Sama nie wiem, skąd się to wzięło,
Że mnie na takie fotki natchnęło...
Pstrykało mi się całkiem snadnie,
Jednak pstrykałam — co popadnie.
Kiedy do domu z lasu wróciłam
i do kompa aparat podłączyłam...
Aż mnie zatkało, przyznaję szczerze.
Czy to przypadek? Jakoś nie wierzę!
Długo się jeszcze bardzo dziwiłam,
Że tylko dzieła z drzew uwieczniłam.
Pewnie to musi coś jednak znaczyć...
Swą użyteczność chcą tak zaznaczyć?
***
Jaka jest użyteczność drzew? Każdy wie, ogromna. Zdjęcia z mojej wędrówki (m.in.) też o tym świadczą. A to tylko malutki ułamek ich użyteczności.
Chodząc po lesie, miałam wiele spraw do przemyślenia. A dumając nad nimi, robiłam zdjęcia, nie do końca wiedząc, co fotografuję. Bo też od kiedy ekranik mojej cyfrówki eksplodował, nic na nim nie widzę. Chociaż nie, widzę, grubą krechę i coś w rodzaju obrazka przedstawiającego dwie czarne róże. Tylko to i nic więcej. Od tamtej też pory zdjęcia robię na wyczucie.
Eksplozja ekranika jest pewnie konsekwencją mojego zbyt częstego fotografowania słońca. Widocznie aparat w końcu nie wytrzymał tak potężnej energii. Ale że go bardzo lubię (niespodzianki również) na wypady do lasu zawsze go zabieram i pstrykam fotki intuicyjnie. Potem zaś w domu, z wielkim podnieceniem, oglądam na monitorze komputera, co też za obrazki udało mi się utrwalić. No i dzisiaj akurat utrwaliłam tylko te związane z drzewami. A właściwie z rzeczami z nich powstałymi. Dziwne? Może... Ale nie do końca. Wszak są na nich konkretne i bardzo użyteczne dzieła z drzew:
* Chatka w środku lasu, w której cały rok na okrągło spotyka się młodzież ewangelicka.
* Ambona na skraju polany, nie tylko dla myśliwych, bo nieraz i ja na niej siedzę.
* Szałas dla leśników, gdzie zimą przechowywana jest także karma dla zwierząt.
* Tablica informacyjna na parkingu pod lasem.
* Korytko na wodę źródlaną. Źródlanka pyszna, próbowałam.
* Krzyż na szczycie Oksenberg (góra Wołowa 909 m.n.p.m.).
* Ławeczka na szczycie góry, na której czasem przysiadam.
* Palety... A co, je też drzewa nam przecież dają. Pamiętam, że chciałam zrobić fotkę siedzącej na drzewie wiewiórce, a tylko palety mi się uchwyciło.
* Drzwi wyjściowe do ogrodu. Też są drewniane, znaczy ich futryny. Schodki nie inaczej.
* Zdjęcie z wnuczkami sprzed paru lat jest też ciekawe. Przedstawia nie tylko wiele użytecznych dzieł z drzewa w czasie świętowania, ale przede wszystkim pokazuje, że ktoś przez okno (o drewnianych futrynach oczywiście) zaglądał do pokoju, czego wcześniej nikt z nas nie zauważył. Dopiero oglądając zdjęcia (na ekranie komputera), spostrzegliśmy dwie pary świetlistych oczu. Jestem pewna, że należały do leśnych ludków.
Śmieszne? Może i tak, ale ja już tak mam, że nawet w najzwyklejszych rzeczach jakieś niezwykłości widzę. No cóż, w końcu, ku mojemu szczęściu, udało mi się zachować w sobie dziecko.
***
Wszyscy mamy tylko jedno życie... By czuć się w nim szczęśliwym, lepiej przeżyć je radośnie, aniżeli w smutku, albo, co gorsza, w nienawiści.
Z cyklu: "Opowieści o poważnej i żartobliwej treści"