Witaj, Nastusiu kochana!
Już Cię nawet przepraszać nie będę za moje długie milczenie, bo znając Ciebie, wiem, że mnie zrozumiesz i że mi wybaczysz. Straszliwie ostatnio zajęta jestem. A dni takie krótkie się zrobiły, że nawet nie wiem, kiedy kończy się jeden dzień a zaczyna drugi. Nie lubię tego czasu i szaroburego widoku za oknem. Śnieżna zima jest lepsza, bo przynajmniej biało dookoła, przez co i przyjemniej.
No i święta już za pasem. Wybieram się na cały okres świąt na wieś do mojej Mamy. Wcześniej myślałam, że spędzę je w domu z Polą, i Mamę do siebie ściągnę, ale okazało się, że Pola ze swoimi przyjaciółmi wyjeżdża na dwa tygodnie do Tajlandii. Wróci po Nowym Roku. Postanowiłam więc spędzić święta na wsi, w domu rodzinnym... Śladami dzieciństwa. Mama jest zachwycona, bo też woli swoją wieś niż moje miasto. Kazan pewnie będzie też zachwycony. Wylata się po maminym ogromnym podwórzu co niemiara.
Aha, Nastka, a za mojego Brona, to ja Ci uszy ponaciągam. Poczekaj tylko! Jak się u mnie wreszcie kiedyś zjawisz, będziesz latać po moim królestwie jak kłapouch nr 7. Hihihi… Zobaczysz! Gadałam z Bronem na skypa i opowiadałam mu o Tobie i o tym Twoim rozpuszczaniu cudzych mężów. Uśmiał się zdrowo i powiedział, że jak tylko wróci do kraju, musisz do nas przyjechać. On osobiście wyśle Ci zaproszenie. Widzisz, jakie te chłopiska puste? Jak bardzo lubią być rozpieszczane? Będziesz miała pole do popisu. Przynajmniej w oczach Brona… No bo ja, obiecanego kłapoucha nr 7 i tak z Ciebie zrobię.
Melduję, że maluję nadal. I to z coraz to większa pasją. Tym razem podsyłam Ci portret mojego Brona z lat młodzieńczych. Odrysowałam go ze starego zdjęcia, które mi podarował wraz dedykacją w maturalnej klasie.
No jak? Fajniutki był, co nie? Nawet ten jego orli nos dodawał mu uroku. Ależ moje ślubne szczęście będzie miało niespodziankę, kiedy wróci. Jego ślubna z nagła zaskoczy go aż dwoma muzami naraz. Kulinarną i malarską.
Nastusiu kochana, będę kończyć, ale chciałabym jeszcze złożyć Ci życzenia świąteczne i noworoczne.
Ykhm… ykhm…! No to więc tak:
Oby Święta były dla Ciebie tak radosne,
jak radosne są ptaszki na wiosnę…
Oby prezentów pod choinką multum było,
co by Twoją radość, bardziej wzbogaciło.
A Nowy Roczek Twe marzenia niechaj spełni,
co byś się mogła czuć szczęśliwa… i spełniona w pełni.
Ha, ale mi wierszyk wyszedł... Tylko się nie śmiej ze mnie, bom antytalent poetycki… Ba, w całej pismaczej ogólności antytalent ze mnie. Ale życzenia moje dla Ciebie z serducha mojego wypływają, w którym Ty, zajmujesz dużo miejsca. Boś moją ukochaną Psiapsiółką przecie.
Do życzeń moich dołącza się również Urszulka. Prosiła mnie o to. Ciągle się o Ciebie dopytuje. Mówi, że bardzo by chciała Cię poznać i osobiście podziękować za lekcję życia, jakiej jej udzieliłaś w ostatnim liście. Do dziś o tym wspomina… i za każdym razem ryczy ze śmiechu, jakby jej kto pijawki do pięt przystawiał.
Pa, Kochana! Pędzę do zajęć, bo dzień wnet będzie się kończyć, a ja tyle mam jeszcze do zrobienia… Ależ zajęta jestem… Ależ ja to lubię! To, że bardzo zajęta jestem. Bo, przyznam Ci się szczerze Nastusiu, ja się ogromnie cieszę, kiedy mam dużo zajęć. Wtedy chce mi się żyć. Nie znam słowa „nuda”. O rany, chyba bym się rozchorowała, gdyby mi, co nie daj Bóg, przyszło się nudzić.
Buziam serdecznie i pozdrowionka ślę dla Ciebie i Twoich kochanych Dzieciaczków z Dzieciaczkami! Wesołych Świąt i samych wspaniałości w Nowym Roku! Przyjemnie Zajęta Maryna
***
Witam zapracowaną Psiapsiółkę!
