czwartek, 30 grudnia 2021

Moje dla Was życzenia na Nowy Rok 2022


Wszystkim moim Bliskim i wiernym Znajomym,

W Nowym Roku życzę wszelkiej pomyślności,
Kochanej rodzinki, spełnienia swych marzeń...
Nade wszystko zdrowia i szczerej miłości.
 
 
By Świat się spamiętał, by zwalczył nienawiść.
By stał się przyjazny, dla wszystkich otwarty.
By każdy satrapa, co gnębi swój naród,
Do historii przeszedł, czarne znacząc karty.
 

I niech Wam się wiedzie, dziś, jutro, pojutrze...

Niech uśmiech na twarzy Wam wreszcie zagości,
Niech żaden z problemów już Was nie przytłacza,
Niech każdy w swym życiu zazna moc radości.



 

Szczęśliwego Nowego Roku! Happy New Year! Glückliches Neues Jahr! Gott Nytt År!Godt Nyttår! Athbhliain faoi mhaise daoibh! Buon Anno! Ευτυχισμένο το Νέο Έτος! С Новым годом! Šťastný Nový Rok!


Do życzeń dołączam piosenkę wspaniałej dziewczyny o niezwykłym głosie, 17-letniej piosenkarki i autorki tekstów — Courtney Hadwin, którą jestem ogromnie zafascynowana i jej karierę śledzę od kiedy tylko Świat o niej usłyszał w The Voice Kids (< dynamit — warto ją zobaczyć).

Piosenkę, którą dedykuję w jej późniejszym wykonaniu — to cover MissLi pt. Love Hurts.


poniedziałek, 27 grudnia 2021

O pięknie słów kilka

 Piękno ma różne oblicza... Każde jest jednak zjawiskowe, wyróżnia się czymś niezwykłym, godnym uwiecznienia, podziwu... i miłości.


lisaann.photogrphy (Design Studentin, Stuttgart)


Z cyklu: „Przemyślenia z życia wzięte”


Bożonarodzeniowy świat wokół nas biały nie był

A było tak pięknie zimowo i komu to przeszkadzało? Dwa dni przed Świętami zaczął padać u nas deszcz i cała śniegowa biel wsiąkła w ziemię. I znów u nas Boże Narodzenie było niestety szarobure. Szkoda! Ale co zrobić. Siła wyższa. Jak zwykle niesprawiedliwa... I ciężko ją zrozumieć.

No dobra, nie ma co się smucić, bo i tak nie mamy wpływu na taką kapryśną aurę. To znaczy mamy, ale nie bezpośrednio i nie na już.

A tak swoją drogą, najwyższy już czas, aby człowiek w końcu zrozumiał, że to, co z klimatem złego się dzieje na naszej kochanej Planecie — to w dużej mierze jego wina, i by zaczął wreszcie o nią dbać.

Czy trzeba nam jeszcze dziesiątek lat, aby wreszcie zrozumiał? A potem jeszcze kolejnych długich lat, aby natura mogła się zregenerować?

Póki co, myślę, że i w takim czasie każdy może znaleźć dla siebie jakieś zdrowe przyjemności. Każdy na swoją miarę. Ja znalazłam. Wędrując po łonie grudniowej natury. Szaroburej, ale też zdrowej.



Może na Sylwestra Niebiosa sypną nam trochę śniegu? Byleby znów nie do przesady! Tyle, ile trzeba. Aby było biało i czysto... Może! Byłoby cudownie.


czwartek, 23 grudnia 2021

Życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku 2022

Wszystkim moim Bliskim i Znajomym życzę dużo radości i szczęścia na każdą okoliczność życia, a szczególnie na ten piękny czas Świąt Bożego Narodzenia, które mają moc, urok i czar. A w Nowym Roku 2022 życzę wszelkiej pomyślności, spełnienia marzeń, a zwłaszcza dużo zdrowia i... wiary w lepsze czasy.

Pozdrawiam serdecznie, a ku zdrowotności ślę wiązkę ciepłych promieni słonecznych z mojego ukochanego lasu oraz moc pozytywnej energii.

Mam jeszcze jedno życzenie: aby każdy z Was zasłużył sobie na usłyszenie paru mądrych słów od zwierząt — dzisiaj o 24-tej. ;)

 

  

Wesołych świąt!

Merry Christmas! Frohe Weihnachten! Joyeux Noël! Καλά Χριστούγεννα! Buon Natale! Linksmų Kalėdų! С Рождеством! Veselé Vánoce!

 

O wielkim szkodniku, który się zapisze na splamionych kartach historii

Ty wstrętny szkodniku,

Czemu zżerasz ziarna?
Czemu niszczysz łany?
Pyta się spiżarnia.

Dbasz tylko o siebie,

O swoje chciejstwo.
W nosie masz przyrodę...
Masz się za bóstwo.  

