W
Internecie często dochodzi do naruszania praw autorskich. Są
ludzie, którzy robią to nagminnie i bezkarnie… Ale do czasu!
Ustawa o prawie autorskim z 4 lutego 1994 roku za naruszenie praw
autorskich i wykorzystanie ich bez zgody autora przewiduje dwa
rodzaje odpowiedzialności: cywilną i karną.
Publikując
kiedyś swoje artykuły na łamach Wiadomości24, jeden z nich
chciałam uzupełnić po pewnym czasie zdjęciami. Co też uczyniłam.
Tekst ponownie wrócił do moderacji. Po paru godzinach dowiedziałam
się nagle, że jest on już opublikowany na pewnym portalu
społecznościowym. W całości, bez podania nazwiska autora. Nie
powiem, zdziwiłam się. Napisałam o tym fakcie e-maila do wydawcy i
oto co mi on poradził:
— „Proponuję zatem skontaktować się z
administratorem tej strony i... wystawić mu rachunek za naruszenie
praw autorskich... Takie praktyki są niedopuszczalne, ktoś
przywłaszczył Pani tekst, w dodatku nie podpisał go. W razie
problemów z zarządcą strony proszę nam dać znać”.
Ucieszyłam się tą odpowiedzią, bo przecież redakcja
ma zawsze większą siłę przebicia niż pojedynczy autor. Zrobiłam
tak jak mi wydawca poradził i napisałam do administratora tegoż
portalu maila z prośbą o usunięcie mojego tekstu. Niestety, bez
echa. Za dwa dni ponowiłam prośbę, za kolejną poradą wydawcy:
— „Proszę jeszcze z dobę poczekać, a potem wysłać
ostrzeżenie, że jeżeli materiał nie zniknie, zajmie się nim
dział prawny Grupy Wydawniczej Polskapresse...”.
No to czekałam. I co? I dalej zero
reakcji. Administrator milczał jak zaklęty, a mój tekst nadal
widniał na głównej stronie jego portalu.
Celowo nie podaję nazwy owego portalu
społecznościowego, ażeby jego nieuczciwym założycielom nie robić
darmowej reklamy.
Ponownie weszłam w kontakt z wydawcą, meldując co i
jak. Po chwili dostałam jego odpowiedź o treści:
— „Pani Halino, redaktor naczelny zadecydował, że
jednak puścimy Pani tekst o kradzieży :) Napisał już w imieniu
redakcji do właścicieli serwisu... Czekamy na dalszy rozwój
wypadków”.
I w końcu się doczekaliśmy. Tekst mój zniknął ze
„złodziejskiego” portalu. A jego administrator, kajając się,
gorąco mnie przeprosił. Podziękowałam więc kolejnym mailem
redaktorowi naczelnemu za pomoc:
— „Panie Tomaszu, właśnie napisał do mnie
administrator rzeczonego portalu z przeprosinami za wykorzystanie
mojego tekstu bez mojej zgody. Na moje prośby nie reagował, ale na
Pańską niemalże natychmiast i tekst dzisiaj zniknął z jego
strony. Dziękuję za pomoc i pozdrawiam!”. — W odpowiedzi
redaktor mi odpisał:
— „Pani Halino, znalazła Pani
bardzo sympatyczne wyjście z tej przykrej sytuacji. Uśmiechnąłem
się, gdy przeczytałem komentarz. Pozdrawiam”. — Kończąc naszą
korespondencję, odpowiedziałam:
— „Miło mi, że się Pan uśmiechnął. Bardzo
lubię uśmiechniętych ludzi. A co do wyjścia… No cóż, myślę,
że prawdziwego dziennikarza obywatelskiego poznaje się nie po tym
jak zaczyna, ale po tym jak kończy.... To taki żarcik, ale wiele w
nim prawdy. Dziękuję za pozdrowienie i również pozdrawiam!”.
Potem — zupełnie przez przypadek — jeszcze wiele
razy napotykałam na swoje teksty, a także zdjęcia (napotykam
jeszcze i dziś) na Facebooku, na niektórych portalach
społecznościowych i blogach.
Za każdym razem wtedy reagowałam i reaguję... i za
każdym też razem byłam i jestem bardzo przepraszana... I to mi
wystarcza.
Pod przeprosinami dostawałam także różne komentarze.
Większość miłych. Cytuję trzy z nich (nazwiska pozostawiam tylko
dla swojej i redakcji wiadomości):
— „Spróbuj doszukać się w
tym pozytywów. Skoro Ciebie "piratują" to przecież
znaczy, że Twój tekst jest przedmiotem pożądania”. WA
— „Oczywiście, że to miłe, kiedy teksty
podobają się, są czytane i wykorzystywane dalej, ale powinno to
się odbywać za zgodą autora, albo przynajmniej z podaniem linku do
źródła. Takie przywłaszczanie sobie czyjeś pracy jest
bezprawne... i niemiłe”. GraK
— „Ja bym tę kradzież
potraktował nieco jako komplement... Ukradli bez podawania autora
czy z? A może po prostu niech zapłacą za używanie?”. GW
Jakkolwiek by nie było, myślę, że w przypadku
kradzieży tekstów, czy fotografii, zawsze powinniśmy reagować.
Porządek musi być. Ale powinniśmy to robić z poczuciem humoru,
bez mściwości. Mściwość, podobnie jak nienawiść, to cecha
ludzi o niskim poziomie kultury osobistej.