A pewnie, że Cię rozumiem, bom sama zapracowana. I też przyznam, że być zapracowaną bardzo lubię. Nawet ostatnio wcześniej wyskakuję z łóżka, aby tylko zdążyć wszystko zrobić, co sobie w nocy przed uśnięciem zaplanuję. To moje wcześniejsze wstawanie też polubiłam. Dzień wydaje się o wiele dłuższy i taki jakiś radośniejszy. Nie na darmo stare polskie przysłowie mówi: „Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje”. Kiedy dawno temu miałam zły okres w swoim życiu, że rankami z łóżka wyczołgać mi się nie chciało, czułam się potwornie. Nie miałam siły ani chęci na nic. Myślę, że takie ranne, niepotrzebne gnicie w łóżku, to pierwszy krok do popadnięcia w depresję, gdyż powstaje wtedy taki łańcuszek powiązań, a właściwie uzależnień. Długie spanie uzależnia i powoduje osłabienie organizmu, więc się śpi jeszcze dłużej. A im dłużej się śpi, tym bardziej się jest osłabionym. A jak się jest bardziej osłabionym, tym dłużej się śpi. No i błędne koło się zamyka… I ani się człek obejrzy, a deprecha już na poważnie spoziera mu w oczy. Tak że powinnyśmy być Maryniu szczęśliwe, że łóżka nasze traktujemy jedynie jako miejsce nocnego wypoczynku, a nie wielogodzinnego wylegiwania się. A tak w ogóle, to myślę, że ludziom czynu, ludziom z pasją, takie nadmierne korzystanie z łóżka rzadko się zdarza. Takim ludziom też i depresja nie grozi. Co Ty na to, Pani Doktor? Mam rację?
No pięknie Ci wychodzi to portretowanie. Dzięki za portrecik Brona. Przystojniaczek z niego był… tzn. jest… że ho, ho! Bo mniemam, iż tak mu zostało. Ty, Marynia, teraz mi przyszło na myśl… a może byś Ty tak zaczęła sobie tymi zdolnościami portretowania na jarmarkach dorabiać, co? Hihihi!... No dobra, dobra, żartuję, ale przyznam, że bardzo ładnie Ci to wychodzi. A może kiedyś byś i mnie sportretowała dla moich potomnych? Hę? Ależ byłabym Ci wdzięczna.
Miło mi, że Bron chce mnie zaprosić. Kto wie, może uda mi się z Jego zaproszenia skorzystać. Bo też marzy mi się, aby w przyszłym roku wybrać się do Polski. Jak tylko moje marzenie się ziści, zawitam u Was z pewnością. No a wtedy… ha, kłapoucha nr 7 to ja z Ciebie zrobię.
Podziękuj, proszę, Twojej sąsiadce Urszulce za życzenia. Mówisz, że moja lekcja się Jej spodobała? Hihihi…! A wcale się Jej nie dziwię, że marzy o wykopaniu szefowej. Dobrze, że choć umie śmiechem reagować na tak podłą sytuację. Bo nie ma nic gorszego, jak mieć szefa w spódnicy... Brrrr! Aż mnie potelepało na samą myśl. Całe życie jak diabeł święconej wody unikałam takiej sytuacji. No i na szczęście udało mi się. Nigdy nie miałam szefa w spódnicy… Ha, teraz nawet w spodniach nie mam.
Aha, zapomniałabym Ci się zwierzyć, że od jakiegoś czasu mam adoratora. Super nowinka, co?! Sama nie wiem, kto to jest. Wiem tylko tyle, iż jest znajomym mojej znajomej z Polski, z którą się poznałam dwa lata temu na Spotkaniu Polonusów w Berlinie i czasami do siebie pisujemy. I wyobraź Ty sobie, że ten jej znajomy, wielki biznesmen, gdzieś u niej wypatrzył moje zdjęcie, wypytał kto zacz i teraz morduje ją, aby nas ze sobą poznała. No i Basiurka, bo tak ma na imię ta moja znajoma, wystosowała do mnie liścik, w którym wyłuszczyła mi sprawę mojego wirtualnego adoratora. Uśmiałam się, bo dla mnie to komiczna sytuacja. Odpisałam więc jej, pół żartem, pół serio, że i owszem, możemy się poznać, bo w styczniu wybieram się do Berlina. Poznać się przecież zawsze można. Ale żeby jej znajomy nie robił sobie zbyt dużych nadziei, to od razu zaznaczyłam, że mam tylko jeden wymóg: — musi zadziałać chemia. Bo bez chemii ani rusz. Biznesmen musi coś sobą prezentować (prócz interesu, ma się rozumieć), bym miała ochotę z nim spędzić choć chwilkę z mojego drogocennego czasu. Hihihi! Zobaczymy, jaki będzie ciąg dalszy, i co z niego wyniknie. Zamelduję Ci z pewnością.
Wielgachne dzięki również i Tobie Maryniu za piękne życzenia. No co chcesz? Fajne życzonka Ci wyszły. Aż się wzruszyłam. W drodze rewanżu, powinnam Ci malowane życzenia przesłać. Niestety, takowych nie prześlę, bo do malowania za czorta talentu nie mam. Moje wnuczki lepiej ode mnie malują. O, spójrz! Podsyłam Ci szopkę własnoręcznie namalowaną i sklejaną przez moją 6-cio letnią wnuczkę.
Prawda, że ma talent? Ale to z pewnością nie po mnie, a po swojej mamie, a mojej córce. A teraz moje dla Ciebie życzenia. Ślę Ci je wraz ze stroikiem mojego stołu przedwigilijnego:
Życzę Ci Maryniu dużo miłości,
Niechaj w Twym sercu nieustannie gości...
Nie tylko w czasie Świąt i Nowego Roku,
Ale zawsze i wszędzie, na każdym kroku
Bądź szczęśliwa, Przyjaciółko kochana!
Tryskaj energią od samego rana.
Promieniuj radością na wszystkich dookoła,
Zadziwiaj talentami i… pisz epistoła.
2009