środa, 9 grudnia 2020

Zima w błękicie

Zima opanowała naszą krainę. Lecz trzeba przyznać, że pięknie opanowała. Przynajmniej tu gdzie mieszkam. Jest mroźno, ale to i dobrze. Wtedy tym bardziej warto wyjść z domu. Zwłaszcza rano, kiedy powietrze najczystsze i najzdrowsze.

Osobiście najbardziej lubię poranne wędrówki po zaśnieżonym lesie. Dla mnie nie ma piękniejszego miejsca — jak zimowy las. A kiedy jeszcze tonie w błękicie nieba, czuję się w nim wręcz jak w bajce.

Ostatnie dni, choć mroźne, są bardzo urokliwe. Śniegu pełno, bielusieńko dookoła. Maszerując po śniegu słyszy się jego dźwięcznie skrzypienie pod stopami. Wspaniale się też oddycha. Zima biało-błękitna jest przepiękna. Do domu nie chce się wracać. 

 


Do lasu powędrowałam piechotą już z domu. Po drodze, wspinając się uliczkami coraz wyżej i wyżej, podziwiałam nasze zaśnieżone miasto. Kiedy dotarłam do lasu, na polanie przywitał mnie ogromny stróż leśny — pan Bałwaniasty.

 


Przeszłam dobry kilometr i dotarłam do wysokiego wzniesienia, na którym dzieciaki urządzają sobie zjazdy na sankach. Po południu jest ich tu zawsze pełno... i gwarno, że ho, ho! Och, jaka ta zima jest cudowna! Dzieciaki wiedzą to najlepiej.

Po dwóch godzinach wędrówki po lesie wróciłam do domu jak nowo narodzona. Rumiana, rześka… i bardzo szczęśliwa.

 


Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"