Rowerowanie mam na myśli. Nie po raz pierwszy urządziłam sobie wycieczkę rowerową w grudniu, bo też w ostatnich latach zima rzadko u nas gości. Jeśli więc pogoda sprzyja — trzeba ją wykorzystywać.
U nas po dwutygodniowej zimie, mroźnej i bardzo śnieżnej, znów wróciła jesień. Nie ma żadnych opadów. Śnieg się stopił niemalże wszędzie i w ciągu dnia jest plusowa temperatura.
Dzisiaj z rana było jednak dość zimno, szron zdobił las, a ja trochę przeziębiona… Ale co tam, skoro już wcześniej zaplanowałam sobie pojeździć, to pojeździć musiałam. Niedużo jednak, bo tylko 25 kilometrów po lasach i łąkach. Po godzinie po szronie nie było już nawet śladu.
Zimno mi nie było w ogóle. Wręcz przeciwnie. Ubrana byłam odpowiednio. Wprawdzie wyglądałam jak kosmita i napotkane zwierzęta patrzyły na mnie zszokowane, ale kiedy do nich przemówiłam, przestały zwracać na mnie uwagę... Cóż jednak znaczy wygląd? Najważniejsze, że mi się fajnie jeździło. Do domu wróciłam spocona i… zdrowa. Serio! Przeziębienie minęło jak ręką odjął. I jak tu nie kochać roweru?
Rower to mój dobry druh...
Kiedy tylko znajdę czas,