Lipiec
to bardzo pachnący miesiąc. Pachnie, jak na lipiec przystało –
lipą... tj. kwiatostanem lipy. Nie może być inaczej, gdyż nazwa
tego miesiąca pochodzi właśnie od kwitnących wówczas lip. A
pachnie dosłownie wszędzie, gdyż tych drzew rośnie wszędzie
bardzo dużo.
Szkoda,
że lipiec tak szybko pędzi, ale póki jeszcze trwa, póki
kwiatostan lipy jeszcze na drzewie, czas się w niego zaopatrzyć.
Napar z lipy na chłodne jesienne i zimowe dni potem jak znalazł.
Lipowy miód także pyszny i zdrowy. Ale jeśli się nie jest
pszczelarzem, trzeba na niego poczekać. A jak już będzie w
sklepach, kupić.
Natomiast
o herbatkę z lipy możemy się sami postarać. I będziemy ją mieli
za darmo. Wystarczy nazbierać kwiatów, wysuszyć, i potem
przechowywać w papierowych torebkach w chłodnym i suchym
pomieszczeniu.
Kwiatostan
lipy zawiera ponad 20 flawonoidów, fitosterole, garbniki, pektyny,
terpeny, olejek eteryczny, kwasy organiczne, sole mineralne, a także
witaminę C i PP.
Napar z
kwiatów lipy jest nie tylko smaczny, działa także leczniczo. W
razie przeziębienia jest niezastąpiony. Działa napotnie i
przeciwgorączkowo. Łagodzi również kaszel. Działa także
moczopędnie. Wspomaga odporność organizmu i ułatwia odprężenie.
Z
dzieciństwa pamiętam, że moja Mama zawsze leczyła nas lipą.
Pamiętam nawet zapach takiej herbatki. Był cudowny, bardzo
intensywny. Dzisiejsza lipa jakoś już tak intensywnie nie pachnie.
Ale co by tu nie mówić, z lipy własnoręcznie nazbieranej i
wysuszonej, herbata pachnie zawsze bardziej, aniżeli ta kupiona w
sklepach... Jak tu więc nie wyprodukować własnej?
Pamiętam
dokładnie słowa mojej Babci: „Dobrodziejstwa herbaty z lipy –
to nie lipa”.
Z
cyklu: "Co
w przyrodzie piszczy"