Ziarna się odrodzą,

Jak Feniks z popiołu.
Staną prężnym łanem,
Zwalczą cię pospołu.
 

Wtedy sam zostaniesz

Ze swoją podłością.
Zeżre cię nienawiść,
W gardle stanie kością.

Nikt cię nie obroni,

Czcicieli masz garstkę.
Uciekną ze strachu,
A ty wpadniesz w pustkę.

Wyklętym zostaniesz,

Wszak nie są to żarty.
Historia cię wpisze
Na splamione karty.
 

środa, 22 grudnia 2021

Ckni mi się za normalnością

Ckni mi się za normalnym życiem, za wszystkim, co było przed marcem 2020 roku. Dość już mam tej psychozy covidowej. Dość już mam widoku ludzi przemykających po ulicach niczym zombies... Rany, kiedy to się skończy?!

Wprawdzie nie mogę aż tak bardzo narzekać, bo moje życie osobiste aż tak drastycznie się nie zmieniło, zwłaszcza moje przyjemności. W większości robię to, co robiłam i przed tą całą wariacją wirusową. Na szczęście nikomu u nas do łba nie strzeliło, żeby lasy pozamykać, jak to było w Polsce. Tak że zasuwałam i nadal zasuwam sobie po górach i lasach do woli. To moja wielka przyjemność i... zdrowie.

Z dziećmi i z wnukami spotykamy się nadal normalnie. No może zeszłej wiosny nie aż tak często, ale potem wróciło już wszystko do normalności i spotykamy się jak dawniej. 

Święta Bożego Narodzenia też będziemy spędzać razem. Jak zwykle. Nowy Rok tym bardziej. Siłą rzeczy, bo mój najmłodszy wnuk miał życzenie zameldować się na świecie właśnie w tym dniu.

Najbardziej mnie wkurzają te maseczki, ba, brzydzą wręcz. W lesie mogą oddychać pełną piersią bez tej „ozdoby” na twarzy, ale w sklepach niestety nie. A że jestem okularnicą, bardzo energiczną okularnicą, bardzo cierpię, bo okulary ciągle mam zaparowane i nic nie widzę. Co rusz muszę je przecierać chusteczką, ale ledwie je przetarte na powrót założę na nos, w sekundzie są znów zaparowane. Ło matko i córko! No szlag mnie trafia! Jak ja tego nie znoszę!

Z powodu tych maseczek ubolewam też bardzo, że nie mogę jak zwykle odwiedzać mojego ulubionego fryzjera Giuseppe.*

Znamy się już blisko trzydzieści lat i bardzo się lubimy. Zawsze mamy sobie tyle do opowiedzenia, tyle do obgadania, tyle do oplotkowania... A teraz? Nic!... Cholerna posucha!

Co prawda w tym chorym czasie odwiedzałam go parę razy, ale to jednak nie to! Bo jak tu prowadzić normalną konwersację z tą szmatką na twarzy? Jak być nią usatysfakcjonowanym, rozmowę mam na myśli, nie widząc swoich uśmiechów, czy też innych mimicznych wyrazów twarzy wynikających z poruszanych akurat tematów? Przecież są bardzo ważne. Taka rozmowa to tak jak lizanie loda przez szybę... Kurka wodna! Dla mnie rozmowa jest tak samo ważna jak zabieg fryzjerski. A może i jeszcze ważniejsza.

Przy ostatniej wizycie w salonie obiecałam Giuseppe, że następnym razem odwiedzę go już bez maseczki. Liczyłam, że nastąpi to wcześniej. Niestety, wymyślili znów kolejną zarazę. Całkiem świeżą, i o bardzo dźwięcznej nazwie w postaci piętnastej litery alfabetu greckiego... A niech to dunder świśnie!



Mam jednak nadzieję, że najpóźniej na wiosnę wszystko wróci do normy. Że to przekleństwo covidove odfandzoli się od nas raz na zawsze... Albo my od niego. I znów będziemy normalnie funkcjonować, i to w każdej sferze naszego życia.

Na pohybel zarazie! Dwóm zarazom... ta druga (typowo polska) w domyśle. ;)


* Giuseppe — o tym wspaniałym człowieku i fryzjerze w jednej osobie oraz  jego salonie pisałam już wcześniej w opowiadaniu pt. „Fryzjer jak spowiednik” i „Moc pozytywnego myślenia”.


Z cyklu: "Opowieści o poważnej i żartobliwej treści"


wtorek, 21 grudnia 2021

Postęp cywilizacyjny i moralny. Czy idą w parze?

   Na świecie się strasznie ostatnio zrobiło...

Jakieś zło z kretesem ludzkość zniewoliło.
Ludzie po ulicach z lękiem przemykają,
Zaufania bowiem za nic już nie mają...
Ani do rządzących, ani do sił wyższych,
Nawet do rodziny, do swoich najbliższych.
Co to autorytet, nikt już prawie nie wie.
Zewsząd ktoś na kogoś nieustannie dybie.

