Dzisiejszy poranek, w pierwszym dniu zimy, wyglądał u nas niezwykle malowniczo i trochę nawet złowieszczo. O godzinie 7:00 miałam okazję podziwiać przez okno spektakularne zjawisko na niebie. I jak to najczęściej bywa, krótkie i ulotne. W obawie, że to piękno wnet zniknie, natychmiast chwyciłam za komórkę i je uwieczniłam. Żałuję, że nie zrobiłam tego aparatem fotograficznym i że nie byłam w tym czasie na dworze. Trudno, może się jeszcze taka okazja kiedyś nadarzy.
Jesteśmy przyzwyczajeni do płomiennego zachodu Słońca. Wielu z nas pewnie nieraz je podziwiało. Natomiast podziwianiem jego ognistego wschodu, chyba niewielu może się pochwalić. Raz, że bardzo rzadko występuje, a dwa, że o wczesnej porze.
Skąd to płonące niebo o wschodzie Słońca? Ano stąd, że Matka Natura, malując, chce nas zachwycić swoimi pięknymi obrazami. A tak na poważnie, to wynika ono z dużej wilgotności i dużej ilości pyłów zawieszonych w powietrzu. W połączeniu tworzą one grubą warstwę atmosfery, przez którą przebijają jedynie czerwone fale światła. Niby proste... a jakie spektakularne.
Ponoć zjawisko to zwiastuje gwałtowne załamanie pogody. Wzrost zachmurzenia, silne wiatry i opady. Żeby się o tym przekonać, czy tak rzeczywiście jest, sprawdziłam w Internecie prognozę pogody na najbliższe dni. No niestety, mają być porywiste wiatry, opady deszczu i śniegu. Trudno... Podziwianie dzisiejszego bajecznie pięknego nieba będzie dla mnie rekompensatą.
Z cyklu: „A niebo nad nami”