piątek, 25 września 2020

Fryzjer jak spowiednik

Każdy z nas ma jakiegoś fryzjera. Bo mieć musi. Włosy przecież rosną przez całe życie (z małymi wyjątkami) i trzeba je od czasu do czasu strzyc. Czasami też farbować, czasami modelować. A czasami to wszystko — w jednym, przy jednej wizycie w salonie fryzjerskim. Albo i poza, jeśli ktoś i taką możliwość ma. Jedni wybierają fryzjerów, inni fryzjerki. Ale są i tacy, którym płeć jest obojętna, byleby z zabiegów na głowie być zadowolonym. Jedni lubią gdy zabiegi są szybkie i bezbolesne, inni zaś lubią sobie posiedzieć w salonie fryzjerskim i takim jest wszystko jedno, czy zabiegi będą bezbolesne, czy bolesne (byleby nie za bardzo!). Ważne, aby w efekcie końcowym z fryzjerskiego dzieła być zadowolonym, a przy tym wygodnie sobie posiedzieć i… pogadać z fryzjerem. A jeszcze lepiej — wygadać się. Do takiej grupy należą zwłaszcza te osoby, które mają swoich stałych fryzjerów.
Fryzjerzy (obu płci) też lubią gadać. A i słuchać niezgorzej. Tych słuchających jest chyba nawet więcej. Siłą rzeczy. Bo kiedy robią swoje przy włosach klientów, wysłuchiwać ich zwierzeń są wręcz zmuszeni — niczym spowiednik.

Już ponad 25 lat mam stałego fryzjera, 48-letniego Włocha o imieniu Giuseppe. Jest on nie tylko wspaniałym fryzjerem, jest też żywym przykładem mocy pozytywnego myślenia. Parę lat temu uległ bardzo poważnemu wypadkowi, szybko jednak stanął na nogi. Dzięki pozytywnemu myśleniu właśnie.*
W salonie Giuseppe jest zawsze miła atmosfera, ba, rodzinna, można by rzec. Giuseppe, jak na Włocha przystało, jest ciepłym i radosnym facetem. Każdego swojego stałego klienta wita bardzo wylewnie. Uścisk, buzia, buzia uścisk. A jego asystentki zaraz podają coś do picia i poczytania.

Kilka dni temu znów korzystałam z usług fryzjerskich Giuseppe. Co żeśmy się przy tym nagadali, to nasze. W rozmowach poruszamy zawsze szerokie spektrum tematów, od kwestii światopoglądowych, poprzez politykę w naszych trzech Ojczyznach (ostatnim razem Silvio Berlusconiego wzięliśmy na tapetę), aż po problematykę egzystencjalną. Na tematy osobiste też czasem rozmawiamy. Ja się jednak nie zwierzam. Nie mam takiego zwyczaju ani takiej potrzeby.

Przy okazji mojego któregoś tam pobytu u Giuseppe obfotografowałam jego salon z każdej strony (za jego zgodą oczywiście). Myślę, że jest ciekawie i funkcjonalnie urządzony. Można tam też pooglądać prace miejscowych artystów. I nie tylko. Kilka i z Sycylii podziwiałam.


W tym czasie, kiedy odsiadywałam swoje półgodziny z farbą na włosach, Giuseppe zajmował się inną osobą, a dokładniej, przystojnym panem w średnim wieku. Byłam więc mimowolnym świadkiem ich rozmowy, a właściwie zwierzeń tego pana. Rany, momentami aż włos mi się na głowie jeżył! Razem z farbą. Parę razy zdarzyło mi się też buchnąć śmiechem, wtórując obu panom. Nie będę jednak zdradzać zwierzeń tego pana, bo podobnie jak Giuseppe, czuję się w obowiązku dochowania tajemnicy.

***

Po kolejnych dwóch miesiącach, kiedy pojechałam do Ratusza coś załatwić, przyszło mi na myśl, że jak już jestem w śródmieściu, miło będzie odwiedzić Giuseppe, a przy okazji i grzywkę podciąć. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.
Wchodząc do salonu, doznałam szoku. Stanęłam w progu jak wryta. Nie poznawałam gdzie jestem. I pewnie jeszcze długo bym tak stała, wytrzeszczając oczy, gdyby nie Giuseppe, który wyrósł nagle w drzwiach ze swoim szerokim uśmiechem.


Na widok Giuseppe momentalnie odzyskałam rezon i poczułam się już jak w domu. Ale jeszcze przez dobrą chwilę musiałam swoje oczy przyzwyczajać do nowego wizerunku salonu. Wszystko jest teraz inne. Dokładnie wszystko. Tylko Giuseppe ten sam. Przy ostatniej mojej wizycie w salonie Giuseppe wspominał, że ma zamiar przeprowadzić renowację, ale jakoś mi to z głowy wyleciało. Stąd ten szok. Zresztą, chociażbym nawet i pamiętała to pewnie i tak szoku bym doznała, bo aż takiej zmiany z pewnością bym się nie spodziewała.
Giuseppe uśmiał się z mojej zszokowanej miny, ale zaraz zaczął się dopytywać, czy mi się jego salon podoba. Jasne, że mi się podoba, odpowiedziałam mu i zabrałam się za jego obfotografowywanie.
Kiedy w końcu poddałam się zabiegowi Giuseppe, czyli podcięciu grzywki, on opowiadał mi jak przebiegała renowacja salonu. Okazało się, że podłogę kładł mu mój Landsmann (jak mówił Giuseppe), czyli rodak. Natychmiast dopytałam, czy jest z niej zadowolony. Jest. No to się ucieszyłam.


* „Macht des positiven Denkens” — Moc pozytywnego myślenia