Wielka ewolucja widoczna dookoła,

Czasami przeraża, czasem dziwi zgoła.
Po co nam ten postęp cywilizacyjny,
Skoro stał się w końcu aż tak erozyjny?
Ludźmi wszak targają coraz gorsze fobie...
Coraz trudniej żyć nam, wciąż trwamy w chorobie.

 Po co nam ten postęp cywilizacyjny,

Skoro nami rządzi wodzuchna partyjny?

Po co nam ten postęp cywilizacyjny,

Skoro nas pałuje kordon policyjny?

W Ojczyźnie się strasznie ostatnio zrobiło,

Wszak bagno przestępców naród zniewoliło.
Coraz cięższe czasy pewnie nas czekają...
Lecz strusie tym razem głowy nie chowają!
 




Przyszła zima i chyba się już powoli zadomawia

Parę dni temu sypnęło u nas śniegiem. I to bardzo obficie. A że mróz trzyma, to i śnieg się trzyma. W mieście wprawdzie niewiele już go widać, ale na polach i w lasach owszem.

Widoki są może i całkiem całkiem, ale ja jeszcze liczę na rowerową pogodę. Mam nadzieję, że w tym miesiącu jeszcze pojeżdżę.

Pamiętam, że w niektórych latach tak się zdarzało, że i między świętami Bożego Narodzenia i Sylwestrem jeździłam.

Dzisiaj przemierzałam las tylko z kijkami., ale też się wspaniale dotleniłam.

Jakoś jeszcze nie tęsknię za widokiem śniegu... A kiedy już jest i mnie mierzi, mam na niego radę. Patrzę do góry... i go nie widzę. ;)

 


Z cyklu: "Opowieści o poważnej i żartobliwej treści"


piątek, 17 grudnia 2021

Poczytaj nam Miłka (13)

 
Książeczek mam mnóstwo! —
zaprasza dzieci Miłka. 
  Siadajcie wokół mnie
przeczytam wam kilka:

O Marku i Jarku

i mocy skojarzeń.
O Pidi i Midi
i zimie naszych marzeń.
 


Poranek Marka i Jarka

 

Gdy wiosna nastanie — o porannej porze,

Zazwyczaj jest pięknie i rześko na dworze.
Marek i Jarek dobrze o tym wiedzą,
Ponieważ pogodę codziennie śledzą.
 

Chłopcy uwielbiają wstawać o poranku,

Aby przed przedszkolem posiedzieć na ganku.
Lubią też czasami — przy pięknej pogodzie,
Pracować na grządkach w ich dużym ogrodzie.
 

Zawsze z rodzicami jedzą grzecznie śniadanie,

Wszak wiedzą — co znaczy — dobre wychowanie.
Ale po śniadaniu chętnie dokazują,
Czym mamę i tatę nie zawsze radują.
 

O ósmej zaś z mamą raźnym idą krokiem,

Patrząc się na drogę uważnym wciąż okiem.
W wybornych nastrojach do przedszkola idą,
Przyjemnie gawędząc o wszystkim co widzą.
 
 

A jak jest w przedszkolu? Och, bardzo wesoło!

Dzieci tańczą, śpiewają, bawią się wkoło.
Marek i Jarek lubią być wśród dzieci,
Bo im na zabawach — czas radośnie leci.

 

Moc skojarzeń


Stoi Jasiek na ulicy

i zawzięcie auta liczy.
Liczy, liczy, nie ustaje
i na palcach je dodaje. 
 

Kiedy palców mu zabrakło,

strzepnął nimi aż coś brzękło...
Wtedy sobie w mig przypomniał,
że dla mamy kupić coś miał.
 

Co to było już zapomniał,

a zakupić usilnie chciał...
Bilon mu w kieszeni ciąży,
brzękiem pamięć mocno drąży.
 

Wtem się wsparł o stare drzewo,

grosze liczyć zaczął żwawo.
Liczył, liczył i dodawał,
dumać jednak nie przestawał.
 

Miał nadzieję ustawicznie,

że mu pamięć wracać zacznie.
Gdy pisk opon rozbrzmiał nagle...
w mig skojarzył — ma kupić bajgle.


Pidi i Midi


Pidi i Midi Kacperka

To dwa milutkie szczurki.
Mają piękne futerka
I szpiczaste pazurki.
 

Wesołe są bardzo,

Bawią się ochoczo.
Higieną nie gardzą,
Spokojnie śpią nocą.
 

Papu lubią różniste,

Wsuwają co dostają.
Szczęśliwe są zaiste,
Kacperka zabawiając.

 


Zima naszych marzeń

 Nadchodzi zima… Czy będzie sroga?
Z takim pytaniem — tylko do Boga…
Choć odpowiedzi nie dostaniemy,
Że będzie piękna my wierzyć chcemy.


