepiej pracują. To dzięki ruchowi stajemy się silniejsi
psychicznie, jesteśmy częściej uśmiechnięci, pozytywnie
nastawieni do życia, do ludzi. O wiele łatwiej jest nam żyć,
łatwiej zwalczyć każde zło, które przypałętuje się do nas na
naszej drodze życia. Jestem pewna, że każdy, kto doświadczy tych
wszystkich pozytywnych skutków ruchu, posiądzie też wewnętrzną
umiejętność bycia szczęśliwym.
Kurczę,
aż mnie korci by spuentować te moje dzisiejsze wywody pewnym
wyświechtanym już hasłem… A niech tam, jednak spuentuję. A co
mi tam?!… I tak każdy z nas dobrze o tym wie, że: „W
zdrowym ciele zdrowy duch”.
Halo,
ludziska, słyszycie?! Ruszcie wreszcie swoje tyłki z kanapy i do
dzieła, czyli do ruchu… Marsz! Bez względu na wiek, status
społeczny, czy zasób kieszeni. Poprawa zdrowia gwarantowana! A co
za tym idzie, lepszy komfort życia. Jestem tego w stu procentach
pewna. Mimo to na poradę moją udzielam półrocznej gwarancji.
Jeśliby w tym czasie komuś ona nie pomogła, może mnie osobiście
na łamach Internetu wobec wszystkich zbluzgać i wykląć od czci i
wiary. No! To tyle słowa mego na dzień dzisiejszy… Amen!
***
Nadchodzi
zima
Nadchodzi
zima… Czy będzie sroga?
Z
takim pytaniem — tylko do Boga…
Choć odpowiedzi nie
dostaniemy,
Że będzie piękna my wierzyć chcemy.
Wszak
to czas świąt, spotkań rodzinnych...
Takich wesołych brak w
porach innych.
Niech więc nas cieszy ta biała zima
I niech każdy
z nas się zdrowo
trzyma!
* O serotoninie (hormon szczęścia) pisałam więcej w opowiadaniu pt. „Naładowani
serotoniną nie popadają w depresję”.