środa, 22 grudnia 2021

Ckni mi się za normalnością

Ckni mi się za normalnym życiem, za wszystkim, co było przed marcem 2020 roku. Dość już mam tej psychozy covidowej. Dość już mam widoku ludzi przemykających po ulicach niczym zombies... Rany, kiedy to się skończy?!

Wprawdzie nie mogę aż tak bardzo narzekać, bo moje życie osobiste aż tak drastycznie się nie zmieniło, zwłaszcza moje przyjemności. W większości robię to, co robiłam i przed tą całą wariacją wirusową. Na szczęście nikomu u nas do łba nie strzeliło, żeby lasy pozamykać, jak to było w Polsce. Tak że zasuwałam i nadal zasuwam sobie po górach i lasach do woli. To moja wielka przyjemność i... zdrowie.

Z dziećmi i z wnukami spotykamy się nadal normalnie. No może zeszłej wiosny nie aż tak często, ale potem wróciło już wszystko do normalności i spotykamy się jak dawniej. 

Święta Bożego Narodzenia też będziemy spędzać razem. Jak zwykle. Nowy Rok tym bardziej. Siłą rzeczy, bo mój najmłodszy wnuk miał życzenie zameldować się na świecie właśnie w tym dniu.

Najbardziej mnie wkurzają te maseczki, ba, brzydzą wręcz. W lesie mogą oddychać pełną piersią bez tej „ozdoby” na twarzy, ale w sklepach niestety nie. A że jestem okularnicą, bardzo energiczną okularnicą, bardzo cierpię, bo okulary ciągle mam zaparowane i nic nie widzę. Co rusz muszę je przecierać chusteczką, ale ledwie je przetarte na powrót założę na nos, w sekundzie są znów zaparowane. Ło matko i córko! No szlag mnie trafia! Jak ja tego nie znoszę!

Z powodu tych maseczek ubolewam też bardzo, że nie mogę jak zwykle odwiedzać mojego ulubionego fryzjera Giuseppe.*

Znamy się już blisko trzydzieści lat i bardzo się lubimy. Zawsze mamy sobie tyle do opowiedzenia, tyle do obgadania, tyle do oplotkowania... A teraz? Nic!... Cholerna posucha!

Co prawda w tym chorym czasie odwiedzałam go parę razy, ale to jednak nie to! Bo jak tu prowadzić normalną konwersację z tą szmatką na twarzy? Jak być nią usatysfakcjonowanym, rozmowę mam na myśli, nie widząc swoich uśmiechów, czy też innych mimicznych wyrazów twarzy wynikających z poruszanych akurat tematów? Przecież są bardzo ważne. Taka rozmowa to tak jak lizanie loda przez szybę... Kurka wodna! Dla mnie rozmowa jest tak samo ważna jak zabieg fryzjerski. A może i jeszcze ważniejsza.

Przy ostatniej wizycie w salonie obiecałam Giuseppe, że następnym razem odwiedzę go już bez maseczki. Liczyłam, że nastąpi to wcześniej. Niestety, wymyślili znów kolejną zarazę. Całkiem świeżą, i o bardzo dźwięcznej nazwie w postaci piętnastej litery alfabetu greckiego... A niech to dunder świśnie!



Mam jednak nadzieję, że najpóźniej na wiosnę wszystko wróci do normy. Że to przekleństwo covidove odfandzoli się od nas raz na zawsze... Albo my od niego. I znów będziemy normalnie funkcjonować, i to w każdej sferze naszego życia.

Na pohybel zarazie! Dwóm zarazom... ta druga (typowo polska) w domyśle. ;)


* Giuseppe — o tym wspaniałym człowieku i fryzjerze w jednej osobie oraz  jego salonie pisałam już wcześniej w opowiadaniu pt. „Fryzjer jak spowiednik” i „Moc pozytywnego myślenia”.


Z cyklu: "Opowieści o poważnej i żartobliwej treści"