Wszak to czas świąt, spotkań rodzinnych...
Takich wesołych brak w porach innych.
Niech więc nas cieszy ta biała zima

I niech każdy z nas się zdrowo trzyma!
 
 

Naturalne okorowywanie drzew?

Nie wiem, czyja to sprawka. Może korników? A może rytowników dwuzębnych, albo sówek mniszkówek? A może jeszcze innych owadów? Ale fakt faktem, że drzewo okorowane zostało perfekcyjnie, niczym mechaniczną korowarką, albo strugiem przynajmniej.

Kiedy pierwszy raz we mgle zobaczyłam to drzewo, nie mogłam uwierzyć, że to możliwe. Aby się upewnić, poszłam tam jeszcze raz w innym dniu. 

 

 

Zadziwiająca jest ta nasza kochana przyroda. Lecz drzewa mi szkoda. Jest takie ogromne, a poddało się takim maleństwom... Bo na to wygląda, że to jakieś owady go z kory rozebrały. Człowiek z pewnością nie. By się jednak upewnić, spytam o to leśniczego, kiedy go tylko spotkam.

 

Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"

 

sobota, 11 grudnia 2021

13 grudnia 1981 rok, dzień wprowadzenia Stanu Wojennego. Wspomnienia

 
Wprowadzenie Stanu Wojennego było ogromnym dramatem nie tylko dla Solidarności i internowanych działaczy, było także ogromnym dramatem dla zwykłych Polaków, których ten potworny dzień zastał w różnych sytuacjach życiowych w kraju, ale także i za granicą.

Mnie zastał niestety za granicą. Dramat swój opisałam we wspomnieniu pt. „Przeklęta data 13 grudnia 1981 roku”.

 

(Obrazek z Internetu)

Każdy z nas przeżywał w tym czasie swoje mniejsze lub większe dramaty... Każdy po swojemu. Każdy na miarę swojego wieku. Nasze dzieci także.*

 

Dzieciaki zmartwione

Bardzo wtedy były...

Teleranek im zabrały

Jakieś ciemne siły!


Kiedy już podrosły,

O szoku zapomniały,

Ale stan wojenny

Stale pamiętały.


Czy nasze przeżycia, przeżycia naszych dzieci, były mniej istotne, mniej dramatyczne... niż tych na górze?

 

* Nasze dzieci także "13 grudnia 1981 roku też była niedziela”

 

Leśne roślinki szronem malowane pobudzają wyobraźnię

Te niezwykłe dzieła Matki Natury w lesie można już oglądać od paru dni. Każda, najmniejsza nawet i całkowicie już wysuszona roślinka, kiedy jest szronem otulona, wygląda bajecznie pięknie, pobudza wyobraźnię. Obrazki te są jednak bardzo nietrwale, dlatego tym bardziej warte uwiecznienia.

 


Przyroda, jak na prawdziwą artystę przystało, zdobi nasz świat. Z najdrobniejszych nawet rzeczy potrafi stworzyć piękne obrazki. Człowieka zaś rolą jest je podziwiać... i utrwalać.


Z cyklu: "Fotofantasmagorie"


piątek, 10 grudnia 2021

Pierwszy atak zimy odparty

Pierwszy poważny atak zimy nastąpił u nas w tym tygodniu. Narzekać więc nie możemy, gdyż po raz pierwszy od wielu lat zima zaatakowała nas o wiele później. A do tego, ten jej atak jest całkiem znośny i łatwy do odparcia.

Wprawdzie śnieg sypał z nieba dużymi płatkami już parę dni temu, to jednak na ziemi nie utrzymało się go dużo. Temperatura była plusowa i śnieg w zetknięciu z ziemią się po prostu topił.

W ostatnich latach zima najczęściej atakowała nas dużo wcześniej. Bywało, że już nawet w połowie października.

Najbardziej utrwalił mi się w pamięci atak zimy w październiku parę lat temu, bo wtedy mało życia nie straciłam pod spadającymi konarami, łamiącymi się pod ciężarem śniegu.*

Wszystkie drzewa, jak to w październiku, mają jeszcze liście, i po prostu nie wytrzymywały ciężaru śniegu, który za przyczyną liści właśnie, zatrzymywał się na nich. A muszę przyznać, że wtedy bardzo duża masa śniegu na nie napadała. Sypało gęstym śniegiem przez całą noc i dzień. Pod naporem tak ogromnej masy śniegu zdarzało się, że nawet grube konary drzew łamały się jak zapałki.

Tym razem pierwszy atak zimy mi się nawet podobał. Wędrowało mi się po górach i lasach całkiem fajnie. Powietrze było rześkie i oddychało się przyjemnie.

Pomna jednak swoich przeżyć sprzed lat, ciągle nasłuchiwałam, zwłaszcza kiedy przechodziłam przez gęsty las, czy nie rozlegnie się gdzieś ten charakterystyczny dźwięk łamiących się drzew. Tak na wszelki wypadek, żeby samemu się strzec… i sobą, jakby co, nikomu głowy nie zawracać.

