Zamek
Hohenzollernów rzeczywiście jest bajecznie piękny i wart
obejrzenia. Robi ogromne wrażenie. Zwłaszcza ten niezwykły widok,
jaki roztacza się ze szczytu góry.
Ciekawostką jest to, że jest on jednym z nielicznych
tego typu obiektów, które wciąż znajdują się w prywatnych
rękach i są przez rodzinę właścicieli utrzymywane.
Nie
ma w nim typowego muzeum, ale można w nim podziwiać wiele zabytków
i różnych ciekawych przedmiotów zgromadzonych przez rodzinę w
ciągu stuleci. W zamkowych komnatach pięknie wyeksponowane są
bogate kolekcje obrazów, porcelany, sreber. A w jednej z nich pyszni
się korona Króla Prus.
Wycieczka
po zamku to całkiem długi spacer ze względu na ogrom budowli.
Kolejne atrakcje dla zwiedzających są związane z rycerstwem
tamtych czasów, a także z murami obronnymi.
Płaskorzeźba nad głównym wejściem do zamku mówi
sama za siebie, rycerzy na zamku było mnóstwo. I aż trzy zwodzone
mosty musieli pokonywać, aby dostać się na główny dziedziniec
zamku.
Z
baszty okolice zamku widoczne były dookoła jak na dłoni… i są
nadal. Z murów obronnych częściowo także. A na nich dumnie
prezentują się posągi rycerzy.
Na
dziedzińcu zamku stoi zaś pięknie zdobiona armata. Arcydzieło
sztuki kowalskiej. Jeszcze czuć ją prochem... lecz wystrzelonym
tylko na wiwat.
Dziedziniec
zamku pewnie nieraz tętnił końskimi kopytami i zgrzytem żelastwa
uzbrojonych rycerzy.
Mieliśmy
nawet szczególną okazję przywitać się z „prawdziwymi”
rycerzami. Zaprezentowali nam też walkę. Ha, okazało się, że
uczeń pokonał nauczyciela, wytrącając mu szablę z rąk. A
nauczyciel... okazał się być naszym znajomym. Rycerze po miłej
pogawędce... znów wzięli się za czuby, to znaczy — za szable.
Wewnątrz
zamku, zaraz przy wejściu, wyeksponowana jest pokaźna zbrojownia.
Wszędzie jest zakaz fotografowania. To jest jedyne zdjęcie, które
udało mi się zrobić.