A to co?
Jakiś łobuz napluł na tę roślinkę? I inni muszą na to patrzeć?
Na całe szczęście nie, nie jest to sprawka łobuza. Gdy się
bliżej przyjrzymy, łatwo stwierdzimy, że ta pianka ślinę tylko
przypomina.
To
sprawka pewnego bardzo sprytnego owada. Owada, który nazywa się —
nomen omen — Pienik ślinianka (Philaenus spumarius). To on
pozostawia na różnych roślinach taką wydzielinę. Po co? Ano po
to, aby w jej wnętrzu sobie pomieszkać… Całe stadium larwalne
tam spędza. Tam jest bezpieczny, niewidoczny dla drapieżników. Tam
też upały i susze nie są mu straszne. Spryciarz, co nie?
Pienik
ślinianka to gatunek owada zaliczanego do
podrzędu piewików i rzędu pluskwiaków różnoskrzydłych. Jest
niewielki, mierzy do 6 mm długości. Ma różne ubarwienie, od
jasnego do ciemnego, może być jednobarwne lub wzorzyste. Larwy
natomiast są koloru jaskrawozielonego.
Pieniki
są niestety szkodnikami upraw. Licznie występują także w
zaroślach krzewiastych, na łąkach i na brzegach lasów.
Są
mistrzami w skokach wzwyż. Nie pchły, a właśnie pieniki potrafią
skakać najwyżej. Jak się odbiją swoimi mocno umięśnionymi
nogami to potrafią skoczyć nawet na wysokość 70 cm. Niektórzy
entomolodzy żartują i nazywają pienika Siergiejem Bubką wśród
owadów.
Jeśli
zaś chodzi o tę ich wydzielinę, przypominającą do złudzenia
ślinę, to powstaje ona na skutek wdmuchiwania przez nich powietrza
we własne odchody zawierające białko. Stąd też ten efekt
spienienia. Niezwykłe, prawda? Szkoda, że człowiek tego nie
potrafi.
*
czwarte zdjęcie w kolażu: Allmän Spottstrit _ Meadow Froghopper (Philaenus
spumarius… _ F_files
Z
cyklu: "Co
w przyrodzie piszczy"