 

Bardzo mi się podoba to miejsce na szczycie góry. Parę dni wcześniej wyglądało tak:

 


A w czasie mojej dzisiejszej wędrówki wyglądało tak:

 


Przyroda jest wspaniałym artystą.


***

Pierwszy śnieżek u nas już 

Spadł bardzo nieśmiało...

Coraz piękniej wokół jest,

Wszak robi się biało.

 


Choinki w białej szacie

Do lasu zapraszają...

O nadchodzących świętach

Nam przypominają.



Leśnicy wystraszeni

Sprzęt swój porzucili

I do swoich domów

Pędem spinkolili.



Stoję na tle bieli,

Śniegu się nie boję...

Coraz mocniej sypie,

Ja wciąż sobie stoję.



I będę słupem stała,

Aż bałwanem się stanę...

Że co, że nim już jestem?

Trudno, tak i pozostanę. ;)



No, dobra! Wracam do domu…


Z cyklu: "Opowieści o poważnej i żartobliwej treści"


* „Mało życia nie straciłam pod spadającymi konarami, łamiącymi się pod ciężarem śniegu” — pisałam o tym we Wspomnieniu pt. „Mam jeszcze... żyć”.



wtorek, 7 grudnia 2021

Pytania (retoryczne) do samozwańczego wodza

 

Jeśliś jest patriotą, jako wszem powiadasz,

czemu skłócasz naród i knebel zakładasz?


Jeśli wierzysz w Boga, czym się afiszujesz,

czemu jadem wzgardy wciąż na innych plujesz?


Jeśli wciąż moc wodza ambicję posiadasz,

czemu z ludźmi złymi się tylko układasz?


Jeśli zbawicielem pragniesz być narodu,

czemu siejesz wrogość i agresji odór?


***

Ech, ty siewco nienawiści, trudno nie mieć dosyć ciebie.

Idź ty lepiej już na rentę, zacznij myśleć o... macebie.

 

Zbliża się zima. Pamiętajmy o dzikich zwierzętach

Zima to trudny czas nie tylko dla ludzi, dla zwierząt także. Zwłaszcza leśnych. Czas pomyśleć o ich sytuacji. A kiedy nadejdą srogie mrozy i obfite opady śniegu — dokarmiać je.

Wędrując leśnymi ścieżynkami, można zaobserwować, że leśnicy już od dawna są przygotowani do zimy i już dużo wcześniej zrobili zapasy dla zwierzyny leśnej. 

 


Nie zaskoczy ich więc żadna sroga zima i kiedy zajdzie potrzeba dokarmiania zwierząt, paszę dla nich mają na podorędziu. Tak że bez najmniejszej zwłoki będą mogli przystąpić do ich ratowania od śmierci głodowej.

Wprawdzie zwierzęta leśne posiadają naturalny instynkt, który podpowiada im jak przetrwać zimę bez ingerencji człowieka, jednak w czasie bardzo mroźnej zimy, zwłaszcza z obfitymi opadami śniegu, same mogą sobie nie poradzić i cierpieć głód. Człowiek powinien im wtedy pomóc i je dokarmiać.

 


Leśnicy znają zwierzęta najlepiej i wiedzą, że aby nie wyrządzić im krzywdy, powinno się je mądrze dokarmiać, tzn. tylko sporadycznie. Wtedy, kiedy gruba warstwa śniegu, a także ujemna temperatura utrudnia im w lesie dostęp do pokarmu oraz wody.

 


Jest wielu prawdziwych przyjaciół zwierząt, którzy bardzo chętnie włączają się w akcje ich dokarmiania. Jednak leśnicy apelują, by nie czynić tego na własną rękę. Raz, aby zwierzętom nie zaszkodzić, karmiąc je nieodpowiednią karmą. Drugi raz, aby nie narazić się na niebezpieczeństwo. Należy pamiętać, że wszystkie zwierzęta leśne są dzikie, przez co i niebezpieczne dla człowieka. Nie należy więc pomagać im na siłę, ale zawsze w porozumieniu i pod okiem służb leśnych. Przy dokarmianiu zwierząt istotną rzeczą jest także to, aby wiedzieć, co i w jakich porcjach one jadają. Inaczej można im bardziej zaszkodzić niż pomóc.

Należy także pamiętać, że dokarmianie zwierząt musi się odbywać tylko w okresie zimowym. Bo gdybyśmy przyzwyczaili je do całorocznego dokarmiania, to chcąc nie chcąc, zmniejszylibyśmy ich samodzielność, instynkt samozachowawczy. A to mogłoby mieć dla nich katastrofalne skutki, gdyż w efekcie zmniejszyłyby się ich szanse na przeżycie w razie nagłego pogorszenia się warunków. I kiedy człowiek w porę nie dotarłby do nich z pomocą. W okresie zimowym istotną rzeczą jest także odśnieżanie dróżek leśnych prowadzących zwierzęta do wodopoju i miejsc, z których czerpią swój naturalny pokarm.

