Wszystko
to można zobaczyć w Bad Buchau i jego okolicach. Bad Buchau to
miasto w Badenii-Wirtembergii, które słynie też jako kurort
leczniczy bazujący na kąpielach błotnych i mineralnych.
Pewnej
niedzieli wybraliśmy się z rodziną na wędrówkę po tym pięknym
mieście i jego szczególnych okolicach. To był piękny czas. Wiele
zobaczyliśmy, wiele przeżyliśmy.
Bad
Buchau znane jest przede wszystkim z Federseemuseum, 1,3 km kw.,
silnie zamulonego jeziora końca epoki lodowcowej, z którego
pochodzą liczne znaleziska po plejstoceńskich łowcach reniferów i
mieszkańców z epoki kamienia łupanego, sięgającego okresu
celtyckiego. Wszystkie te skarby można oglądać w muzeum na świeżym
powietrzu. To jedyne takie miejsce na świecie, gdzie odkryto tak
wielką ilość przedmiotów w wilgotnym otoczeniu torfowiska. Nie
bez kozery więc temu miejscu w 2011 roku przyznano tytuł Światowego
Dziedzictwa UNESCO.
W
bezpośrednim sąsiedztwie parku zdrojowego w Bad Buchau znajduje się
słynny las, tzw. chyboczący las (Wackelwald).
Dlaczego
chyboczący? Ano dlatego, że odwiedzającymi go ludźmi
najnormalniej w świecie chybocze na różne strony. Naprawdę. Wiem,
bo byłam, widziałam i czułam. Każdy kto wejdzie do tego lasu jest
niesamowicie zaskoczony. Każdy krok wywołuje pod nogami drżenie i
chybotanie się ziemi. Ludzie stają, śmieją się i co rusz
podskakują, bo to niesamowite zjawisko, i wielka frajda.
Skąd się
to zjawisko bierze? Stąd, że las leży na glebie torfowej, a jak to
w lesie bywa, rośnie w nim dużo drzew. Drzewa zaś mają mnóstwo
korzeni, które się rozwidlają i wrastają w glebę. Przestrzenie
między korzeniami są więc wypełnione torfem. Ot i całe
wyjaśnienie zjawiska chybotania się lasu. Proste, prawda? Ale kto o
nim nie słyszał i bez przygotowania wejdzie do tego lasu, może
przeżyć szok.
Niesamowite
to uczucie, tym bardziej, że idzie się po normalnej niby ścieżce
leśnej pokrytej grubym torfem i gołym okiem niczego nadzwyczajnego
nie widać, aż tu nagle, ni stąd, ni zowąd, takie kolebanie.
Bardzo miłe kolebanie. Naprawdę fajne uczucie. Idzie się jak po
galarecie.
Z lasu
powędrowaliśmy do Federseemuseum, aby podziwiać domy na palach w
obozie myśliwskim z czasów prehistorycznych — z późnej epoki
brązu, które zachowały się na bagnach. Wszystkie zbudowane są z
drewna, gliny, trzciny i słomy.
Muzeum to
oferuje na świeżym
powietrzu wiele archeologicznych znalezisk do oglądania, z którym
można się dowiedzieć o życiu ludzi w tamtych czasach. Wśród
najcenniejszych eksponatów znajduje się tam najstarsze drewniane
koło od wozu — liczące 5000 lat.
Co
kawałek znajdują się platformy widowiskowe, z których można
podziwiać przepiękną, bardzo rozległą panoramę.
Na koniec
wędrówki poszliśmy zwiedzić miasto. Po drodze zwróciłam uwagę
na szyld (patrz: pierwsze zdjęcie poniższej), gdyż przywołał mi
refleksję o tym, jak hitlerowska wojna zmieniła Niemców, i jak się
tu wszystko zmieniło na dobre. Naprawdę, kochani Rodacy z Polski.
Nastały tu przyjazne czasy dla zwykłych ludzi innych narodów i
różnych religii. Choć przed wojną, i w czasie wojny, było tu
rzeczywiście bardzo tragicznie. W Buchau mieszkało bardzo dużo
Żydów. Osiedlili się tu już pod koniec XIV wieku.
Podczas
pogromu Nocy Kryształowej, 9 listopada 1938, faszyści spalili
synagogę, po czym wszystkich Żydów wywieźli do obozów
koncentracyjnych. Niemcy nie kryją swojej potwornej historii.
Jako
ciekawostkę dodam, że Buchau to też rodzinne miasto ojca Alfreda
Einsteina, Hermana, który mieszkał tu z rodziną aż do momentu
przeprowadzki do Ulm, krótko przed narodzinami Alfreda. Zaś kuzyn
Alfreda, Siegbert Einstein, który przeżył obóz koncentracyjny w
Theresienstadt, po wojnie wrócił do Buchau i przez wiele lat był
wiceburmistrzem miasta.
Wąskie
uliczki miasta są piękne i bardzo zadbane. Restauracyjki swoim
pięknym wyglądem zachęcają gości do wejścia.
Po
drodze, kierując się już w stronę parkingu, podziwialiśmy
fikuśną, ale wiele mówiącą fontannę przy Klinice
Rehabilitacyjnej.
Przy
fontannie nasz pies Aramis (labradoodle) doznał szoku i zaczął tak
ujadać, że aż strach człowieka ogarniał. Wcześniej szedł
grzecznie przy nas, rozglądając się na boki. Kiedy w końcu
popatrzył na wprost i zobaczył przy fontannie figury bardzo
sfatygowanych babinek, jak nie podskoczy z przerażenia, jak nie
zacznie ujadać. Jak szalony. Wszyscy ludzie przechodzący obok
zatrzymali się i wpatrywali się w niego. Jedni z przerażenia,
drudzy z zaciekawienia. Po chwili biedulek kapnął się jednak, że
palnął gafę. Wtedy na szybko obwąchał wiszące piersi jednej z
babinek i w mig wskoczył do fontanny... Pewnie chciał ochłodzić
swoje rumieńce wstydu. Wszyscy dookoła buchnęli gromkim śmiechem.
A kliniczne echo poniosło ten śmich po całej okolicy.