Zima na odchodnym się ocknęła i sypie znów śniegiem trzeci dzień. Wprawdzie już tylko drobniutkim, który i tak w ciągu dnia się topi, bo temperaturę mamy na plusie, ale niech tam, trzeba to jakoś przeżyć. Ważne, że na oknach „doniczkowa wiosna" panuje, i to przez cały rok na okrągło.
Hoduję wiele kwiatów na oknach, ale w sypialni tylko orchideę i aloes. A to dlatego, że ze wszystkich doniczkowych kwiatów pochłaniają najwięcej dwutlenku węgla i najwięcej też tlenu wydzielają, oczyszczając tym samym powietrze w pomieszczeniu.
Na tle bieli za oknem moja orchidea prezentuje się pięknie. Bluszcz także. Jego liście, spoglądając przez szybę, intensywnie wypatrują wiosny... A tu zima o sobie przypomina. Taka niewyżyta! W ogrodzie znów śniegu pełno — po "tujowaty żywotnik".
Aloes natomiast w ogóle zimą się nie przejmuje i w swoim rozwoju galopuje... Strosząc kolce na nieproszonych gości, gdyby któremuś się zachciało wdrapać do mojej sypialni.
Na kuchennym oknie też wieczna wiosna. Aż miło. Zawsze hoduję różne "zarośla", jak to moje synczysko mówi. Tym razem są to: ruca-salatrauke i rzeżucha.
No to byle do wiosny! Ciągle sobie powtarzam... A moja orchidea daje mi znak, że to już niedługo.
Z cyklu: "Opowieści o poważnej i żartobliwej treści"