Tu gdzie mieszkam, leśnicy montują zamaskowane kamery (widać to na pierwszym zdjęciu na powyższym kolażu) naprzeciw miejsc dokarmiania zwierząt, aby dokładnie zwierzętom się przyjrzeć i ocenić ich potrzeby.

Wszystkie zwierzęta zimową porą wymagają specjalnej opieki. Przydomowe także. Zwłaszcza te dziko żyjące obok nas. Najczęściej dokarmiamy ptaki.

 


W Polsce jednak także bezpańskie psy i koty trzeba dokarmiać, bo jest ich niestety ciągle jeszcze sporo. W zachodnich krajach UE problem ten nie istnieje. Już dawno temu został rozwiązany i nie ma tam bezpańskich zwierząt. Wszystkie mają swoje domy.

Należy przede wszystkim pamiętać, że gdy już zaczniemy dokarmiać zwierzęta dziko żyjące obok nas, musimy robić to systematycznie. Inaczej narazimy je na śmierć. Te osoby więc, które z różnych względów nie stać na systematyczność — w ogóle nie powinny zaczynać dokarmiania. 

 


Dokarmianie zwierząt to nie zabawa, to obowiązek. Nie zapominajmy!


niedziela, 5 grudnia 2021

Śmiech ma potężną moc

Ludzie pozytywnie nastawieni do świata chętnie się uśmiechają do innych. Potrafią też śmiać się z samego siebie. A to wielka zaleta w dzisiejszym nienawistnym świecie... Daje odpór i wytrąca broń z ręki tym, którzy lubią dokuczać i poniżać innych.

 


Z cyklu: „Przemyślenia z życia wzięte”


Tierpark Jägerhof - Mini ZOO w Pfullendorf

Tierpark Jägerhof to kolejna atrakcja* w Pfullendorf. Zostało założone przez Josefa Jäger w 2000 roku. To niewielkie prywatne ZOO jest licznie odwiedzane, zwłaszcza przez rodziny z dziećmi. Przecież to wielka atrakcja przyglądać się z bliska życiu zwierząt. Jest ich tu ponad 300 różnych gatunków. Można je samemu karmić. Specjalny pokarm jest do kupienia na terenie ZOO.

Niektóre zwierzaki można głaskać i wśród nich przebywać w ich zagrodzie. Dzieci mogą sobie pojeździć na kucyku. Mogą także pobierać naukę jazdy konnej. Taką możliwość mają również dorośli i młodzież.

Kiedy ostatni raz z dziećmi odwiedzałam to ZOO, była deszczowa pogoda. Niektóre zwierzaki pochowały się i niestety nie wszystkie mogliśmy zobaczyć. Ale i tak było fajnie, bo wiele do nas jednak podchodziło lub podfruwało i mimo deszczu łasiło się przymilnie. Oczekując oczywiście, że coś im się pysznego do dzioba, czy też mordki dostanie. Udało mi się więc trochę zdjęć im zrobić.

 


Po przekroczeniu oryginalnego wejścia świat zwierząt stanął przed nami otworem. Najpierw swoje kroki skierowaliśmy do ptactwa. Było ich mnóstwo. Nie wszystkie jednak były nami zainteresowane... Pewnie były już nakarmione przez wcześniejszych gości.

 


Kaczuchom deszcz nie przeszkadzał. Hurmem okupowały swój wybieg, kwacząc wniebogłosy. Gęsi podobnie. Jak "zmokłe kury" przemierzały przejścia między klatkami, i śpiesząc się, podchodziły do nas. Głośno gęgając, niecierpliwie czekały
na smakołyki. Tak niecierpliwie, że aż mi obiektyw podziobały. Został ślad na zawsze. Natomiast kury wszelkiej maści, gdacząc w różnej tonacji, siedziały w klatkach, deszcz je więc nie zmoczył, ale pewnie wolałyby słońce i wybieg.

 


Z kolei szop na nasz widok zwiał do swojego domku. Nie wiem, co mu się w nas nie spodobało. Jednak na naszą usilną prośbę, popartą smakołykiem w dłoni, wyszedł łaskawie na chwilkę.

 


Zajączków było dużo, ale tylko jeden do nas przykicał, inne się pochowały w kojcu i tylko zaglądały z zaciekawieniem na nas. Zaś świnki morskie, wiadomo, ze względu na ich mało przewidywalną naturę, musiały siedzieć w swoich domkach. A było ich mnóstwo. Jedna przez drugą przepychały się do siatki i proszącym wzrokiem domagały się czegoś do mordki. Dostały. Tylko nie wiem, czy wszystkie.

 


Azjatyckie wiewiórki na żywo widziałam po raz pierwszy. Były jednak tak strasznie szybkie, że nie sposób było zrobić im zdjęcie. Po klatkach poruszały się w szalonym tempie jak... bakterie pod mikroskopem. To unikalne gryzonie. W dzisiejszych czasach coraz trudniej znaleźć je w naturalnych warunkach.

Najmłodsza wnuczka była bardzo zawiedziona, że nie mogła się lepiej przyjrzeć tym szalonym zwierzaczkom. Ze smutkiem stwierdziła, że pewnie jej nie lubią. W drodze do restauracji (na ciepłe "papu") wytłumaczyliśmy jej dlaczego te akurat wiewiórki są takie szybkie. Zrozumiała. 

 


Z tymi dziwnymi kozicami pochodziliśmy sobie po małej łączce przy stadninie. Były bardzo przymilne. Co rusz zatrzymywały się jednak, i podnosząc swe rogate głowy, patrzyły nam prosto w oczy... Co chciały?

 


Ech, te konie!... Dla mnie to najpiękniejsze zwierzęta na świecie. Zwłaszcza czarne. Mogłabym tak stać i stać i podziwiać je bez końca... Mimo deszczu.


* kolejna atrakcja, gdyż już wcześniej pisałam o tamtejszym niezwykłym Parku Wodnym (Seepark Linzgau)


piątek, 3 grudnia 2021

Nadchodzi zima. Trzymajmy się zdrowo... dla siebie i innych

Nadchodzi zima, a z nią czas najpiękniejszych świąt w roku. Najpiękniejszych, bo rodzinnych. Wielu z nas z utęsknieniem myśli już o tym miłym czasie. Dzieci czekają na Mikołaja i gwiazdkę. Na masę prezentów. Dorośli może na prezenty mniej czekają, bo zazwyczaj otrzymują nietrafione, często zbędne, bezużyteczne, czekają bardziej na spotkania w gronie rodzinnym, na miłą atmosferą wokół panującą. Bo przecież nie tylko w domu odczuwa się nastrój bożonarodzeniowo-noworoczny. Odczuwa się go wszędzie: na ulicy, w urzędach, instytucjach publicznych, zakładach pracy, kościołach, a przede wszystkim w sklepach, gdzie już aż do przesady i to już od paru tygodni wprowadza się ludzi w taki właśnie nastrój. Jednak ta przesada akurat w pewnym sensie jest uzasadniona.

Ciekawe jak sytuacja wyglądać będzie w tym roku? W roku pańskim z ciągłym (niestety!) koronawirusem w tle… O kurka, jak ja nie cierpię tej nazwy… wolę tę drugą, bardziej naukową, a więc, czy ludzie, czując na plecach wyziewy COVID-19, ruszą hurmem do sklepów? Podejrzewam, że mało kto zrezygnuje z kupowania prezentów. Bo ludzie, jak to ludzie, powodowani owczym pędem, nie bacząc na kondycję zdrowotną, poddają się sklepowemu nastrojowi świątecznemu i człapią wytrwale od sklepu do sklepu w poszukiwaniu prezentów dla swoich najbliższych. No bo to też wielka tradycja. Tradycja, która wywiera wręcz presję na wszystkich. Nawet na zabieganych, nie mających za grosz czasu na latanie po sklepach. Nawet na skołowanych problemami życia codziennego, nie mających za grosz ochoty na latanie po sklepach. Ba, nawet na biednych, nie mających za grosz grosza przy duszy, aby mieć z czym latać po sklepach. Ale nie ma zmiłuj! Tradycja jest niewzruszona, bezwzględna, nakazuje wywiązać się z niej należycie i mieć czym obdarować swoich bliskich… I tyle!

Co za głupia tradycja?! Głupia, niegłupia, ale to przecież ludzie sami ją kiedyś tam wymyślili (jak wszystko inne zresztą). I nam nieborakom trzeba jej teraz sprostać, bo jak nie, czekają nas wyrzuty sumienia.

Mając na względzie powyższe, myślę, że i tym razem ludziom trudno będzie się powstrzymać i że na głowie nawet staną, aby tradycji stało się zadość. Zresztą, jak można się też powstrzymać, skoro handlowcy, skrupulatnie wykorzystując tę słabość człowieczą do tradycji, z każdej strony umiejętnie mamią nas przeróżnymi atrakcyjnymi ofertami? Tak że ludziska, choć z duszą na ramieniu ze strachu przed zarażeniem się tą wstrętną chorobą i tak będą wędrować od sklepu do sklepu w poszukiwaniu promocyjnych artykułów na prezenty.

Moim skromnym zdaniem, jeśli się już zdecydujemy w tym wirusowatym okresie na przebywanie w większych skupiskach ludzkich, sklepy mam na myśli przede wszystkim, to nie ma co panikować… i duszę z ramion zdjąć. Wszak paniczne myśli jak magnes przyciągają właśnie to, czego się tak bardzo boimy. Trzeba nam więc zachować spokój, a przede wszystkim higienę. Trzeba nam szczególnie zadbać o system immunologiczny. Bo to przede wszystkim od niego zależy, czy będziemy w stanie obronić się przed infekcjami, przed tym wstrętnym wirusem, jakim nas dookoła straszą.

Każdy z nas z pewnością już wie, co mu najbardziej pomaga wzmocnić swoją odporność. Ja, na ten przykład, jestem roślinożerna to nie mam z tym większych problemów. Mnie najbardziej pomaga: czosnek, cytrusy, wszelkiego rodzaju zielenina i kiełki.

Trzeba nam również zadbać o poziom serotoniny w mózgu, zwanej hormonem szczęścia.* Bo to od jej poziomu zależy nasz nastrój, jakość snu, regeneracja organizmu, odporność na stresy. Ba, nawet zachowanie szczupłej sylwetki zależne jest od poziomu serotoniny, bo jeśli jej poziom jest wysoki, tym mniej pożywienia potrzebujemy. Nie obżeramy się wtedy i nie tyjemy. Fajnie, nie?

Hmm...! Pewnie każdy zaraz chciałby się tej serotoninki nachapać ile wlezie. Nie tak szybko! Nie ma nic za darmo. Żeby móc jej poziom porządnie wywindować, trzeba sobie trochę trudu zadać. I tu się rodzi pytanie: no to cóż to takiego poziom tej — jakże dobroczynnej — serotoniny podwyższa? Ano ruch, proszę państwa! Przede wszystkim ruch.

Trzeba nam więc podnieść swoje cztery litery z kanapy i ruszyć się, przynajmniej na spacer, jak już żadnego sportu nie jesteśmy w stanie polubić. Nie powinniśmy leżeć odłogiem na kanapie przed telewizorem z miseczką chipsów, czy jakichś tam słodyczy, albo piwskiem, bo potem tylko narzekamy, że tu nas boli, a tam dźga… i latamy po lekarzach.

Chodzi mi tu oczywiście o ludzi zdrowych. Zdrowych leniwców, kanapowców, wszelkiej maści frustratów. Niechaj każdy taki ma przynajmniej świadomość, że za swoje złe samopoczucie — nie kto inny — tylko on sam ponosi winę. Chociaż myślę też, że i ludziom chorym odpowiedni na ich możliwości ruch również przyniósłby wiele dobrego.

Ruch i jeszcze raz ruch. Efektywny ruch. Jak świat światem, jeszcze nikt lepszego lekarstwa na zdrowie nie wymyślił. „Ruch jest w stanie zastąpić prawie każdy lek, ale wszystkie leki razem wzięte nie zastąpią ruchu”. Ta idea powinna przyświecać nam wszystkim... Bo to dzięki efektywnemu ruchowi wzmacnia się nasz system immunologiczny. To dzięki ruchowi nasze organy wewnętrzne lepiej pracują. To dzięki ruchowi stajemy się silniejsi psychicznie, jesteśmy częściej uśmiechnięci, pozytywnie nastawieni do życia, do ludzi. O wiele łatwiej jest nam żyć, łatwiej zwalczyć każde zło, które przypałętuje się do nas na naszej drodze życia. Jestem pewna, że każdy, kto doświadczy tych wszystkich pozytywnych skutków ruchu, posiądzie też wewnętrzną umiejętność bycia szczęśliwym.

Kurczę, aż mnie korci by spuentować te moje dzisiejsze wywody pewnym wyświechtanym już hasłem… A niech tam, jednak spuentuję. A co mi tam?!… I tak każdy z nas dobrze o tym wie, że: „W zdrowym ciele zdrowy duch”.

Halo, ludziska, słyszycie?! Ruszcie wreszcie swoje tyłki z kanapy i do dzieła, czyli do ruchu… Marsz! Bez względu na wiek, status społeczny, czy zasób kieszeni. Poprawa zdrowia gwarantowana! A co za tym idzie, lepszy komfort życia. Jestem tego w stu procentach pewna. Mimo to na poradę moją udzielam półrocznej gwarancji. Jeśliby w tym czasie komuś ona nie pomogła, może mnie osobiście na łamach Internetu wobec wszystkich zbluzgać i wykląć od czci i wiary. No! To tyle słowa mego na dzień dzisiejszy… Amen! 

***

Nadchodzi zima


Nadchodzi zima… Czy będzie sroga?
Z takim pytaniem — tylko do Boga…
Choć odpowiedzi nie dostaniemy,
Że będzie piękna my wierzyć chcemy.

Wszak to czas świąt, spotkań rodzinnych...
Takich wesołych brak w porach innych.
Niech więc nas cieszy ta biała zima

I niech każdy z nas się zdrowo trzyma!
 
 

 

* O serotoninie (hormon szczęścia) pisałam więcej w opowiadaniu pt. „Naładowani serotoniną nie popadają w depresję”.